piątek, 26 kwietnia 2024

St. Vincent - All Born Screaming (26.04.2024)

Silna i zdecydowana kobieta, która ma własne zdanie, cel i coś ważnego do powiedzenia. Ikona stylu, która uwielbia zaskakiwać. To właśnie Annie Clark! Po niejednoznacznej i dość osobistej opowieści, którą zaprezentowała na "Daddy's Home", St. Vincent wraca z nową energią i pomysłami, by znów prowokować rozważania i intrygować przewrotnością. Czy siódemka okaże się dla artystki szczęśliwa?

 


 

 Samodzielnie krocząc przez ogień

St. Vincent to artystka, która nie boi się ryzyka, która poszukuje nieustannie nowych wyzwań, nowych środków wyrazu i z albumu na album zmienia się - nie tylko po to, by stale zaskakiwać i zachwycać fanów, ale przede wszystkim by cieszyć się twórczym procesem. Tym razem, jak sama podkreśliła postanowiła wyruszyć na "długi, samotny spacer do lasu" i krocząc przed siebie odkrywać czające się w zaroślach tajemnice, a tym samym coraz lepiej poznawać samą siebie i przekraczać własne ograniczenia. Zrobiła to jak zawsze w swoim niepodrabialnym stylu, prezentując album z jednej strony trochę zbuntowany, z drugiej zaś bardzo wysmakowany, balansujący na pograniczu.

Jak mieć pewność, że całość zabrzmi tak, jak tego chcemy? Pracować z zaufanymi osobami albo wybrać jeszcze trudniejszą i wymagającą drogę i zrobić wszystko samodzielnie. "All Born Screaming" to pierwszy album, który artystka wyprodukowała w pełni samodzielnie. Z miksami pomógł jej stały współpracownik, Cian Riordan, ale sprawowała pieczę nad całością.

 „Musiałam sama przejść przez ogień” – podkreśla w materiałach prasowych, dodając, że nie było innego sposobu, aby znaleźć właściwy kierunek, jak samodzielnie usiąść w pokoju, śpiewać, grać na syntezatorach modułowych, kręcić pokrętłami i szukać tej właściwej iskry wokół której mogłaby zbudować kolejne piosenki. "Mam obsesję na punkcie produkcji" - mówi Annie. "Oczywiści robiłam to już na wszystkich poprzednich płytach, ale tym razem chciałam być pierwszym i ostatnim filtrem tego materiału". Oczywiście w trakcie tej wymagającej pracy pojawiły się niejednokrotnie zwątpienie i niepokój, ale jak przyznaje, pomagało jej w tych chwilach motto Davida Bowiego, który mawiał, że "kiedy czujesz, że twoje stopy nie do końca dotykają dna, jesteś prawie we właściwym miejscu, aby zrobić coś ekscytującego”. Efekty tej pracy są absolutnie fantastyczne - ta płyta naprawdę świetnie brzmi!

 


Album na każdą okazję

Pod względem muzycznym to bardzo przystępny materiał - melodyjny, chwytliwy, delikatnie eksplorujący różne muzyczne szlaki - od gitarowej ekspresji po pulsującą elektronikę z odrobiną funku i jazzu. To jedna z tych płyt, którą po prostu można włączyć w dowolnych okolicznościach, o dowolnej porze. Sprawdzi się świetnie podczas podróży, uprzyjemniając ją, jak i w domowym zaciszu, gdzie jest większa szansa, że skłoni do refleksji.

Clark na nowej płycie zawarła dziesięć naprawdę fajnych utworów, które wpadają w ucho i łączą się w spójną całość. Są utrzymane w charakterystycznym dla artystki stylu na pograniczu popowej przystępności, tanecznych rytmów i zgrzytliwych przesterów, na tle których lśni jej rozpoznawalny wokal. Annie bawi się muzyką i cieszy się nią, jak zawsze dopracowując każdy drobny szczegół, by uzyskać perfekcyjną równowagę brzmieniowo-produkcyjną. 


Przyjaźń i hołd

St. Vincent podjęła też na tym albumie współpracę z intrygującymi gośćmi - na perkusji w "Broken Man" i "Flea" zagrał  Dave Grohl, jeden z najbardziej cenionych przez nią muzyków nie tylko za technikę gry, lecz w szczególności za umiejętność pisania dobrych piosenek. To nie jedyne powiązanie artystki z grupą Foo Fighters - w "Hell Is Near" i "So Many Planets" na bębnach udziela się nowy perkusista zespołu, Josh Freese, który zastąpił tragicznie zmarłego Taylora Hawkinsa. 

Prace nad albumem nie przyniosłyby tak dobrych efektów, gdyby nie przyjaźń i wzajemna wymiana kreatywnych pomysłów. Z twórczych opresji wyciągnęła w trudnym momencie Cate Le Bon, która zaoferowała swą pomoc przy nagraniu tytułowym, które zamyka album i znacząco przyczyniła się do kształtu pięknego, pulsującego basowym rytmem, psychodelicznego zakończenia kompozycji.


Żyj najlepiej jak potrafisz! 

Wróćmy jeszcze na chwilę do wspomnianej refleksyjności. Annie Clark prowokuje rozważania już samą okładką, na której...płonie. To oczywiście taka wielopłaszczyznowa analogia - do procesu kreatywnego, ale też wewnętrznej emocjonalnej walki. Album balansuje na granicy życia i śmierci, z jednej strony niosąc niepokój, z drugiej zaś wypełnia go napędzająca kreatywność energia. 

To płyta o tym, co najważniejsze i najcenniejsze - o miłości. Choć mroczna, jest pochwałą dla życia, skierowaniem w stronę światła, poszukiwaniem nadziei. Bo najważniejsze jest przecież to, by mieć z kim dzielić doświadczenia.

Całość skrywa bardzo uniwersalne przesłanie. Wszyscy jesteśmy w pewnym sensie tacy sami - jesteśmy ludźmi, którzy rodzą się z krzykiem, z przerażeniem bo opuszczają strefę komfortu. Później opuszczamy analogiczne strefy jeszcze wielokrotnie, niekiedy w bólach, z towarzyszącą temu toną emocji. To jednak znak, że jesteśmy, żyjemy, działamy, oddychamy. To dobry sygnał, bo gdy niczego już nie czujemy, znaczy to, że właściwie nas nie ma. 

Życie jest przewrotne, pełne niespodzianek i niepokoju. Warto czerpać jak najwięcej z tych dobrych chwil, by mieć siłę przetrwać te trudniejsze. Tych małych, pozytywnych aspektów, które mogą nieść uśmiech jest naprawdę bardzo dużo, wystarczy rozejrzeć się wokół siebie trochę wnikliwiej. 

Szczerze uśmiechnąć się można słuchając np. tego albumu i to jest jeden z tych miłych aspektów dnia. Warto o tym pamiętać.


86% 

Posłuchaj płyty: St. Vincent - All Born Screaming