piątek, 16 kwietnia 2021

London Grammar - Californian Soil (16.04.2021)


Delikatność klawiszy i gitary, subtelna elektronika, produkcyjny minimalizm i przede wszystkim niepowtarzalny głos - tak można w skrócie streścić to, co przykuło moją uwagę, gdy po raz pierwszy usłyszałam London Grammar. Był to rok 2013, ukazywał się album "If You Wait", między innymi z doskonałą kompozycją "Nightcall", czy równie obiecujący "Hey Now". Mamy rok 2021, a brytyjskie trio wraca z trzecią, długo wyczekiwaną płytą. Jaka jest?


Przyglądam się karierze London Grammar od ośmiu lat, znam obie płyty. Od jakiegoś czasu mam nieodparte wrażenie, że stale rosnąca popularność zespołu szczególnie wśród płci męskiej ma nieco inne podłoże niż bezpośredni związek z dokonaniami. Wokalistka grupy Hannah Reid śpiewa naprawdę świetnie i jest obdarzona bardzo ciekawą barwą głosu, a przy okazji (a może dla części fanów przede wszystkim?) jest młodą, wysoką, długowłosą, atrakcyjną blondynką. Ciekawe jaki byłby odbiór tej muzyki, jakby liderką była dziewczyna o włosach ciemnych lub rudych, nieco niższa, może tęższa? Jestem niemal pewna, że musiałaby walczyć o uwagę i uznanie fanów znacznie dłużej i intensywniej.

Faktem jest, że muzyka London Grammar, gdy spojrzy się na całokształt, zła nie jest. To nieco ambitniejszy pop, który ma w sobie coś uniwersalnego, co potrafi chwycić za serce, czy poruszyć duszę. Taki był album "If You Wait" i fragmenty kolejnej płyty. Na "Californian Soil" jest kilka takich momentów - chociażby w ujmującym, niemal baśniowym "Intrze", sięgających nieba wokalizach Hanny, tym, jak osiąga niskie rejestry swojego wokalu, subtelnych zabawach z brzmieniem, budujących tajemniczą atmosferę, brzmieniu gitary, które jest jednocześnie delikatne i celnie dobrane... Są w tych elementach emocje i przenikające przez komercyjną przystępność ambitne pomysły. 

Pomiędzy nimi jednak daje o sobie znać ta najmniej kojarząca się z oryginalnością, popowa lekkość i taneczny puls. Teksty choć opisują emocje, prawdopodobnie szczere i płynące z serca, nie są specjalnie pomysłowe. Są tu znane z dwóch pierwszych albumów wyznaczniki  Poraża w negatywnym sensie przeskok w kompozycji czwartej - po fantastycznym początku następuje wyraźny spadek formy i gwałtowny skręt w ograne, popowe patenty o nieśmiałym zabarwieniu indie. Chyba najbardziej razi straszliwie banalny rytm "How Does It Feel" i następującego po nim "Baby It's You".

Oczywiście, nie każdy album każdego zespołu musi nieść nieprawdopodobnie silne przesłanie, pozostając zwyczajnie przystępnym i nierażącym przy codziennych obowiązkach, przyjemnym towarzyszem. Takich płyt też potrzeba, ale gdy rozgląda się za czymś, co wyróżni się z tłumu podobnych do siebie wydawnictw z popowej szufladki, trudno szukać tej oryginalności i wyjątkowości na "Californian Soil".

69%

Posłuchaj płyty: London Grammar - Californian Soil