sobota, 25 września 2021

Amenra Acoustic - Poznań, U Bazyla (24.09.2021) [GALERIA ZDJĘĆ]


Czy zapowiedziane na jesień klubowe koncerty się odbędą? To pytanie zadaje sobie wielu miłośników muzyki na żywo, przeglądając kalendarze ogłoszonych i przełożonych z poprzedniego roku imprez. Przedsmak powrotu do regularnego koncertowania można było poczuć podczas tegorocznych wakacyjnych plenerowych wydarzeń. Dobre wieści w tym zakresie przyniósł też początek kalendarzowej jesieni -  sporo zespołów wyruszyło w trasy po Europie, póki jeszcze pozwala na to epidemiczna sytuacja. Kierując się dewizą, że warto skorzystać z kulturalnych dobroci, póki kolejna covidowa fala nie doskwiera jeszcze tak bardzo, po powrocie z Krakowa postanowiłam wyruszyć w dalszą drogę, tym razem do Poznania, by nacieszyć się spotkaniem z grupą Amenra. Mimo że regularna trasa zespołu została przeniesiona na wiosnę przyszłego roku, Belgowie postanowili odwiedzić kilkanaście miast w Europie, by zaprezentować akustyczną odsłonę swojej twórczości. W pierwszy jesienny piątek Amenra zagrała U Bazyla. 


 

Był to piękny i niesamowicie wzruszający wieczór, który zostanie na długo w pamięci fanów grupy. Kontemplacyjna, odarta z growli, krzyków, blastów i ostrych gitar forma kompozycji nadała im nowej jakości i wydobyła z nich jeszcze więcej emocji. Były w nich ból, smutek, żal, rozpacz i melancholia w najczystszej i najbardziej poruszającej postaci. Wycofane i delikatne, chwilami bardzo jednostajne dźwięki raniły i pozostawiły w duszy trwały ślad. 

Oszczędnym partiom gitar, basu i miarowym uderzeniom perkusji towarzyszyły gdzieniegdzie przejmujące dźwięki skrzypiec. Klimat najpełniej budował oczywiście czysty, przejmujący, bardzo emocjonalny wokal Colina. Amenra wystąpiła w sześcioosobowym składzie. Muzycy usiedli na scenie w kręgu i przez półtorej godziny hipnotyzowali publiczność swoją sztuką, której bliżej było do rytualnego nabożeństwa niż pełnego koncertu, co stworzyło jedyny w swoim rodzaju klimat.

Muszę przyznać, że taka akustyczna, kontemplacyjna forma koncertu sprawdziła się w obecnym czasie niemal idealnie. Publiczność wypełniła kameralną salę klubu bardzo szczelnie, słuchając w skupieniu i chłonąc dźwięki praktycznie w ciemności. Scenę spowijało jedynie punktowe dolne światło, tworzące poświatę wokół poszczególnych członków zespołu i momentami bardzo subtelne promienie górnego oświetlenia, w tle zaś wyświetlały się czarno-białe wizualizacje, spójne z albumowymi grafikami. Stwarzało to fantastyczną, mroczną i niepokojącą aurę, tak pasującą do muzyki Amenry, jednocześnie stanowiąc niemałe wyzwanie dla wszystkich dokumentujących sceniczne wydarzenia na zdjęciach. 

Setlista obejmowała przekrojowy materiał z ponad dwudziestoletniej działalności zespołu. Z wydanego w czerwcu "De Doorn" premierowo wybrzmiały dwa utwory. Nie zabrakło także niespodzianki w postaci nowych wersji "Kathleen" z repertuaru nieodżałowanego Townesa Van Zandta i "Song To The Siren" Tima Buckleya, które pięknie pasowały do autorskich kompozycji zespołu. Choć nie padły praktycznie żadne słowa w kierunku publiczności, dało się odczuć niemal namacalną więź między fanami i muzykami, którzy po prostu rozumieli się wzajemnie. Ta muzyka po prostu nie potrzebowała zbędnych wyjaśnień, a jedyną słuszną formą odbioru całości było całkowite zasłuchanie i przyjęcie jej właśnie w takiej formie - bez zapowiedzi, ukłonów i bisu.

Ci, którzy z różnych przyczyn nie dotarli na poznański koncert Amenry, będą mogli doświadczyć zespołowego rytuału jeszcze w niedzielę, 26 września we Wrocławiu. Belgowie zagrają w klubie Zaklęte Rewiry, a występ gwiazdy wieczoru poprzedzi koncert The Devil's Trade. Tymczasem zapraszam do obejrzenia zdjęć: 





































 

  dla kontrastu i podkreślenia nastroju, jeszcze wersja czarno-biała ;)