poniedziałek, 10 lipca 2023

Whalesong: Poświęciłem tej muzyce totalnie wszystko

Jak na prawdziwego artystę, tworzącego z pasji i z serca przystało nie stoi w miejscu i choć nadszedł czas, by świętować sfinalizowanie jednego z najważniejszych projektów muzycznych życia, już myśli o kolejnych krokach, dalszym rozwoju i następnych albumach, które chciałby zrealizować. Michał Neithan Kiełbasa - multiinstrumentalista, kompozytor, producent, inżynier dźwięku, który kocha jeździć w trasy i którego mieliście okazję już poznać choćby przy okazji tej rozmowy, wydaje właśnie wraz z przyjaciółmi fantastyczny nowy album w ramach Whalesong. 

Czy na "Leaving a Dream" autor faktycznie opuszcza strefę marzeń i snów, czy wkracza na zupełnie nową ścieżkę, a może to metafora czegoś zupełnie innego? Rozmawiamy o poczuciu spełnienia, długiej drodze do realizacji celu, artystycznym nienasyceniu i potrzebie odkrywania, a także o planach na przyszłość i nowej płycie Swans. To oczywiście nie wszystko, bo jak zawsze w przypadku muzyki kluczem do jakiejkolwiek interpretacji i rozważań są przede wszystkim emocje.

 


 



Między Uchem A Mózgiem: Czy czujesz się szczęśliwy i  spełniony?

Michał Kiełbasa: Nie użyłbym tu na pewno słowa szczęśliwy, prędzej ‘zadowolony’. Spełnienie klasycznie pojawia się na ułamek sekundy i od razu przepada. Nie można stać w miejscu - już myślę o przyszłych albumach i utworach. Jednak jeśli chodzi o ‘Leaving a Dream’ – od lat, jeszcze w trakcie komponowania i nagrań traktowałem tę płytę jako moje opus magnum. Jest tu wszystko co chciałem zawrzeć i w momencie zamknięcia albumu wciąż tak uważam. Żadnego materiału jaki nagrałem w życiu nie byłem tak pewien jak właśnie tego. 

Równocześnie ten album dokładnie przedstawia czym jest ten zespół brzmieniowo od co najmniej 2017-2018 roku. Od zawsze gramy na koncertach dużo kompozycji z przyszłych materiałów. Wcześniejsze dwie płyty były mimo wszystko bardziej zanurzone w rejonach około metalowych (nawet Radiance of a Thousand Suns) i w momencie, gdy się ukazywały nie miały już aż tak wiele wspólnego z tym, czym w chwili publikacji był już ten zespół i jak brzmiał na koncertach. Teraz wyjątkowo – mimo iż połowa obecnego seta koncertowego to utwory z następnej płyty to jednak stylistycznie jest już spójnie. ‘Leaving a Dream’ to po prostu esencja Whalesong. Włożyłem w tę płytę wszystko - wszystkie emocje, wszystko co mogłem. Poświęciłem tej muzyce totalnie wszystko.

 

MUAM: Pięknie się rozwinąłeś i w zasadzie odpowiedziałeś mi już częściowo na kolejne pytania, ale zatrzymam się jeszcze na chwilę na tym pierwszym, żeby się trochę wytłumaczyć. Pytanie o spełnienie miało dwojaki wydźwięk - z jednej strony chodziło mi o to, że właściwie żyjesz i oddychasz muzyką na co dzień, wydajesz jedną z najważniejszych płyt w swoim życiu, nad którą pracowałeś bardzo rzetelnie i wytrwale, z drugiej strony tytuł tej płyty jest nieco przewrotny i skłania do zastanowienia się. To jak to jest z tymi emocjami?

Michał: Zacząłem komponować utwory na ten album już w okolicy 2016 roku. ‘Believe Us’ graliśmy zresztą na żywo już w 2017, gdy to zaczęliśmy promować nasz pierwszy pełny materiał ‘Disorder’. Kompozycje na ‘Leaving…’ powstawały poniekąd równolegle do tych z dwójki (‘Radiance of a Thousand Suns’), która opierała się na rozwinięciu niektórych motywów z debiutu, kilku starszych kompozycjach oraz wielu półimprowizowanych motywach. Była także swoistą zapowiedzią brzmieniowego i instrumentalnego kierunku, w jakim szliśmy.  

Sam proces powstawania i rejestrowania ‘Leaving a Dream’ był dla mnie stosunkowo długi, mógłbym to poniekąd porównać do układania ogromnych i trudnych puzzli. Powoli z czasem wszystko nabierało kształtów, chociaż były nieraz chwile zwątpienia. Same teksty uformowały się stosunkowo niedawno, przechodziły też trochę zmian, ewoluowały, ale ponownie – nigdy nie byłem tak zadowolony z warstwy lirycznej jak teraz. Sam tytuł przyszedł mi do głowy kompletnym przypadkiem w 2019 podczas rozmowy ze znajomym. Szybko go zapisałem i trzymałem w notatniku przez wiele lat, aż idea by go użyć jako tytułu tutaj zakiełkowała w mojej głowie rok temu.

 

MUAM: Skoro poruszyłeś wątek tekstów, to zatrzymajmy się przy nim na chwilkę. „Leaving a dream” jest bardziej pójściem w nowym kierunku, odcięciem się w pewnym stopniu od tego, co było, a może ma znacznie szerszy wydźwięk i związany jest z sytuacją na świecie? O czym jest ten album? Wiem, że jest to historia, całość.  

Michał: Dla mnie osobiście wszystkie te materiały częściowo wynikają jeden z drugiego. Co do tekstów - koncepcyjnie jest tu wiele kierunków. Moglibyśmy tu znaczeniowo nawiązać do zwrotu ‘childhood’s end’ i rozwinąć go w ten sposób – jest to jedna z możliwości. Kolejną jest pytanie czy faktycznie ‘we’re living a dream’ (żyjemy jak we śnie, spełniamy marzenia - przyp.red.) czy może jednak nieświadomie ‘we’re leaving a dream’ (opuszczamy te marzenia - przyp.red) – co powoduje, że zanurzamy się w wewnętrznej otchłani/pustce. Klasycznie już jak dla tego zespołu pojawiają się też motywy oczyszczenia, katharsis i wizji oślepienia przez światło, które zarazem może nas spalić i stopić. Motyw ten rozwija też cytat z Mishimy. Jak zwykle część tekstów wynika z jakichś własnych doświadczeń,ale nie tylko - inspiracje czerpię ze wszystkiego. Finalnie jednym z najważniejszych elementów tej płyty jest pytanie: ‘what happens to dreams when the dreamer disappears?’ (czyli "co dzieje się z marzeniami, gdy marzyciel zniknie?"  przyp. red. )  Słuchacz musi jednakże odpowiedzieć sobie na to sam.

 

MUAM: Jasne. Super, że pozostawiasz pole do własnej interpretacji. Gdy słucham tej płyty już na samiutkim początku skojarzenia wędrują w kierunku Swans. To wydaje się oczywiste w przypadku tego rodzaju eksperymentów muzycznych i myślę, że był to w Twoim przypadku naturalny proces. Dlatego zapytam z trochę innej strony – spotkałeś kiedyś Michaela Girę i jeśli tak, to czy to spotkanie wpłynęło jakoś znacząco na Twoją twórczość?

Michał: Spotkałem Michaela Girę twarzą w twarz dwukrotnie – raz po pierwszym koncercie Swans na jakim byłem – czyli w październiku 2010, a drugi raz w Krakowie, chyba w 2014. Podziwiam, że w tym wieku wciąż codziennie wychodzi do ludzi po koncercie i  podpisuje płyty/robi sobie zdjęcia z fanami – zawsze do końca, do ostatniej osoby. Wracając znowu do samych koncertów - jeśli chodzi o ten pierwszy – było to totalne life-changing experience i wywrócenie mojej percepcji muzycznej do góry nogami. Od lat uwielbiałem ten zespół za takie płyty jak ‘The Great Annihilator’, ‘The Burning World’, ‘Children of God’ czy ‘Filth’. Już sama koncertówka ‘Swans Are Dead’ miała na mnie ogromny wpływ, ale ten ten konkretny koncert, ta głośność, setlista i ówczesne aranżacje utworów – to zmieniło wszystko. Zacząłem wtedy zupełnie inaczej patrzeć na dźwięk, odkryłem kompletnie nowe możliwości tego jak można aranżować utwory, co można osiągnąć grając na żywo – jak można dotrzeć do momentu, gdzie traci się kontrolę nad dźwiękiem – gdzie to muzyka zaczyna przejmować kontrolę, gdzie zamienia się ona w swoiste oko cyklonu przez tą brutalną repetycyjność i dynamikę. Ten jeden koncert zmienił wszystko i poniekąd wyznaczył mi pewien kierunek. Jednakże mimo wielu punktów stycznych gramy inaczej, nasza muzyka ma inny klimat i vibe, co mnie cieszy, bo nie chciałbym być kopią, jedno Swans nam wystarczy.

 

MUAM: Pewnie, to było tylko luźne skojarzenie i fajnie, że trafione. A jak Ci się podoba najnowszy album Swans? Słyszałam sprzeczne opinie. Mi pasuje. 

Michał:  Osobiście bardzo lubię tą płytę, podoba mi się dużo bardziej niż wcześniejsza, gdzie jest kilka utworów, które mnie nie ukrywam średnio porwały. ‘The Beggar’ ma dużo wspólnego z The Angels of Light, łączy się to trochę ze stylem wypracowanym przez post reaktywacyjne Swans i trochę z klimatami, które rozwijali w latach 90. Sporym zaskoczeniem był dla mnie utwór ‘The Beggar Lover (Three)’ – spodziewałem się czegoś w stylu ‘The Seer’/’Bring the Sun’/’Glowing Man’, tymczasem otrzymaliśmy dźwiękowy kolaż zbudowany z wielu elementów (w tym motywów z ostatnich dwóch płyt), który przypomina mi mocno bonus z ‘My Father Will Guide Me Up a Rope to the Sky’, czyli genialne ‘Look at Me Go’, a także album projektu The Body Lovers/Haters. Ogółem świetna płyta, rewelacyjnie mi się jej słucha, zdecydowanie będzie to jeden z moich topów w 2023.


MUAM: Dobra, zostawmy już Swans. Na „Leaving A Dream” jest oczywiście znacznie więcej odniesień muzycznych i jest przede wszystkim wyjątkowy styl Whalesong. Sięgasz po elektronikę, muzykę eksperymentalną, gitarową, jazz, folk. Co było główną inspiracją dla tego materiału i co miało decydujący wpływ na jego brzmienie?

Michał: Jednej konkretnej inspiracji nie było. Ogółem na tej płycie mieszamy w sumie wszystkie moje inspiracje muzyczne – od jazzu, ambientu przez muzykę tradycyjną, gothic americanę, post punk, metal, noise rock, po industrial, drone, minimalizm. Bardzo mnie cieszy to, że mimo naprawdę sporego rozrzutu stylistycznego mam wrażenie, że ta płyta jest bardzo spójna i naturalnie miesza wszystkie te wspomniane (i wiele innych) gatunki w jedną całość. Jest to po prostu muzyka, którą ciężko wrzucić w jedną konkretną szufladkę. Wszystkie utwory zaplanowane na tę płytę rozpisałem początkowo na kartce – ich aranże, to co chcę osiągnąć, jakie kolory czy jaką dynamikę. Następnie szukałem odpowiednich dźwięków na wszelakich instrumentach (z naciskiem na gitarę/bas), a następnie spotkałem się z naszym perkusistą Grzegorzem i mówiłem mu co mniej więcej będę grał ja, a co bym chciał by mniej więcej on zrobił za perkusją. Następnie wciskałem record i nagrywaliśmy te improwizowane bębny. Jeśli chodzi o perkusję każdy utwór był nagrany w jednym podejściu. Grzegorz co ciekawe znał zaledwie 5 utworów z 16, z czego większość z nich grał ostatni raz 2-3 lata wcześniej. W ten sposób uzyskaliśmy zarazem fajny naturalny feeling. Następnie zająłem się dogrywaniem gitar, basu i pozostałych instrumentów. Później doszły partie poszczególnych gości, moje wokale, a finalnie wokale Elise, które wyczerpały temat. Płyta wówczas zyskała idealne brzmienie - tego jej właśnie brakowało. Swoistej kropki nad i.

 

MUAM: Wiem, że zawsze lubiłeś długie, niespiesznie rozwijające się, atmosferyczne formy i dobrze się w nich czujesz jako twórca. Ten album to ponad dwugodzinna podróż. Wszystko się ze sobą łączy i się przenika, ale intryguje mnie szczególnie to, jak powstały te dwie najdłuższe, finałowe kompozycje.

Michał: ‘From the Ashes’ powstało w 2018 roku, wtedy też zaczęliśmy grać tenże utwór na żywo. Ogółem była to długa forma składająca się z ‘Here I Am’ przechodzące w ‘Endless’, a to znowu we wspomniane ‘From the Ashes’. Od początku miałem na celu dodać coś po tej rytmicznej części, którą wykonujemy na żywo - w koncertowej wersji była to zawsze noise’owo / dronowa improwizacja. Na albumowej wersji postanowiłem ją głównie oprzeć na gitarze granej smyczkiem oraz dźwiękach waltorni, gdyż bardzo podoba mi się taki mariaż drone doomu z instrumentami dętymi. Sama finalna partia wyszła bardzo przypadkowo, gdy Wukir Suryadi zgodził się na udział na tej płycie – ten motyw, który od niego otrzymałem jest po prostu genialny i świetnie zamknął tą długą kompozycję. 

Oryginalnie ‘From the Ashes’ miało być utworem instrumentalnym, jednak w zeszłym roku pokazałem na trasie ten utwór Attili. Bardzo mu się spodobał i wyraził chęć nagrania wokali – jego głos idealnie pasował do środkowego segmentu. Ostatni brakujący element – głos Elise – został nagrany jako (jak zwykle u nas) czysta improwizacja i na setę. To co zrobiła w końcówce wykracza poza moją percepcję. Klimatem przypomina mi to trochę Dead Can Dance i przede wszystkim to co robiła Linda Perhacs na ‘Parallelograms’. 

Jeśli chodzi o ostatni utwór – ‘shekissedmewithhervenomouslips’ – pierwszy był tytuł, który kroczył za mną od bardzo dawna – od początku też wiedziałem, że chcę go zapisać w tej formie. Wiedziałem, że chciałbym zamknąć płytę ambientowym kolosem, cały utwór był nagrany też w jednym podejściu na syntezatorze SOMA Lyra8. Nagrywałem akurat jakąś improwizację i dźwięki, które udało mi się wtedy zarejestrować były dokładnie tym czego szukałem. Następnie dograłem gong, kilka warstw na syntezatorach i thereminie. Uwielbiam klimat tej kompozycji, jest to idealne zwieńczenie tego albumu.
 

 

MUAM:  Pracowałeś nad tą płytą długo i rzetelnie, dopracowując każdy jej detal, o czym już wspomniałeś w jednym z niedawnych wywiadów. Tak długi proces to bardzo wymagająca sprawa. Ty dodatkowo dużo podróżujesz i jesteś zaangażowany w światowe trasy koncertowe wielu świetnych zespołów. Miałeś momenty zawahania komponując ten materiał czy to jest dokładnie to, co chciałeś na tym albumie uzyskać, wiedziałeś dokładnie jaki efekt chcesz osiągnąć i po prostu cierpliwie pracowałeś nad efektem końcowym?

Michał: Momentów zawahania nie było, ogółem wiedziałem, że muszę ten materiał skończyć prędzej czy później. Ewentualny stres/strach wiązał się z tym, że coś losowego mogłoby mi pokrzyżować plany i płyta utknęłaby w martwym punkcie. Ogółem wiedziałem dokładnie co chcę osiągnąć i nieśpiesznie dreptałem sobie w tym kierunku. Dużo też zostawiam emocjom/improwizacji - nie jest tak, że dokładnie wszystko mam poukładane w głowie. Są to tylko ogólne kształty i formy. Cała reszta powstaje sama z siebie w pełni naturalnie. Lubię się zaskoczyć. Lwia część partii została nagrana stosunkowo szybko, dopiero dodawanie tych finalnych niuansów oraz mixowanie – to już był trochę żmudny proces niejeden raz łamiący ducha i doprowadzający mnie do ślepego zaułku. 

 

 

MUAM: Whalesong od pewnego czasu jest kwartetem. Kilka miesięcy temu dołączyła do Was Elise, której eteryczny głos świetnie pasuje do muzyki. Nie miałam pojęcia, że też tworzy swoje dzieła 😊 . 

Michał: Tak. Z Elise znamy się i pracujemy razem od wielu lat, rok temu dowiedziałem się, że tworzy też muzykę. W styczniu tego roku rejestrowaliśmy jej własny materiał, który jest zaplanowany na 2024. Byłem kompletnie zszokowany  tym co napisała, tak bardzo mi się spodobała ta płyta! Na dodatek jej umiejętności są po prostu ogromne. Od dawna chciałem mieć żeński głos w tytułowym utworze do ‘Leaving a Dream’, więc nieśmiało zapytałem czy byłaby zainteresowana nagraniem wokali – a że bardzo spodobały jej się nasze utwory wyraziła taką chęć. Poszło niesamowicie sprawnie i w mgnieniu oka uznaliśmy, że sprawdzimy wszystkie pozostałe utwory – summa summarum nagraliśmy razem pięć. Każdy z nich po prostu zyskał niesamowicie wiele. W trakcie nagrań twarz mi się straszliwie cieszyła i miałem aż ciarki. Jest to absolutnie wybitna wokalistka, a także kompozytorka i niesamowicie się cieszę, że możemy razem współpracować!

 

MUAM: W pełni się zgadzam, bardzo dobrze się dopasowaliście.  Na liście gości wspierających Cię i Twoich przyjaciół z zespołu w nagraniach tej płyty znalazło się wielu znakomitych muzyków i pojawiło się wiele równie intrygujących instrumentów dopełniających i wzbogacających brzmienia gitarowe i elektroniczne, jak saksofon, fortepian, wibrafon, róg czy…bambu wukir. O ile brzmienie czterech pierwszych jest mi całkiem nieźle znane, to nie mam totalnie pojęcia, czym jest bambu wukir. Opowiesz mi trochę o tym instrumencie i o współpracy z jego wirtuozem, grającym na co dzień w indonezyjskim zespole Senyawa?

Michał: Senyawa pierwszy raz odkryłem na koncercie w 2016 w Krakowie, gdy supportowali Death Grips. Byłem kompletnie zdumiony tym co słyszę – mieszanką muzyki tradycyjnej, awangardy, teatru. Rully Shabara miał ekstremalnie szeroki zakres jeśli chodzi o głos - śpiewał, zawodził, lamentował, recytował, wbijał się w rejestry zarezerwowane dla takich osób jak Attila Csihar czy Blixa Bargeld. Druga połowa duetu – Wukir Suryadi grał na instrumentach, które sam zbudował, w tym m.in. na wspomnianym bambu wukir, czyli wielkiej bambusowej włóczni ze strunami na której grał przepiękne melodie, a także wybijał rdzenne rytmy. Wszystko to loopował, dogrywał kolejne partie – duet ten brzmiał jakby grało tam z piętnastu ludzi. Kilka lat później zaczęliśmy być z Wukirem w kontakcie, z tego co pamiętam odezwał się on do mnie odnośnie zrobienia masteringu do jego solowej płyty. W momencie, gdy miałem już zarejestrowane najważniejsze elementy na ‘Leaving a Dream’ zapytałem go czy chciałby coś zrobić razem i zarejestrować jakieś partie. To co otrzymałem przerosło moje najśmielsze oczekiwania! 

 


MUAM: To piękna historia! Goście, gośćmi, ale na wielu instrumentach na tym albumie grasz Ty sam, eksperymentując z brzmieniem. Oprócz gitarowo-klawiszowych brzmień sięgasz po theremin, sitar, cytrę, lirę czy skrzypce. To imponujące. Jak się nauczyłeś grać na tym wszystkim?

Michał:  Nie będę ukrywał, iż moje umiejętności na niektórych z tych instrumentów są podstawowe, a w niektórych przypadkach wręcz żenujące niskie, ale zarazem uważam, że wykonujemy stosunkowo prostą muzykę, więc nie potrzebuję też grać nie wiadomo czego. Ważniejsze jest dla mnie brzmienie i barwa danego instrumentu. Nawet, gdy nagrywałem coś z kimś, kto był wirtuozem danego instrumentu – nieraz zdarzało mi się w przeszłości czy to z Whalesong czy Grave of Love prosić o uproszczenie niektórych partii. Wracając do instrumentów - oczywiście większość z nich można dzisiaj nagrać przy użyciu wtyczek vst itd., ale nie miałbym z tego żadnej radości plus straciłbym lwią część kreatywności. Ćwicząc i grając na tych instrumentach nieraz wymyślam jakieś proste motywy z których potem mogą wyjść nowe motywy lub całe utwory – jak np. ‘Bright Behind Your Eyelids’, które w całości skomponowałem na cymbałach młotkowych. Także rejestrowanie żywych instrumentów pozwala na ich mniej codzienne wykorzystanie i eksperymentowanie z nimi. Na lirze niestety nie grałem nigdy – instrument o który chodzi w booklecie to syntezator Lyra8 od SOMA. Rewelacyjny, mocno intuicyjny instrument dedykowany przede wszystkim improwizacji. Niemalże każdy utwór na ‘Leaving a Dream’ posiada w tle jakieś tekstury wygenerowane na Lyra8. Do najważniejszych w sumie dodatkowych instrumentów i najczęściej używanych w Whalesong zaliczyłbym m.in. wibrafon, dzwony rurowe, mellotron, wspomniane cymbały i gong. Na kolejnej płycie dojdzie też trochę brzmień syntezatorowych, w tym z systemów modularnych. 

 

MUAM: Kwintesencją tworzenia muzyki dla większości artystów są występy na scenie. Jak jest w Twoim przypadku? Co czujesz wychodząc na scenę? 

Michał: Uwielbiam grać na żywo. Zwłaszcza w przypadku Whalesong te utwory nabierają nowego charakteru, mocno ewoluują i zmierzają w nowych kierunkach, jako że nie interesuje mnie zbytnio odgrywanie ich jeden do jeden, jak z płyty. Muzyka musi żyć dalej i się zmieniać. Ten element niewiedzy co się stanie z danym utworem jest bardzo ciekawy i stymuluje. Poza tym wiele utworów, które wykonujemy nie jest jeszcze nagrana (lub nie w całości), więc to też generuje nowe pomysły co możemy z nimi zrobić w przyszłości w studiu. 

Jednym z elementów, których szukam w muzyce na żywo to możliwość osiągnięcia swoistego katharsis i zatracenia w dźwięku, co właśnie pozwala wykonywanie utworów na żywo przy odpowiedniej głośności. Zatracenie w tym tornadzie dźwięku. Ogółem granie live czy to z Whalesong, Lugola, Nothing Has Changed czy Grave of Love to zawsze coś zupełnie innego – inne emocje, inne doświadczenia. Jednak z Whalesong (i może jeszcze Lugola) jest zdecydowanie w tym wszystkim najwięcej wolności.


MUAM: Whalesong wystąpi już niedługo  na dwóch festiwalach w naszym kraju – na Castle Party i na Summer Dying Loud w Aleksandrowie Łódzkim.  Oczywiście nie chcę psuć tu nikomu niespodzianki, bo zawsze warto dać się zaskoczyć na żywo, ale może jest coś, czym chciałbyś zachęcić festiwalowiczów do zajrzenia na Wasze koncerty? Zagracie w powiększonym składzie?

Michał: Jeśli chodzi o Castle Party – zagramy jako trio, planujemy zagrać 2 utwory z ‘Leaving a Dream’ oraz kilka kompletnie nowych kompozycji, które trafią na czwarty album. Co do Summer Dying Loud – setlista będzie na pewno inna, zagramy tam też zarazem po raz pierwszy jako kwartet, jako że będzie to nasz pierwszy koncert z Elise. Zapraszamy zdecydowanie wszystkich, którzy chcą się zatracić z nami w dźwięku. Będzie głośno.


MUAM: Dzięki piękne i do zobaczenia!

Michał: Przeogromnie dziękuję i do zobaczenia wkrótce!


"Leaving A Dream" ukazuje się 14 lipca 2023. Znajdziecie go tu:

https://whalesong.bandcamp.com/album/leaving-a-dream