czwartek, 13 lipca 2023

Ben Howard + Lael Neale - Letnia Scena Progresji, Warszawa, 12.07.2023 [GALERIA ZDJĘĆ]

Czy koncert bez największego, ukochanego przez publikę hitu może się udać? Pomysł na rozpoczęcie tej relacji właśnie w ten sposób przyszedł mi do głowy gdy opuszczałam teren Letniej Sceny Progresji w środowy wieczór. Jedna z uczestniczek koncertu Bena Howarda była mocno zawiedziona że wyrzuciła niemałe pieniądze w błoto i nie usłyszała najważniejszej piosenki. Czy naprawdę twórczość artysty na przestrzeni lat musi definiować tylko jedna piosenka?



Ben Howard zdecydowanie nie jest gwiazdą jednego przeboju. To artysta wszechstronny,  z otwartym umysłem, poszukujący nowych inspiracji i kolejnych wyzwań. Obdarzony ogromną wrażliwością i angażującym głosem, grając zarazem na gitarze pięknie opowiada historie, a jednocześnie koi, relaksuje i niesie wytchnienie. Wraz z przyjaciółmi z zespołu zaprezentował w Warszawie półtoragodzinną dawkę muzyki ciepłej, przyjemnej i refleksyjnej, a zarazem ambitnej, która świetnie wpasowała się w atmosferę niespiesznego, letniego wieczoru.

Trudno było nie wzruszyć się na tym koncercie - pozornie nieco statecznym, a jednak głęboko poruszającym. To były dźwięki, które chwytały za serce i skłaniały do zatrzymania się w biegu i wsłuchania w każdy detal. Melancholia muzyki dopasowała się do pogody - zachodzące słońce ustąpiło miejsca dość intensywnym, a jednak nie tak doskwierającym i całkiem klimatycznym opadom deszczu. Brzmieniowo było bez zarzutu - aranżacje poszczególnych kompozycji zostały pięknie dopracowane.  Publiczność słuchała zespołu z uwagą i zaangażowaniem, wpatrując się w ciekawe wizualizacje i w artystów, którzy może nie integrowali się z fanami jakoś znacząco, ale nawiązali nić porozumienia poprzez dźwięki i przekaz muzyki. Nie zabrakło też skromnych i szczerych podziękowań, a także pięknego bisu.

Co prawda hitu z pierwszej płyty nie było, ale w setliście znalazły się inne utwory z debiutu, a także kilka nagrań z najnowszej, bardzo ciekawej "Is it?", łączącej gitarową poezję z wysmakowaną elektroniką. Nieobecność "Only Love" tak doskwierała niektórym, że śpiewali ten utwór czekając na taksówki po koncercie przy wyjeździe z parkingu. Warto było zdecydowanie otworzyć się jednak na inne, nieco bardziej różnorodne brzmienia.

Czy koncert spełnił więc oczekiwania? Moim skromnym zdaniem zdecydowanie tak i to z nawiązką. Był dokładnie tym, czego potrzebowałam tego dnia po trudach podróży i doskwierającym upale. Wlał w duszę ciepło i spokój. W klimat dźwięków Bena Howarda wprowadziła publiczność Lael Neale. Obdarzona ciekawym głosem wokalistka wystąpiła w duecie z gitarzystą, który obsługiwał też elektronikę. Wrażenia gigantycznego nie zrobiła, ale wyraźnie dała do zrozumienia, że jej twórczość przy umiejętnym zaaranżowaniu jej na większą liczbę żywych instrumentów na potencjał. 

A jak to wszystko wyglądało? To oczywiście możecie zobaczyć w galerii poniżej.

 


LAEL NEALE





























BEN HOWARD