niedziela, 21 stycznia 2024

The Ocean: w naszych utworach jest drugie dno i kilka możliwych kierunków interpretacji

Fantastyczny gitarzysta, kreatywny kompozytor, wnikliwy obserwator, wyrozumiały, rzetelny szef wytwórni i po prostu szczery, przesympatyczny człowiek o szerokich horyzontach - Robin Staps od ponad dwudziestu lat trwa na czele The Ocean i od piętnastu na czele niezależnej wytwórni Pelagic Records.

Umówienie się z artystą na wywiad to nie lada wyzwanie. Jestem bardzo wdzięczna, że znalazł dla mnie czas pewnego styczniowego wieczoru między przenosinami magazynu i niespodziewaną, pilną sprawą osobistą. Ta rozmowa byłaby prawdopodobnie jeszcze dłuższa, gdyby nie ograniczenia czasowe pewnej aplikacji i napięty plan działań.

Robin to fantastyczny rozmówca, który z pasją opowiada o życiu w trasie, podróżach po świecie, intrygujących spotkaniach z fanami i swojej niełatwej pracy wymagającej nie lada elastyczności. Opowiedział mi także nieco więcej o "Holocene", najnowszej płycie The Ocean, której przyjrzeliśmy się pod kątem muzycznym i lirycznym, a także o planach na przyszłość. Była to także świetna okazja do refleksji nad znaczeniem i trwałością muzyki w czasach streamingu oraz nad tym, co wydarzyło się w ostatnich latach.



 

Między Uchem A Mózgiem: Dziękuję, że znalazłeś dla mnie czas. Bardzo to doceniam, a tym bardziej, że jesteś ekstremalnie zajętym człowiekiem, mając na głowie wytwórnię, magazyn i wszelkie sprawy zespołowe. Nie pozostaje mi więc nic innego niż zapytać na wstępie po prostu o to jak Ci minął dzień? Pewnie bardzo intensywnie…

Robin Staps: Dobrze, choć ten tydzień jest potwornie intensywny ze względu na przenosiny magazynu Pelagic Records. Mamy teraz trochę więcej miejsca. Wiesz, jako firma wyrośliśmy trochę z pomieszczeń, którymi dysponowaliśmy – przez ostatnie 2 lata był tu niezły bałagan. Gdy nie masz wystarczająco dużo przestrzeni, nie możesz utrzymać porządku, wszystko pochłania więcej czasu, staje się bardziej skomplikowane i droższe. 

Teraz to się nieco zmieni, bo mamy dodatkowe pomieszczenie. Ten tydzień upłynął nam więc na przesuwaniu i montowaniu regałów i przenoszeniu ton winyli. W nadchodzącym mamy zaś w planach zacząć próby przed nadchodzącą amerykańską trasą The Ocean. Spotkania zespołu są teraz łatwiejsze, bo dzielimy tę samą przestrzeń – magazyn Pelagica, studio i sala prób The Ocean są w tym samym budynku. Najpierw musimy jednak posprzątać salę, bo póki co zalegają w niej tony kartonów z płytami, które stoją na scenie i panuje tam totalny chaos. 

 

MUAM: Fantastyczne wieści! Ta lokalizacja bardzo ułatwia organizację pracy! 

 Robin: Tak, dążyłem do tego od dawna. To bardzo wygodne rozwiązanie, które udało mi się w końcu zrealizować w czasie pandemii.  Gdy The Ocean rusza w trasę możemy wziąć merch z magazynu po sąsiedzku.


MUAM: Pamiętam dotychczasowe pomieszczenia magazynowe, miałam przyjemność was odwiedzić. Pamiętam to podziemie i tę lokalizację w piwnicy dużego budynku korporacyjnego.

Robin: To nadal to samo miejsce, ale zamiast dwóch pokoi mamy teraz pięć pomieszczeń – zapuszczamy swoje macki w każdy możliwy kąt 😉 Wciąż jednak nie jest to jakieś wyrafinowane miejsce, lecz zwyczajna industrialna przestrzeń, ale jest bardzo wygodna. Jest w sercu Kreuzbergu (dzielnica Berlina – przyp. red.), dzięki czemu mogę chodzić do pracy na pieszo, nie muszę korzystać z komunikacji miejskiej, co oszczędza bardzo dużo czasu w ciągu dnia. Można tu też w pobliżu bezpośrednio zaparkować i załadować busa, bo mamy ogromny parking i duże windy przystosowane do transportu ciężkiego sprzętu. Dzięki temu łatwo możemy spakować cały backline i wszystkie potrzebne rzeczy. To idealna przestrzeń dla nas. Jedyne, czego tu brakuje to światło słoneczne, ale ten nowy pokój sięga na drugą stronę budynku i są tam okna, więc teraz osiągniemy już chyba pełnię szczęścia.


MUAM: No właśnie, zbliża się wasza kolejna trasa koncertowa. W lutym lecicie do Stanów Zjednoczonych. Mieliśmy przyjemność spotkać się podczas jesiennej europejskiej odsłony, dokładnie na drugim koncercie trasy w Poznaniu. Pamiętam, że byliście wtedy jeszcze w fazie rozgrzewkowej i mówiłeś mi, że dopinacie jeszcze szczegóły aranżacyjne utworów. Jaka zatem była reszta trasy? Jak wspominasz te dni?

Robin: Było naprawdę świetnie w każdym możliwym aspekcie. Początek upłynął dość niespiesznie, koncerty były nieduże. Pamiętam polskie daty - były tuż po pierwszym koncercie w Pradze. Wtedy każdy próbował jeszcze się odnaleźć się w swojej roli, trasowa rutyna dopiero się kształtowała. Niemniej było bardzo miło, bo świetnie zgraliśmy się z chłopakami z This Will Destroy You, zarówno pod względem muzycznym jak i towarzyskim. Spotkali się ludzie o podobnym podejściu do życia – były długie nocne rozmowy, sporo imprez – znacznie więcej niż się spodziewałem po tych spokojnych gościach grających post-rocka (śmiech).  Świetnie dzieliło się z nimi przestrzeń w busie i pojawiły się nawet rozmowy, że warto byłoby to powtórzyć. Fajnie też zgraliśmy się z zespołami supportującymi, wiele z nich wydaje płyty w Pelagicu. Na koncertach witała nas duża publiczność. Było super.




MUAM: Z mojej perspektywy było to też ciekawe doświadczenie, bo w ostatnich latach graliście w większości z mroczniejszymi, metalowymi składami, a post-rockowy zespół był w tym przypadku fajną odmianą. 
 
Robin: To prawda. Szczególnie trasa z LLNN była muzycznie czymś zupełnie odmiennym, ale zdarzało nam się w przeszłości grać też ze spokojniejszymi zespołami. Podróżowaliśmy w 2015 roku z Mono, którzy grają znacznie ciszej…


MUAM: Z tego, co słyszałam na koncertach Mono w ramach ostatniej trasy zdecydowanie aż tak cicho nie było 😉 
 
Robin: Masz rację, zarówno Mono jak i This Will Destroy You nie grają specjalnie cicho, przeciwnie, są potwornie głośni! Oczywiście są tu ciche momenty, ale są też te totalnie hałaśliwe. Właśnie tę dynamikę kocham najbardziej w post rocku, a oba te zespoły dopracowały ją do perfekcji! 

Wspólne trasy udają się nam zarówno ze spokojniejszymi zespołami, skupionymi na utworach instrumentalnych jak i z tymi, którzy grają ciężko i ekstremalnie jak LLNN. Staramy się, by koncerty były interesujące zarówno dla naszych fanów jak i dla nas. Myślę, że to fajnie pokazuje szerokie spektrum naszych zainteresowań. 


MUAM: Zdecydowanie. Słuchając Twoich trasowych opowieści zaczęłam się zastanawiać, czy znalazłeś w trakcie tej europejskiej odsłony trochę inspiracji do tworzenia nowych rzeczy…
 
Robin: Nie, zupełnie nie. Nie piszę muzyki na trasie, właściwie nigdy tego nie robiłem. Życie w trasie jest dla mnie dość skomplikowane – wciąż je kocham, ale to ogrom pracy. W ciągu dnia mam do ogarnięcia pracę w ramach wytwórni, później oczywiście pojawiają się wszystkie trasowe aspekty jak próba dźwięku, podłączenie się, ustawienie brzmienia, granie koncertów praktycznie każdego wieczoru i rozmowy z ludźmi, które są jedną z najfajniejszych rzeczy na trasie. 

Upchnięcie tych wszystkich zajęć w trakcie dnia to ogromne wyzwanie, więc nie ma czasu na to by spokojnie usiąść i zająć się komponowaniem. By móc to robić potrzebuję cichej przestrzeni  i czasu dla siebie, wtedy to przeważnie idzie dość szybko. Mam już w zasadzie gotowy nowy album The Ocean, czeka na swój czas od 2020 roku. 

MUAM: Rozumiem…

Robin: Wiesz, gdy pisałem "Holocene" razem z Peterem (Voigtmannem – klawiszowcem zespołu, przyp.red.), jednocześnie pracowałem nad kolejnym albumem już bez Petera, ale od tego czasu niczego nie tknąłem. Napisałem muzykę jesienią 2020 roku i nie miałem jeszcze czasu, by ją zarejestrować. Zdecydowaliśmy w zespole, że najpierw skupimy się na Holocene, a później na następnym etapie. 

Mam chęć wejść już w tryb pracy nad tą płytą - w proces prób i działań w studiu, bo od naszej ostatniej pełnej płyty (mam tu na myśli Phanerozoic II) minęło 3,5 roku. Obawiam się jednak, że nie uda nam się zająć tym tematem w tym roku, bo od lutego do połowy marca jesteśmy w Ameryce, następnie w Australii i Azji w maju i czerwcu, później będą festiwale, jesienią mamy w planach kilka koncertów specjalnych i ani się obejrzymy, a zastanie nas koniec roku. Może się uda go jednak nagrać, trzymajmy kciuki.

 

MUAM: Pamiętasz ludzi, których spotykasz na trasie?

Robin: Czasem tak, ale przeważnie nie, nie będę ściemniał, to zależy od wielu czynników. Mam dobrą pamięć, ale silnie powiązaną z okolicznościami – gdy zagramy świetny koncert, ma miejsce jakaś fajna rozmowa albo jakaś konkretna kłótnia, to oczywiście będę pamiętał te osoby, ale przeważnie gdy chodzi o jakieś luźne „hej” zwykle kojarzę osobę z twarzy, ale totalnie nie wiem jakie były okoliczności poprzedniego spotkania. Podczas trasy spotyka się tak wiele osób, każdego wieczoru kogoś innego, w tym innych promotorów i pracowników, z którymi współpracujemy, rozmawiamy, mamy coś do załatwienia. Gdy podchodzi do mnie fan, który jest np. na 10 koncercie trasy z rzędu to oczywiście w którymś momencie będę go już dobrze pamiętał, ale wiesz jak to jest…


MUAM: Tak, sama mam problem z przywołaniem w pamięci osób, które niekiedy do mnie podchodzą i mówią, że gdzieś, po jakimś koncercie rozmawialiśmy. A jak to jest z reakcjami publiczności w różnych krajach? Różnią się?

Robin: Jasne, obserwujemy inne reakcje publiczności w różnych krajach, które właściwie są mocno zbieżne ze stereotypami. W Niemczech przeważnie jest dość nudno, bo publiczność zwykle stoi z założonymi rękoma (Robin uroczo demonstruje tę zamkniętą postawę). To są często duże koncerty, ale bardzo stateczne, większość ludzi ogląda po prostu zespół na scenie. Natomiast gdy gramy w Madrycie albo w Barcelonie jest totalnie inaczej. Ludzie są pełni pasji, szaleją, podobnie w Ameryce Południowej. Właściwie można się tego spodziewać, bo mieszkańcy różnych rejonów świata mają różną mentalność – jedni są bardziej otwarci, inni skryci, różna jest też kultura życia nocnego. W Niemczech ulice pustoszeją w nocy i wyłączane są latarnie, tymczasem w Kolumbii o północy ulice są pełne ludzi, którzy imprezują i to ma niebagatelny wpływ też na koncerty. 

Tak naprawdę to nie tylko to – nawet w obrębie tego samego kraju jest gigantyczna różnica między większymi i mniejszymi miastami. Przeważnie w miejscach bardziej peryferyjnych koncerty są mniejsze i bardziej intymne, ale reakcje publiczności bardziej zwariowane, podczas gdy w dużych miastach ludzie są bardziej zmęczeni, znudzeni, bo widzieli już masę koncertów i właściwie niewiele ich interesuje. Dlatego gdy gramy w Berlinie to wcale nie jest tak super – przyznaję, akurat na ostatnim występie było fajnie, ale nie zawsze tak jest. Często schodząc ze sceny mamy mieszane uczucia i takie poczucie, że „no tak, gramy przecież w dużym mieście”. 

Niesamowitym przeżyciem była dla nas wyprawa na Syberię. Ludzie są tam niezwykle ciepli i gościnni, tym bardziej dlatego, że niewiele zespołów ich odwiedza i zapuszcza się tak daleko. Te pełne pasji koncerty na prowincjach wynagradzają wszelkie trudy. Ma na to wpływ wielkość sali, wysokość sceny, odległość sceny od publiczności – gdy okoliczności są bardziej kameralne, atmosfera i reakcje publiczności są zupełnie inne niż na dużej festiwalowej scenie, gdzie fani są daleko.


MUAM: Dokładnie, to wszystko ma wpływ na atmosferę koncertu. A tak właściwie to kiedy pojawił się pomysł na to, by Loic rzucał się ze sceny w publiczność?

Robin: Nie jestem pewien, czy był w ogóle taki pomysł…

MUAM: To się po prostu któregoś dnia stało i tak zostało? 

Robin: Tak… Loic jest bardzo impulsywny, często po prostu płynie z prądem. Schodził do publiczności niemal zawsze odkąd go znam, ale myślę, że nasza wspólna trasa z The Dillinger Escape Plan w 2010 roku zmieniła jego spojrzenie na muzykę… Wiesz, on wcześniej w ogóle nie słuchał tego typu brzmień, wywodzi się z muzycznego środowiska, w którym głównie śpiewał czystym głosem. The Ocean to pierwszy zespół, w którym zaczął korzystać z krzyku. Zaczęliśmy koncertować z zespołami grającymi ciężko i ekstremalnie, a Dillinger zawsze serwował publiczności show, jakiego nie był w stanie zaprezentować absolutnie nikt inny. Byliśmy z nimi w trasie przez miesiąc w Europie, później w Stanach Zjednoczonych. Myślę, że Loic silnie czerpał wtedy inspiracje z zachowania Grega na scenie i tego, jak utrzymywał kontakt z publicznością. 

Poza tym Loic nie jest wysoki i jest stosunkowo lekki, dzięki czemu może robić co tylko zechce, a i tak ktoś z publiczności w ten czy inny sposób go podniesie. Uświadomił to sobie i zaczął z tego korzystać regularnie. Oczywiście te skoki zawsze rozgrzewają publiczność, bo ludzie uwielbiają jak coś się dzieje, lubią być zaangażowani, być w centrum wydarzeń, a nie tylko podziwiać zespół na scenie. Właśnie z tego wszystkiego to się wzięło – ta interakcja Loica z publicznością jest czymś naprawdę pięknym.



MUAM: Dużo podróżujesz, nie tylko z zespołem, ale też niezależnie, by po prostu poznać świat. Jak dużo czasu w ciągu roku spędzasz w domu?

 Robin: około 6 miesięcy, ale to zależy… 

MUAM: Czyli średnio przez pół roku podróżujesz i pół roku jesteś w domu…

Robin: Tak, mniej więcej. W 2022 byłem w trasie jakieś osiem miesięcy, co daje cztery w domu. Ubiegły rok wypadł mniej więcej po połowie, ale w 2020 byłem uziemiony przez cały rok. To zależy oczywiście od wielu czynników.

MUAM: Czyli biorąc pod uwagę pandemię i związany z nią odpoczynek udało Ci się uzyskać właściwą równowagę.

 Robin: Dokładnie. Już na początku tego pandemicznego okresu była równowaga, bo 2019 był dla nas wyczerpujący – byliśmy w trasie przez osiem-dziewięć miesięcy i pobyt w domu był nam bardzo potrzebny. Każdy z nas potrzebował odpoczynku, odcięcia się i nigdzie nie chciał wyjeżdżać. 2020 był dla The Ocean dobrym czasem, ale kolejny rok był już znacznie trudniejszy i zaczęło robić się nudno…


MUAM: Pamiętam, że zagraliście wtedy dwa transmitowane na żywo w sieci koncerty – jeden z nich odbył się na scenie w klubie w Bremie, drugi w studiu…

Robin: Tak, ten drugi zarejestrowaliśmy u Petera w studiu na potrzeby festiwalu Roadburn. Wpadliśmy na ten pomysł, by zrobić coś, co utrzyma zespół przy życiu. Nie widzieliśmy się przez niemal 1,5 roku, od końca 2019 roku i listopadowej trasy. 

Zagranie obu części „Phanerozoic” w całości dało nam wymówkę, by móc się spotkać, być razem w studiu, grać próby i wystąpić. To była najlepsza rzecz, jaką mogliśmy w tamtym czasie zrobić. Każdego z nas nachodziły wtedy depresyjne myśli, więc musieliśmy zacząć działać.

Te streamy były bardzo ważne też w kontekście rozpoznawalności zespołu – w czasie pandemii wiele pomysłów i projektów się rozpadało. Nie tylko zespoły kończyły działalność, ale też ludzie, którzy pracowali w branży decydowali się na inne zajęcie, bo nikt nie był w stanie przewidzieć, co będzie dalej. My mieliśmy projekt do wykonania, miesiąc zaplanowanych prób, to było dla nas ważne. W Bremie graliśmy na scenie w sali, która normalnie może pomieścić 5 tysięcy osób. W tej pustej przestrzeni byliśmy tylko my i 9 kamerzystów, ale doświadczyliśmy podobnego przypływu adrenaliny jak na wielkim festiwalu, bo wiedzieliśmy, że ludzie nas oglądają – sprzedaliśmy mnóstwo biletów. Jakkolwiek dziwne było to doświadczenie, okazało się ostatecznie bardzo fajną sprawą. 


MUAM: Opowiedziałeś mi już o swoich planach na nadchodzące miesiące, wróciliśmy już też myślami do tego, jaki był dla Ciebie 2023 rok, a nawet kilka poprzednich lat, więc odhaczyliśmy już niejako ostatnie pytanie. Niemniej chciałabym popytać Cię jeszcze trochę o album „Holocene”.  Biorąc pod uwagę współczesne standardy to nie jest już bardzo świeża płyta – ma nieco ponad pół roku, co w erze serwisów streamingowych i czasach, gdy ukazuje się ogrom płyt jest dość długim okresem. Dlatego też zaczęłam się zastanawiać, jaka jest obecnie „data ważności” płyty. Czy da się to jakkolwiek określić? To trudne pytanie – dla mnie osobiście nadal jest to jeden z najważniejszych albumów ostatnich miesięcy, do którego wracam regularnie i uwielbiam go słuchać, ale mam też świadomość tego, że jest masa osób, które bardzo szybko nudzą się jednym tematem i muszą być nieustannie zaskakiwane czymś nowym. 

 Robin: Myślę, że to jedno z tych pytań, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. To bardzo subiektywna sprawa. Są albumy, które nie mają daty przydatności, takim jest dla mnie zdecydowanie „Mezzanine” Massive Attack – słucham tej płyty do dziś dość często, nie są to jakieś okazyjne melancholijne wycieczki w przeszłość. Wciąż uważam, że to brzmienie jest świeże. Są tu po prostu świetne piosenki. 

Idealnie byłoby, gdyby żadna płyta nie miała czegoś takiego jak data ważności, ale przeważnie niestety jest odwrotnie. Mnie obecnie szybciej niż kiedyś męczą cięższe, bardziej ekstremalne, chyba się starzeję. 

Myślę, że przeważnie ludzie mają bardzo ograniczone zasoby czasowe, by wrócić do jakiejś płyty i uważnie jej posłuchać. Jesteśmy zasypywani, wręcz bombardowani nowościami i jest ich tyle, że nikt nie jest w stanie za nimi nadążyć, sam mam wiele albumów na liście, których chcę posłuchać, jak tylko będę miał czas, ale wiadomo, jak jest. 

Dostrzegłem coś intrygującego w tegorocznych podsumowaniach roku generowanych przez Spotify. Zwykle nie przywiązuję do nich wagi, ale ciekawie wygląda to z perspektywy zespołowej. Jest wiele osób, które słuchały w 2023 roku The Ocean, dla których byliśmy najchętniej słuchanym zespołem! Są osoby, które słuchały nas przez 250 godzin, co jest dla mnie nieprawdopodobne! 

Nie jestem w stanie znaleźć żadnego artysty, którego słuchałem przez 200 godzin w roku. Nawet swoich absolutnie ulubionych płyt słucham może 10-15 razy, bo jest tyle innego materiału. Okazuje się, że nadal istnieją osoby, które chcą zatopić się w jednym konkretnym albumie i to jest bardzo budujące, niezwykle piękne. Oczywiście jest to znacznie rzadziej występujący przypadek niż dajmy na to 20 lat temu, ale tacy ludzie są wśród nas. To wspaniałe.


MUAM: A co Ty, ze swojej perspektywy muzyka i autora „Holocene” myślisz o tej płycie po czasie? Sprawia Ci radość?

Robin: Od wydania minęło już jakieś dziewięć miesięcy, ale w przypadku osoby, która nagrywała materiał ta perspektywa jest znacznie szersza niż dla odbiorcy. Gdy wydawaliśmy „Holocene”, te utwory były już dla nas stare zanim ktokolwiek je usłyszał. Pracowaliśmy nad nimi przez 2-3 lata, spędziliśmy setki godzin dopracowując je zanim zostały wydane. 

Dla nas jako twórców obserwowanie jak album przenika do świadomości odbiorców jest zawsze bardzo ciekawe. Te wszystkie reakcje ludzi, szczególnie na koncertach, są dla nas wielką nagrodą. W tym kontekście album jest nadal dla nas świeży, nowy, bo podczas trasy z This Will Destroy You dopiero zaczęliśmy grać te piosenki. Zawsze potrzeba czasu, by poczuć się z materiałem komfortowo. Nadal niektóre z kompozycji są dla nas wyzwaniem podczas wykonywania na żywo – nie technicznie, ale by zaprezentować całość we właściwy sposób. 

„Atlantic” to utwór bardzo dynamiczny – zaczyna się bardzo cicho, następnie długo narasta jego intensywność i aby przekazać tę atmosferę, brzmienie we właściwy sposób i odpowiednio je na żywo zmiksować musi zgodzić się kilka czynników. Kompozycja musi być bardzo ograna, nie tylko w studiu na próbach, ale przede wszystkim na żywo, przed publicznością. To długi proces. Póki co zagraliśmy 5 utworów z Holocene. Nie graliśmy jeszcze Parabiosis, Unconformities oraz Subatlantic – czekają na wyjątkową okazję. Planujemy zagrać album w całości pewnego dnia.

 

MUAM: Będziecie potrzebowali Karin (Park – wokalistki Arabrot, przyp.red.) do wykonania Unconformities…

Robin: Dokładnie, więc zagramy album w całości na kilku koncertach specjalnych. Chcielibyśmy podjąć się tego pod koniec roku, ale nic jeszcze nie jest dokładnie zaplanowane, więc na razie tyle mogę powiedzieć.  

Bardzo ważne jest dla nas granie świeżego materiału, tym bardziej że podróżowanie w ramach promocji obu części Phanerozoic zaczęło stawać się rutyną. Oczywiście są plusy takiego obrotu spraw, bo każdy zna już swoje role dobrze i wszystko wydajnie działa, ale po czasie może zrobić się zwyczajnie nudno. Gdy dodaliśmy do setlisty nowe utwory, podróż stała się ciekawsza. Kompozycje z Holocene różnią się nieco klimatem od tych z poprzednich albumów – są znacznie cichsze, bardziej intymne i gra się je zupełnie inaczej. Wymagają stopniowego wejścia, takiego niespiesznego wpłynięcia w atmosferę i poddania się jej, a następnie budowania kolejnych brzmieniowych warstw. Ciężar uzyskujemy dopiero w drugiej części setu, wtedy wszystko eksploduje, nie jak dotychczas, gdy po wstępie w postaci Triassic wchodziły od razu te mroczne brzmienia.


MUAM: Przyznaję, że fajnie wchodzi się stopniowo w ten klimat także z perspektywy odbiorcy. Bardzo mi się to podobało. Zerknijmy jeszcze na moment na liryczną warstwę tej płyty. „Holocene” opowiada o ludzkości, jest krytyczną refleksją na temat naszego postępowania, prawda? 

Robin: To przede wszystkim to album o tym dziwacznym rodzaju wycieńczenia, przez które wszyscy przechodziliśmy, gdy powstawał. To pandemiczna płyta, która powstała w czasie kilku tygodni w 2020 roku. Świat był wtedy dziwacznym miejscem – nikt nie wiedział dokąd to wszystko zmierza, każdy miał mnóstwo czasu, by rozmyślać. Powstawały dziwaczne teorie, obserwowałem wiele niespodziewanych zachowań wśród przyjaciół. Pojawiła się pewnego rodzaju społeczna segregacja ze względu na różne poglądy i ufanie w prawdziwość różnych teorii, w tym tych spiskowych, różne kontrowersyjne dyskusje – to wszystko zbudowało podwaliny pod ten album.

Album jest refleksją na temat współczesnych czasów i tego, co siedziało w naszych głowach w okresie  alienacji, izolacji, lęku i teorii konspiracyjnych. To nieco inna płyta od poprzednich, bo każdy z utworów ma swój osobny temat, jest osobnym rozdziałem, które łączą się w spójną całość, która orbituje wokół takiego ostrzeżenia, sygnału, ze coś ewidentnie jest nie tak. Jest to też zbiór spostrzeżeń, obserwacji, opinii.


MUAM: Pełna zgoda. Silnie utkwiła mi w pamięci fraza, którą Loic śpiewa w Preboreal, mówiąca o tym, że tak ochoczo akceptujemy brak krytycznego myślenia i spadek poziomu wiedzy wśród ludzkości. Pomyślałam o mediach społecznościowych i reakcjach użytkowników na różne wpisy, posty – wiele osób nie myśli, po prostu bezrefleksyjnie wierzy w to, co czyta…

Robin: Dokładnie. Ten cytat pochodzi z książki Guya Deborda „The Society Of The Spectacle”, którą czytałem dawno temu w czasach studenckich i przypomniałem sobie o niej, gdy pisałem teksty na ten album. W poszczególnych utworach znajdziesz cytaty z jego rozważań wplecione między teksty. Czytając ten zbiór esejów w czasie pandemii odniosłem wrażenie, że wiele z poruszanych tematów jest nadal nieprawdopodobnie aktualnych i byłem szczerze zdumiony jak prorocze były słowa Deborda. To w zasadzie książka o współczesnych czasach, o tym, co obserwujemy w mediach społecznościowych, o tym, jak odbieramy informacje. To, czego nie dostrzeże się w ciągu 5-10 sekund jest przewijane, pomijane, w wyniku czego ważne informacje nie docierają do ludzi, a zamiast nich otrzymują oni jakieś fałszywe skróty. Tego, co ważne nie da się przecież dostrzec w ciągu tych kilku sekund.

Przerażające jest to, że Debord mówił o tym wiele lat przed powszechnością Internetu. Ta polityczna, socjologiczna książka została napisana w latach sześćdziesiątych. Ma już ponad 50 lat, a nadal jest niezwykle aktualna, więc postanowiłem zbudować wokół niej koncept Holocene. 

 


 

MUAM: Muszę ją przeczytać, bo nie miałam jeszcze okazji. Dzięki za tę rekomendację. Spójrzmy na teksty jeszcze z nieco innej, bardziej pozytywnej strony. Wyczułam, że odnosisz się w nich też do bardzo uniwersalnych i ponadczasowych spraw, jak emocje, uczucia. To także płyta o miłości, prawda?

 
Robin: hmm (śmiech). To zawsze bardzo miłe słyszeć, jak ludzie interpretują teksty, które piszę i nie chciałbym silnie ingerować w to, co miałem, a czego nie miałem na myśli, bo te różne interpretacje są piękne. By zrozumieć płytę, ludzie muszą ją poczuć, odnieść do własnych doświadczeń, np. w relacjach międzyludzkich, dlatego część tekstów jest bardziej abstrakcyjna, wielowymiarowa. Wiem, o co Ci chodzi, bo odnoszę się do relacji międzyludzkich w Sea Of Reeds i Unconformities. To są bardzo osobiste utwory i zawsze w takich przypadkach pojawia się drugie dno i kilka możliwych kierunków interpretacji. Tak było już na albumie „Pelagial” – wierzchnią warstwę budował koncept podróży z powierzchni wody ku głębinom mórz i oceanów, a gdy spojrzało się głębiej, można było dostrzec analogię do wypraw w największe otchłanie przestrzeni ludzkiego umysłu. Tam punktem wyjścia był film „Stalker” Andrieja Tarkowskiego. Podobnie jak w przypadku „Holocene” znajdziesz tam mnóstwo osobistych wskazówek na temat doświadczeń w związkach.

MUAM: Jest jeszcze jedno pytanie, które nie daje mi spokoju – jaki będzie następny rozdział w historii The Ocean? Pytam o to dlatego, że Holocene zdaje się być z punktu widzenia historii Ziemi finałem, bo żyjemy w holocenie…

 Robin: To bardzo dobre pytanie, na które nie mogę jeszcze odpowiedzieć. Mam już gotowy nowy materiał The Ocean, ale jedynie w warstwie muzycznej. Na teksty dopiero przyjdzie czas. Myślę, że czas złamać tę historyczną chronologię. Obie części Phanerozoic były kontynuacją Precambrian, wiązały się z nimi też albumy Heliocentric i Anthropocentric. Ten temat jest już zamknięty, więc czas na coś nowego. Holocene faktycznie zamyka ten etap. 

Mam pewne zarysy pomysłów na teksty, ale nie będę o nich opowiadał zanim całość się nie ukaże. Jestem jednak już pewien, że to będzie coś odmiennego od historycznych i filozoficznych odniesień, na których skupiłem się na ostatnich kilku płytach.


MUAM: Jasna sprawa. Pomyślałam, że sztuczna inteligencja mogłaby być ewentualnie jakimś następnym etapem opowieści o życiu na Ziemi, ale to w sumie bardzo popularny temat…

 Robin: Tak, to bardzo ciekawe zagadnienie, o którym też myślałem, ale to faktycznie stało się teraz popularne. Zobaczymy :)

 


"Holocene" ukazał się 19 maja 2023 roku nakładem Pelagic Records

Album możecie nabyć tu: https://pelagic-records.com/product/the-ocean-holocene-4lp-boxset-atlantic-edition/ 

 

ENGLISH VERSION

Talented guitarist, creative composer, very keen, smart observer, a reliable, caring label boss, but first and foremost honest, kind man with broad horizons - Robin Staps successfully leads The Ocean for more than twenty years, simultaneously taking care of Pelagic Records label since 2009. 

Setting up a meeting with the artist is quite a challenge and I'm deeply grateful for a profound, detailed conversation we had one January evening between a Pelagic warehouse move and urgent personal case. 

Robin is definitely a fantastic interlocutor, passionately explaining the details of a tour life, travels, intriguing conversations with The Ocean fans and his challenging, demanding work. We took a deep look on "Holocene", a new Ocean's album, musically and lyrically and talked about band's plans for the future. It was also a great occasion to reflect on the role of the music in the era of streaming services and all that has happened in the last few years.

 


Między Uchem A Mózgiem: Thank you for finding time for me. I truly appreciate it being aware of the extreme work amount you have to take care of every day. That's why I'll just simply ask how are you today? Busy I think..

Robin: I'm good, but yeah, we have a really busy week moving to a new warehouse with Pelagic. It's the extention of the space. We've grown out of our rooms - the last two years were very messy. When there's not enough space everything is time consuming, more expensive and you can't keep orders.

We have an extra room, but it all comes with shelves and tons of boxes to move everything from one place to another. That's how this week looks like. We have plans to start The Ocean's rehersals for the upcoming US tour during the next week. It's much easier to be done now - we share the same space. Pelagic warehouse and Ocean's rehersal room and studio is on the same location. 

 

MUAM: Fantastic news! It's seems it's so convenient to organise everything now...

Robin: Yeah, that's something I had been looking for a long time and finally found just before the pandemic. It’s convenient because when we go on tour with The Ocean we can pick up the merch from the warehouse which is just next door. Meanwhile right now vinyl boxes are just covering the stage when we normally reherse and it’s just completely messy and chaotic because of this moving.

 
MUAM: I remember the previous location of the warehouse, it was underground, under the big corporation building...

Robin: It’s still the same building underground. We are creatures of the night, back then we had only 1-2 rooms and now we have 5 - we're stretching our tentacles into every corner available. Yet it’s not a fancy place, rather a shitty industrial courtyard, but it’s very convenient, because it’s in the middle of Kreuzberg (in Berlin), where's it's quite a challenge to find a space. I can walk to work from my home, what saves so much time during the day not having to take trains.You can park here a night bus, we have a huge parking and heavy lifts that can carry the backline and everything we need. 

The only thing is missing is sunlight and this new room that we have actually is facing the other side of the building. We have some windows at the top at least, now we are very happy here. 



MUAM: So the next tour’s coming in February. We've met in the end of September during the European leg of Holocene tour, in the beginning, as I remember it was the 2nd concert and you were still in the process of arranging the whole thing. So how was the tour, how do you recall it?

Robin: It was a really good run in every aspect. The beginning was quite slow actually and the shows were rather small, I remember the Polish dates, it was right after Prague. It was just the beginning when everyone was trying to find their place and the routines were not just dailed yet, but it was really nice
We really cliqued with the quys from This Will Destroy You, both muscially and personally. 

Musically is was obviously really great match but alsoin the aspect of bus sharing. It was just a very kind tour of minded people getting along. Lots of late night talks in the bus lounge, lots of parties, more than I thought, as you expect from those quiet post rock people (laugh)

We have really enjoyed it all and agreed we should do this again. The shows that came after were really great, there were big crowds much everywhere we went. It was also a really nice match with the support bands we had – a lot of Pelagic ones. 



MUAM: Yeah, it was an interesting tour, because in the last few years you mostly played with metal bands and a post-rock band was quite a different approach to music. 

Robin: That’s true. Obviously the LLNN tour was the complete opposite musically, but in the past we also played with quieter bands. We toured with Mono in 2015, which is really a quiet band to be fair...


MUAM: As I recall their last tour I feel they’re not that quiet…

Robin: They are not quiet at all as well as This Will Destroy You. I mean there are quiet moments, but they also get really loud and that’s what I love about good post rock – these dynamics, both of the bands mastered that perfectly. 

We toured with quite different range of bands – it works with quieter and instrumental bands, but also with super heavy bands like LLNN. We try to keep it interesting for us and also for our fans, so we don’t want to take the same type of band to every tour and I feel this spectrum from This Will Destroy You to LLNN within one year kind of shows that range very well 

 

MUAM: Exactly. Listening to your tour stories I'm wondering if you’ve found some inspirations to write music during this tour…

Robin: No, not at all. I don’t really write on tour, I never did. Being on tour now for me is challenging - I still love it, but it’s a lot of work. I have the label work to take care of on daily basis and then of course the tour reality with soundchecking, setting up sound, playing shows every night and hanging with people, which is one of the best things on tour . It’s challenging to put all that into the day - there's no time for sitting down and writing music. To do that I need quiet space and just time for myself and it usually comes pretty quickly. I already have another Ocean record ready and it’s been like that since 2020.

MUAM: I see… 

Robin: Basically when I wrote Holocene with Peter (Voigtmann), I had already been working on another Ocean album without Peter and that album since than has not been touched. I wrote the music in fall 2020 and just haven’t had time to record it yet. We decided to focus on Holocene first and then on the next thing, so… I’m actually quite keen to start getting into rehersal and studio mode to start working  on it. Panerozoic II is now already almost 3,5 years old, so it's time for a new full album, but I don't know if we will do that this year - we have the US tour coming up, until about half of March, then we’ll go to Australia and Asia in May and June, then the festivals, in fall we’re looking to do some special shows so it's a lot to do. Fingers crossed. 

 


MUAM: Do you remember people you meet on tour?

Robin: Sometimes I do, often I don’t, I won't lie, it really depends. I have fairly good circumstantial memories – if it’s a great night, great concert, great conversation or a fight/argue I’ll remember that person of course, but just in a matter of briefly saying hi often I would just recognise someone’s face but I won’t remember the circumstances. You meet so many people on tour, every night, different promoters and people you’re actually involved with, talk to or you have some sort of relationship with and then also people come to the shows and talk. If you see someone for example 10 times you start recognising them at one point, but there’s always that moment when someone says „hey” and I’m quite confused responding, but not knowing where you're from. 


MUAM: I get what you mean. I have the same feeling when people sometimes come to say hi and tell we’ve talked after one of the concerts where I was taking photos. It's really hard to remember everybody. Getting back to the tour stuff – how do the reactions of people in the crowds differ among the countries?

Robin: There are differences and different observations among countries, which come down to cliches, but mostly the stereotypes are true. In Germany it’s usually quite boring - people like just standing with their hands crossed in front of them (Robin shows it funnily) There are big crowds, but everyone is standing watching the band without much action. Whereas playing in Madrid or Barcelona is fairly different. People are passionate, get crazy, similarly in South America, It’s kind of what you would expect, because people have a different mentality, some are just more outgoing, others are introvertic, it’s a different culture of nightlife, of going out. In Germany at night the streets are empty and they turn off the street lights, in Colombia at midnight everyone is at the streets partying - that also reflects the shows of course. 

But it's not just that - even in the same country there’s a big difference between bigger and smaller cities. Generally the more peripheral a place is, you get crazier crowd responses. In the big cities people are more jaded, they have a lot of concerts to choose from, they have kind of seen it all and that’s why playing in Berlin is usually not so much fun. I have to say that last one was very good, but it's in many big places we played a lot of shows and going off stage felt like - yeah, it's a big city.

On the other hand playing in Siberia has been crazy – people here are so warm and welcoming and so into what you're playing, because there are not so many bands that go there – that definitely has been a rewarding experience. Sometimes the small provintial places are much more fun. The size of the place effects the vibe. When the club is tight, the stage is not too high, it’s more intimate, it all affects the scenario. You  get a different response when you’re on a huge stage, there’s a huge distance between you and the crowd. That all depends on so many factors really.


MUAM: You're absolutely right. The atmosphere depends on many factors. There's one particular thing connected with your performances I'm wondering when did the idea of Loic jumping on the crowd occured?

Robin: I don’t think that it was an idea…

 

MUAM: It just happened one day and since that time it's like that?

Robin: Yeah,  Loic's just a very impulsive person. He gows with the flow. He’s been going into the crowd ever since I know him, but I think the tour in 2010 with The Dillinger Escape Plan was a game changer for him, to watch every night the band that puts on a show like no one else.

Loic wasn’t really listening to that type of music back then. He had a background of mostly clean singing and the Ocean was the first band where he screamed. We started touring with a lot of heavy bands. Doing a month with Dillinger in Europe, then States must have inspired Loic to start going into the crowd, especially watching Greg. 

He’s also a light guy in case of weight and that is why he can do whatever he wants - he started realising that people will pick him up somehow at one point. Of course that always fires up the crowd – people love not just watching something, but to be involved, be in the middle of the action, it’s the heart of every hardcore show. That’s what we come from – this interaction with the crowd and that’s something really beautiful. 

 



MUAM: You travel a lot, not only with the band, but also for the trips around the world. How much time do you spend at home during the year? 

Robin : about six months, but it depends…

MUAM: Haha, so a half of a year, that's a lot...

Robin: Yeah, more or less… 2022 was a year like 8 months out and 4 at home – we toured a lot that year. Last year was probably like half and half, but in 2020 I was at home for the whole year, so it definitely depends also on other factors. 


MUAM: So now considering this pandemic you got the right ballance?

Robin: Exactly. Well even at the beginning of the pandemic the ballance was just right, because in 2019 we toured so much. It was again a year with 8-9 months out, so it actually felt good being at home for a while. Everyone in the band was tired back then and wanted not to have to go anywhere. 2020 was a good year for us – we enjoyed being at home for a while, the pandemic did not bother us yet, but in 2021 it got boring.


MUAM: I remember the streaming concerts from that time – one was in Bremen on stage and the other at the studio…

 Robin: yeah, the one we did for Roadburn Redux and recorded in Peter’s place.  We came up with this idea just to do something and keep us alive. We have not seen each other for one and a half year, basically since November 2019 and the end of the tour. Playing the Phanerozoic albums in their entirity gave us an excuse to get together, reherse, just to be in the room and play music. That was the best thing that we could do at that point, because everyone was fucking depressed. 

Considering the heightside it was very important for The Ocean - during that time a lot of things fell apart – not just bands but a lot of people that we were working with in the industry just moved on to something else. Nobody knew what will happen.  We had a project to do, a month of rehersals, it created some meaning for us. 

When we came on stage in Bremen it was in the totally empty huge room with 5000 capacity - just us on stage and 9 people with cameras, but we had the same rush of adrenaline like in the big festival, because we knew people are watching, we sold a lot of tickets.  It was a very weird, but very cool experience.



MUAM: You've told me about the plans fot the band and reflected back on 2023 and even the previous years - that was actually my last question from the list. However I have more about the Holocene album itself. Listening to this album and coming back to it regularly for a few months made me reflect on quite a strange thing - the expiration date of the record in the era of streaming services. I mean this record released in May 2023 is quite old now in times when we constantly get loads of new releases. It's a hard question - personally I can listen to one album for many years but simultaneously I know how people react being constantly stimulated with new ones, they just easily get bored...

Robin: I think that’s the question that can be generally answered, I mean it’s up to you as the listener. There are some albums that have no expiration date - for me it's definitely „Mezzanine” by Massive Attack – that’s a record that I still listen to till this day and age quite a lot, not just occasionally on the melancholia trip to the past. I still find this sound very fresh. These are just great songs

Ideally a record doesn’t have an expiration date, but often they do and I think it’s just very subjective. For me these days heavy records have quicker one than the ones not going that much into the extreme  - that’s simply because I’m getting tired quicker and I get older. 

Unfortunately a lot of people only have very limited resources available to go back and listen to a record because of the sheer onslaught of new releases that nobody can keep up with. I have a lot of records on the list, that I like to listen to when I'll simply have time to do it. 

Our resources to listen to the same record are limited but there's on interesting thing when you look at the Spotify sum up stuff from a perspective of a band. I personally don't pay much attention to that, but looking on The Ocean's account I realised that a lot of people have us like the most listened artist in a year. They've listened to our music for about 250 hours and that blows my mind. 

I can’t think of any artist that I have listened to for 200 hours during the last year - that just doesn’t exist. Even in case of my favorite records I listen to them maybe for like 10-15 times, because there’s so much other stuff… That's why I think the people can really get into one specific album sre still out there. It’s maybe more rare than 20 years ago, but they are still around and that's beautiful.



MUAM: What do you personally think from a perspective of a Holocene creator about this album after these months? Do you still enjoy it? 

Robin: It’s around for 8-9 months now, but for someone making a record the preception is always quite different than for the people receiving it. When we released Holocene, those songs were already old for us. We have been working on them for 2-3 years, recorded them, spent hundreds of hours on finishing the songs until they were released, so for us it’s was nothing new anymore. 

That’s always been a kind of shift in perception between someone who’s created the thing and the receivers, but I can say personally for us it’s still super interesting to watch how an album unfolds publically after the release. It’s immensly gratifying how people react. Playing the songs live was something completely fresh for us. It always takes a bit of time to feel comfortable with them. Even if you have rehersed everything perfectly, you'll still need time to sound them good live.

There are some songs on that records that are a challenge for us to perform for different reasons, not so much technically, but playingwise. A track like Atlantic – the range of dynamics in this song is huge, it starts very quiet, there’s a long build up and to deliver that the right way and to have it sound and mixed the right way we need to play it a lot -  not just reherse it and play live, but work on it with your team.  No matter how much you reherse it’s just something you have to do live in front of a crowd over and over again until you get to the point.

We’ve played the first 5 tracks of Holocene so far. We haven’t played Parabiosis, Unconformities and Subatlantic yet. That’s something we keep for the future. There are plans of playing the whole record in it’s entirity at one point but it’s not gonna happen on this upcoming tour. 



MUAM: You’ll need Karin for Unconformities…

Robin: Yeah, exactly, so we’ll do the whole record only on special events. I can tell you we’re looking for the option to do them before the end of the year, but nothing is announced yet and nothing is ready to be shared. It's really important for us to play fresh material, because we tour with both Phanerozoic albums so much that it started becoming a routine.

It can be good – on tour it’s nice when a certain routine kicks in, everybody has their roles and everything works efficiently, but that can also become boring and tiring. That's why we filled the setlist with new tracks - it was a journey, because they are different from most of Phanerozoic tracks - quieter, more intimate, they take a different approach to be peformed live.

We decided to play first 4 tracks of Holocene at the beginning and it's a journey you really have to let yourself in for and embrace the fact that it’s slow and that is not like the type of opening as Triassic and then going into other heavy tracks, it’s a totally different game. It took us some time, but we all really started enjoying the ability to let ourselves in for that slow ride. Of course that's not easy to master. Finally we loved it and felt the crowd also really appreciated this journey starting in one place and then layering and layering until the explosion in the 2nd half of the set.



MUAM: Yeah, I have to admit it's atmospherically great for the perspective of a fan in the crowd. Let's look into the Holocene album lyrically.  It's a record about the humanity and I feel it’s a critical reflection about humans. What do you think?

Robin: It’s a record about this weird tiredness we all went through when it was written. It’s a pandemic record, it was written in 2020, during a couple of weeks. In that time the world was just a bizarre place, nobody knew where it was heading, everybody had a lot of time to think. It led us to bizarre theories and lots of observations, I made among my friends. A social segregation came in just believing in certain theories, all that conspiracy theories filled up the minds during that time as well. All the controversial discussions were the breeding ground for Holocene. 

The record is just a reflection on a lot of topics that were in all our minds back then, the alienation, anxiety, conspiracies. It's different from every other one in a way that every song has it’s own topic, it’s own agenda. It’s all evolving and orbiting around the red threat of post-modern age and that also reflects this kind of post-modern era of multitude views, perceptions, opinions. 


MUAM: One particular phrase that Loic sings in Preboreal - "we embrace the rash degradation of knowledge and critical thought" often comes back in my mind. For me it directly corresponds with social media and people’s reactions on posts and opinions - they don’t think, they just believe… 
 

Robin: Yeah, exactly. That is the quote from Guy Debord and his book „The Society Of The Spectacle”, the one I read a long ago to during my studies and came back to my mind during the pandemic when I was writing the lyrics to Holocene. 

There are actually lot of quotes from that book splattered across the booklet with the lyrics. Reading it at that time left me with the feeling that it's all temporary and I was surprised by how prophetic his words were. The book's underlines a lot of things we observe these days as you suggested talking about social media and generally our world and attention spent by us on social media where everything that isn’t  read in just 5-10 seconds is just skipped. Essential content is missed while receiving these shorts. I mean you can't get to know anything in just 10 seconds.

He was talking about that long before the days of the Internet, in the 60s, that’s the interesting thing. It feels like talking about social media. I decided to make this book that kind of red threat for Holocene storyline to orbit around. I felt this is a rare case that sociological, political book from more than 50 years ago has still really have a lot of accuracy in the analysis of the modern age really. 



MUAM: I have to read this. Thanks for the recommendation! Positively looking now, I deeply feel that this record touches also some universal emotions like love. Am I right?

Robin: Well, haha. I think it’s always really nice to hear like how people interpret the things that I write lyrically and I don’t want to go too deeply into saying no, that’s not what I had in mind, because I think that’s beautiful. People need to feel it, to have relevance to their own lives.That's why I keep lot of the lyrics rather abstract or multidimensional. I know what you’re referring to, it’s definitely track Sea Of Reeds or Unconformities, but they are very personal and there’s almost always it’s ambiguous realm of possible interpretations that I don’t want to define narrowly, rather letting people to roam freely and come up with their own interpretations, inject their own meaning to the words that I use.

There has always been some sort of a paralel in our lyrics. On „Pelagial” it was quite  the same, a kind of like conceptual level of the record which is the journey from the surface into the depths of the sea, simultaneously there is analogue journey from the surface into the abysses of human mind based on the „Stalker” movie by Andrey Tharkovsky, then as you found here as well are lots of just very personal hints about relationship experiences.


MUAM: There's still one question I have in mind for a long time - what will be the next chapter in The Ocean's hisotry? Holocene is the era we live in and is seems like a final era. 

Robin: That’s a good question and that is the one I can’t really answer because I have the next album written but the lyrics are not ready yet. I guess it’s time to break the historic chronology of what we’ve been doing with Phanerozoic albums which actually just continued Precambrian era to which you can even build the bridges to the Heliocentric and Anthropocentric records. I think that is done now. Holocene really was a closing chapter. 

It's really time for something new. I have some ideas for the topics I want to consider with this next Ocean lyrically and conceptually, but they are still in its infancy and of course I don’t want to talk about them yet before the album is released. I'm sure it's going to be something completely detached from this historical and philosophical approach we’ve taken on the past couple of records. 



MUAM: I just thought the next chapter might be connected with the artificial intelligence, but it’s a popular theme now....

Robin: Yeah, very interesting, but very popular theme, but it’s something I'm really interested in. We'll see... 



"Holocene" was released the 19th May 2023 by Pelagic Records

You'll find it here: https://pelagic-records.com/product/the-ocean-holocene-4lp-boxset-atlantic-edition/