poniedziałek, 29 stycznia 2024

Dead Poet Society - Fission (26.01.2024)

Był taki film o grupie chłopaków, którzy choć realia niespecjalnie na to pozwalały, mieli marzenia i w środowisku pełnym ograniczeń chcieli żyć pełnią życia, czerpać radość z każdego dnia i cieszyć się sztuką. Zarażali się wzajemnie pasją, uśmiechem i mieli wspólne cele. Jest taki zespół, który choć nie zaczerpnął nazwy bezpośrednio z tego filmu, a stał się Stowarzyszeniem Umarłych Poetów dlatego, że to wyrażenie po prostu fajnie brzmiało, ale zdecydowanie ma wiele wspólnego z wspomnianą mocą przekazu, energią i pasją  - nie bezpośrednio do poezji, lecz do dźwięków. Dead Poet Society choć lekko nie mają i nie wszystko idzie po ich myśli, robią swoje - grają fajną i szczerą muzykę, o czym można przekonać słuchając ich nowej płyty.

 


 

 

Jakość w dobie streamingu

Jak tak naprawdę ma się muzyka gitarowa w 2024 roku, erze serwisów streamingowych, algorytmów i rosnącej popularności sztucznej inteligencji? Jak w ogóle ma się muzyka w tych czasach? Nie rozwijając nadmiernie tematu, by nie napisać czegoś, czego można by było żałować, niekoniecznie dobrze. Poświęcenie należytego czasu każdemu albumowi w realiach, gdy zalewani jesteśmy dzień w dzień toną nowych dźwięków i cieszenie się muzyką dłużej niż kilka tygodni to niemal nieosiągalny wyczyn. Jak przykuć uwagę odbiorcy? Czy nagrać coś, co chwyci od razu, czy może postawić na materiał, którego trzeba słuchać uważnie co najmniej kilka razy, by szczerze go docenić i polubić? Czy da się w ogóle coś jeszcze pokochać na lata? Z tymi wyzwaniami mierzą się współcześnie artyści, walcząc o rozpoznawalność, liczbę wyświetleń, a tym samym dotarcie do odbiorcy. A gdzie w tym wszystkim podziała się jakość? Czy ktoś w ogóle jeszcze zwraca na nią uwagę?


Konkretne argumenty

Tłum podobnych do siebie zespołów, podążających za trendami. Inny tłum, który próbuje na siłę być inny niż reszta, ale coś nie do końca wychodzi. Jak zatem wyróżnić się z masy? Można oczywiście krzyczeć, że jest się najlepszym i to właśnie ciebie trzeba słuchać. Można też po prostu mieć konkretne argumenty - konsekwentnie iść swoją drogą, grać to, co się czuję, przekazywać poprzez sztukę szczere emocje. Dead Poet Society grają od ponad dekady, wiedzą, jakie brzmienia lubią, w jakich dobrze się czują i co chcą prezentować. Na swojej drugiej płycie potwierdzają to bardzo dobitnie serwując trzy kwadranse muzyki, która jest po prostu fajna. Ma niemal popową chwytliwość, wchodzące w głowę melodie, potężną energię, która wyrywa z butów, budowaną na bazie zgrzytliwych, przesterowanych gitar i coś absolutnie swojego - iskrę, która przykuwa uwagę w postaci nieco nawiedzonego, niepokojącego wokalu.  Te składowe tworzą brzmienie zespołu, które choć nie jest niczym nieprawdopodobnie nowatorskim i przełomowym, ma w sobie coś, co przyciąga. 




Wracając do tego, co bliskie duszy

Co sprawia, że dany album jest dobry, zapada w pamięć i chce się do niego wracać? Często jest tak, że mimowolnie, choćbyśmy szukali brzmień totalnie awangardowych, eksperymentalnych i absolutnie niepodobnych do niczego, co już słyszeliśmy, i tak sięgniemy prędzej czy później po to, co po prostu lubimy, być może od lat, co jest w pewnym stopniu bliskie, co nas kształtowało. Jeśli cenisz twórczość takich zespołów jak Muse, Nothing But Thieves czy Royal Blood, odnajdziesz w piosenkach Dead Poet Society dokładnie to, czego szukasz. Co więcej, będziesz się przy tym dobrze bawić. Właśnie takie jest "Fission" - potężne, energetyczne, a przy tym nie pozbawione odrobiny humoru. Jest też bezkompromisowe - trudno tej muzyki nie polubić jeśli szuka się gitarowej, fajnej muzyki, pozbawionej nadmiernego patosu - takiej, której po prostu dobrze się słucha niezależnie od okoliczności, która świetnie zabrzmi w domu, w podróży, jako towarzysz, a także jako odskocznia.


Ile trzeba czekać na sukces? 

Choć działają już dostatecznie długo, by wypracować godną pozycję i zebrać grupę wiernych fanów, Dead Poet Society wciąż nie doczekali się należytego szacunku i uznania. Czy ich drugi pełny album ma szansę to zmienić? Czasy, w których wszystko zdaje się być chwilowe na pewno nie pomogą. Pomóc może za to jakość i faktyczne umiejętności gry i pisania piosenek, które mają przebojowy potencjał. Dead Poet Society mają je bez wątpienia. Czy jest to jednak w dzisiejszych czasach potrzebne? Pozostaje mieć nadzieję, że tak, ale... Czego w ogóle słuchają teraz fani muzyki alternatywnej? Czy w dobie plastiku, autotune i produkcji z wykorzystaniem sztucznej inteligencji jest szansa na to, że muzyka grana na żywych instrumentach i śpiewana na serio, nie z "puszki" się obroni i w ogóle dotrze do szerszego grona odbiorców? Tu już niepokoju jest znacznie więcej...


Potęga koncertowej szczerości

Dead Poet Society jako zespół dysponują jeszcze jedną, bardzo ważną cechą - są przyjaciółmi i doskonale się rozumieją - zarówno w studiu jak i na scenie. To umożliwia im chwytanie ważnych momentów podczas działań studyjnych jak i granie niezapomnianych, pełnych energii koncertów, podczas których atmosfera udziela się wszystkim obecnym, porywając do niekontrolowanego tańca i absolutnie zwariowanych reakcji. W tej szczerej odsłonie, gdy liczy się tu i teraz i mając przed sobą publiczność kwartet broni się bezbłędnie i z marszu zjednuje sobie fanów, którzy wyczuwają, że panowie nie udają, że wiedzą, co robią.

Tak zaprezentowali się w ubiegłym roku w Warszawie: https://www.miedzyuchemamozgiem.pl/2023/06/dead-poet-society-saturday-tea-warszawa.html

Czy będzie okazja doświadczyć powtórki tych emocji w najbliższych miesiącach? Jest to jak najbardziej realne.Trasa europejska rusza niebawem, jest w niej jeszcze kilka dat do zapełnienia, letnie festiwale nie mają jeszcze pełnego składu artystów, a bardzo możliwe, że będzie także druga odsłona klubowych podróży. Bądźcie czujni! 


 

 

Albumu "Fission" posłuchać możecie m.in. tu: 

https://open.spotify.com/album/6PUmlxsIK7Z2Gr5OSTa5YA