piątek, 27 października 2023

dEUS + Noonzy - Warszawa, Hybrydy, 26.10.2023 [GALERIA ZDJĘĆ]

Jak to się dzieje, że zespoły zasłużone, z ogromnym dorobkiem, własnym stylem i arcyciekawą wizją muzyki alternatywnej, a zarazem bardzo uniwersalnej zmuszone są grać w małych salach w podziemiach, gdzie cisną się na małej scenie, by posłuchało ich kilkadziesiąt osób? Odpowiedź na to pytanie znacie doskonale . Wniosek jest jeden - jeśli cenicie jakość i chcecie posłuchać dobrej muzyki na żywo, zaglądajcie częściej do oferty mniejszych sal koncertowych. W czwartkowy wieczór w podziemnej, przytulnej sali warszawskiego klubu Hybrydy zagrał jeden z najważniejszych alternatywnych zespołów ostatnich kilkudziesięciu lat - belgijski dEUS i był to wyborny koncert.

 

 

 

Być wiernym swojej muzycznej wizji i realizować ją konsekwentnie, nie zważając na trendy - takie działanie pod prąd wymaga wielkiej odwagi i determinacji i nie każdy jest w stanie mu podołać. dEUS idą swoją drogą od lat - nagrywają rzadko, ale z najwyższą starannością, stawiając na jakość  - dobre kompozycje i mądre teksty. Ich koncerty są muzyczną ucztą  dla koneserów muzyki gitarowej - tak jest niezmiennie od lat i tak było w Warszawie, gdzie dEUS przyjechał po ośmiu latach przerwy. 

Do Polski Belgowie wrócili po czterech latach od pamiętnego koncertu w gdańskim B90, gdzie zagrali rocznicowy koncert na dwudziestolecie "The Ideal Crash", jednej ze swoich najważniejszych płyt. Tym razem piosenek z tego wydawnictwa prawie nie było, nie zabrakło jednak uwielbianego przez fanów "Instant Street". Setlistę zdominowała tegoroczna płyta "How To Replace It", a dopełnił ją przekrojowy materiał z innych, równie intrygujących wydawnictw, co w żadnym stopniu nie wpłynęło negatywnie na jakość - a wręcz przeciwnie, bo ten zespół ma w zanadrzu masę świetnych kompozycji, którymi z powodzeniem może żonglować wg uznania. 

Było dynamicznie,  chwilami mocno rockowo, gitarowo, z przesterami i skokami, a momentami  bardzo refleksyjnie, niemal intymnie - podczas ponad dwugodzinnego koncertu nie było miejsca na nudę. Zespół z utworu na utwór rozkręcał się coraz bardziej, mimo nieuniknionego upływu lat pokazując, że niezmiennie jest w wybornej formie. Tworzą go wszechstronni muzycy, którzy potrafią zagrać niemal na wszystkim - basista nie miał problemu, by zastąpić perkusistę w dwóch pierwszych utworach, klawiszowiec grał na skrzypcach, wokalista na gitarze i perkusjonaliach. Zespołowi jak zawsze przewodził charyzmatyczny Tom Barman, który śpiewał swoim pełnym emocji głosem z pasją i zaangażowaniem, opowiadając wciągające historie o życiu i uniwersalnych jego aspektach. Między utworami wiele nie mówił, ale podziękował po polsku. Wokalnie wspierali go koledzy z zespołu, śpiewając na głosy. Były też żarty sytuacyjne. Między zespołem i publiką, która słuchała muzyki z oddaniem i uwagą narodziła się więź, która umacniała się z każdym kolejnym utworem. 

Każdy, kto ceni jakość, muzykę nagraną z pasji i zagraną z wyczuciem, mógł poczuć się usatysfakcjonowany. Tak przestrzenna, intensywna, idealnie zrównoważona muzyka, lekka, a zarazem mroczna, melancholijna i psychodeliczna to w dobie dominacji autotune rzadkość. Każdy, kto jej doświadczył, szczególnie w koncertowej odsłonie może czuć się wyróżniony.

Na koniec dodam jeszcze, że wieczór otworzył solowy występ Noonzy'ego - bardzo sympatyczny i szczery. Artysta zaśpiewał i zagrał na gitarze akustycznej kilka chwytających za serce piosenek, otulając ciepłym głosem i przyjemnymi dla ucha melodiami. Nawiązał bardzo dobry kontakt z publicznością, co osoby, które przybyły do klubu Hybrydy nieco wcześniej niż na koncert gwiazd bardzo doceniły, obdarzając młodego chłopaka zaufaniem, uśmiechem i szczerymi oklaskami.

Zgodnie z prośbą organizatorów zdjęcia podczas koncertu dEUS zostały wykonane jedynie podczas trzech pierwszych utworów z wyznaczonego przez Live Nation miejsca,  znajdującego się po lewej stronie sali balkonu.

 NOONZY























 dEUS