środa, 3 sierpnia 2022

Nini Music, czyli metal z Tajwanu


Algorytmy serwisów streamingowych potrafią zaskakiwać - raz zdarzy się tak, że propozycje do przesłuchania po odtworzeniu utworów zespołów, które się ceni są bardzo trafne i zbieżne z danym stylem, innym razem nie pasują totalnie. Nie mam pojęcia, jak to się stało, że natrafiłam na twórczość Nini Music, ale zdecydowanie nie było to błędem. Pierwsze skojarzenie po rozpoczęciu kompozycji "Longma" powędrowało ku mongolskiemu metalowi The Hu, ale jest tu coś więcej, o czym można przekonać się za pośrednictwem EPki "Legends", która ukazała się w marcu tego roku.

 

Nini dorastała w tajwańskim Taichung i przez ponad 20 lat doskonaliła się w grze na tradycyjnych chińskich instrumentach ludowych. Studiowała też chiński folk. Grając zarówno kompozycje bardziej orkiestrowe jak i rockowe zjeździła Europę, USA, Kanadę, Chiny, Japonię, zdobywając doświadczenie i dzieląc się ze światem sztuką, która jest jej bliska.

Nini ma swój styl i potrafi nagrywać niesamowite rzeczy, którym blisko jest zarówno do muzyki folkowej jak i do estetyki bliższej muzyce rockowej czy metalowej. Na swojej nowej EPce w siedemnastu minutach zawarła pięć świetnych kompozycji, w których tradycja spotyka nowoczesność, melancholia ściera się z mrokiem, delikatność i eteryczność kontrastuje z ciężarem. To muzyka, w której można się zasłuchiwać i która intryguje. 


Doświadczyć można tego poprzez teledysk do "Longma", w którym artystka na tle lokalnych pustkowi gra na tradycyjnym instrumencie, jednak robi to w stylu, któremu blisko do metalowej estetyki. To trzystrunowy tradycyjny tajwański instrument liquin, przypominający mongloski Morin chuur, na których grają członkowie The Hu, który jest dla niej ogromną inspiracją. Słyszymy też tradycyjny bębny oraz charakterystyczny wokal. 

Rozmarzony "Guan Yu" rozpędza się stopniowo, płynnie łącząc się z "Mazu", w którym dołącza metalowy mrok i growl. Ta kompozycja ma potencjał, by stać się utworem filmowym, głównie za sprawą malującego nastrój ulotnego wokalu, który dopełnia melodię. Post-rock spotyka tu brzmienia etniczne. To najciekawszy fragment tej EPki. 

Później mamy jeszcze dwa utwory - mocno azjatycki, a jednocześnie mający metalowy potencjał "Wukong" oraz wieńczący całość melancholijny "The Voyage Home". Całość jest opowieścią opartą na chińskiej mitologii, będącą pomostem między tradycją a współczesnością. 

Nini jest bardzo zdolną instrumentalistką, która zasługuje na zdecydowanie szerszą rozpoznawalność. Jej EPki możecie posłuchać tu: https://ninimusic.bandcamp.com/album/legends Jestem bardzo ciekawa, czym jeszcze zaskoczy.