piątek, 21 października 2022

Arctic Monkeys - The Car (21.10.2022)


Współcześni The Beatles? Najlepszy zespół z Wielkiej Brytanii? A może po prostu grupa, która wypracowała swój styl, który pogodził fanów różnych odmian muzyki gitarowej? O Arctic Monkeys napisano już wiele i prawdopodobnie drugie tyle słów jeszcze padnie na ich temat. Trochę dali odpocząć mediom, ponownie znikając na kilka lat po znakomitym "Tranquility Base Hotel & Casino". Teraz wracają w wielkim stylu, by kontynuować drogę, którą obrali na wspomnianym albumie. "The Car" to jeszcze jedna porcja retro-ballad w kolorach bieli, beżów i sepii, idealnych na jesienne wieczory.

 

Arctic Monkeys doszli już do takiego etapu swojej kariery, że nikomu niczego już nie muszą udowadniać. Przy okazji dojrzeli muzycznie i lirycznie - po buntowniczych opowieściach z przedmieść brytyjskich miast zabarwionych ostrymi, chwytliwymi riffami nie ma już śladu. Teraz są dystyngowane, dopieszczone brzmieniowo, wygładzone, nieco nostalgiczne, po prostu bardzo ładne ballady, z delikatnym brzmieniem gitar, trafiającą w punkt sekcją rytmiczną, elementami jazzu i tym niezapomnianym, niepodrabialnym wokalem, należącym do Alexa Turnera. Pewnie nie wszystkim to się spodoba, ale właśnie taką wizję rozwoju ma zespół.

Siódmy album Arctic Monkeys to uczta dla uszu, idealna do eleganckiej kolacji przy świecach i dobrym winie, a także do słuchania w domowym zaciszu, świetnie sprawdzająca się jako kojąca kołysanka przed snem. Choć nieco przypomina poprzednika, w żadnym wypadku nie jest to album nudny i wtórny. Słucha się tej płyty bardzo dobrze, najlepiej w całości, chłonąc jej charakterystyczny klimat. Jest po prostu urzekająca, tak klasycznie piękna. Właściwie niczego jej nie można zarzucić. 

Oczywiście, to nic nowego, ale na tym polega cała siła tego materiału, że trafia w czuły punkt, że wzrusza, chwyta za serce właśnie dzięki tej prostocie i przejrzystości, temu brzmieniu nawiązującemu do czasów bez Internetu, mediów społecznościowych, przytłaczającego postępu cywilizacji. Do chwil, gdy liczyły się emocje, bezpośrednie spotkania, dana chwila, gdy nie było jeszcze nawet telefonów. Jest hipnotycznie i nostalgicznie, ale są też ciut mocniejsze momenty, jak w "I Ain’t Quite Where I Think I Am", tu funkującemu gitarowemu riffowi towarzyszy niemal orkiestrowa przestrzeń. Uwagę zwracają też chórki. Jednym z najciekawszych momentów na płycie jest też mroczny i niepokojący "Sculptures Of Anything Goes". Dialog gitary i wokalu to tutaj czysta poezja. Za serce chwyta też niezwykły w swojej prostocie "Body Paint". Poza tym mamy tu zgrabne, urzekające delikatnością kompozycje, każda z nich ma coś w sobie.

Album trwa niespełna czterdzieści minut - dokładnie tyle, ile powinien, by zmieścić się na jednej winylowej płycie. Tak, jak wszystkie klasyczne płyty sprzed lat. Czy ta płyta zapisze się w historii muzyki rozrywkowej czas pokaże, pewne jest natomiast, że historia właśnie zatacza koło - do łask wracają brzmienia popularne w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Arctic Monkeys czerpią z nich garściami, przetwarzając je przez własną wrażliwość i uwspółcześniając je. Wychodzi im to świetnie. "The Car" jest jak zabytkowe auto, ale bardzo trwałe i z dobrym silnikiem. Można jeździć nim bezpiecznie i całkiem szybko, a co więcej taka podróż będzie sprawiać niemałą przyjemność przez kolejne lata.

86% 

Posłuchaj płyty: Arctic Monkeys - The Car