wtorek, 25 października 2022

Sigur Rós - Warszawa, Expo XXI, 24.10.2022 [GALERIA ZDJĘĆ]

Przepiękne wizualizacje, urzekające oświetlenie, perfekcyjne nagłośnienie, magiczna aura i ogrom emocji - tak było wczoraj w warszawskim Expo XXI, gdzie dla wzruszonej międzynarodowej publiczności zagrali islandzcy mistrzowie klimatu, Sigur Rós. Zespół powrócił do Polski po długim czasie - od pamiętnego koncertu na Open'er Festival minęło ponad sześć lat. Tym razem było nieco bardziej kameralnie i atmosferycznie, choć nie zabrakło potężnego, a zarazem selektywnego brzmienia. 



Zmierzając w kierunku jednej z warszawskich hal targowo-konferencyjnych w osłupienie wprawiła mnie kilkuset metrowa kolejka oczekujących na wejście. Z drugiej strony nie ma się czemu dziwić - Sigur Rós mimo totalnie niekomercyjnego charakteru swojej twórczości gromadzą na koncertach od lat naprawdę liczne grono fanów spragnionych niezwykłych doznań i uchwycenia magii, w której zawarte są silne kontrasty, w pełni szczere przesłanie i urok islandzkich krajobrazów. 

Expo XXI choć na pierwszy rzut oka nie wydawało się idealnym miejscem dla tego typu muzyki, która naturalnie lepiej odnalazłaby się w przestrzeni kameralnego teatru z miejscami siedzącymi, obroniło się z nawiązką, serwując nie tylko dźwięk najwyższej jakości, jednakowo wspaniały niemal w każdym punkcie hali, a także stosunkowo dobrą widoczność z daleka. Co więcej mimo naprawdę ogromnej liczby przybyłych, przestrzeń okazała się całkiem przestronna, co umożliwiło komfortowy odbiór muzycznych i emocjonalnych wrażeń. A tych nie brakowało, bo Sigur Rós od lat słyną z posiadania tej szczególnej umiejętności budowania bardzo bezpośredniego porozumienia z fanami bez wykorzystywania ku temu nadmiernych środków. 

Z pozoru oszczędna, wręcz intymna oprawa sceniczna okazała się potężną koncertową produkcją. Zespół na czele z niezawodnym Jónsim stworzył świetlno-wizualno-muzyczny spektakl, od którego nie sposób było się oderwać i który kipiał od emocji, poruszając najgłębsze zakamarki duszy i uderzając szczerością.

Emocje były tak silne, że nie wszyscy wytrzymywali ich natężenie. Wśród publiczności co rusz dało się dostrzec osoby, które nie ukrywały łez i zasłuchane wpatrywały się w teatr świateł i wizualizacji, chłonąc każdy moment. Dla wrażliwych odbiorców była to prawdziwa uczta dla oczu i uszu - koncert idealny.. Nienachalny, urzekający delikatnością, a jednocześnie drążący w umyśle korytarze, ujmujący atmosferą spektakl, którego nie sposób zapomnieć. Mógł też jednak nieść ze sobą tak wiele doznań i odniesień do spraw osobistych, że po prostu rozmontowywał totalnie. Byłam świadkiem, jak jedna z dziewczyn przytulona do chłopaka wyszła z sali dosłownie szlochając, a kilka innych osób siedziało z twarzami ukrytymi w dłoniach.

Sigur Rós po prostu robili swoje - grali przenosząc w dźwiękach i słowach emocje, niespecjalnie ruszając się zza swoich instrumentów. Jónsi z wyjątkiem uroczych podziękowań przed ostatnim utworem praktycznie nic nie mówił i nie patrzył w oczy fanom - łączył się z nimi telepatycznie, wysyłając energię i przesłanie poprzez dźwięki i teksty. Grał na klawiszach i na gitarze swoim charakterystycznym smyczkiem jak natchniony. Wtórowała mu sekcja rytmiczna i klawiszowiec. Rozumieli się świetnie i komunikowali jedynie za pomocą delikatnych gestów.

Zespół przygotował dla fanów niespodziankę - nowy utwór "Gold 2", który zgrabnie wplótł pomiędzy ukochane przez publiczność kompozycje. Największą reprezentację znalazł w setliście genialny album ze słynnymi nawiasami na okładce i utworami bez tytułu, z którego zespół wybrał aż sześć z ośmiu utworów, nie zabrakło jednak też wyczekanych utworów z "Agaetis byrjun" i "Takk" oraz potężnego utworu tytułowego z "Kveikur".

Grali tak ponad dwie godziny, dzieląc set na dwie równe części, pierwszą spokojniejszą i bardziej refleksyjną, drugą dynamiczniejszą i zachwycali. Kołysali, wyciskali łzy, a chwilami porywali do rytmicznego skakania. Na finał skłonili się nisko i zeszli ze sceny bezpowrotnie, nie pojawiając się już na bis. Nie musieli, to zburzyłoby cały koncept. Zabrali fanów w podróż po zapierających dech krajobrazach, wędrując w miejsca niedostępne, praktycznie odwiedzane i zajrzeli w ich serca pełne rozterek, niepokojów, lecz także radości ze spotkania z ukochaną muzyką na żywo. Zrobili to w pełni szczerze, nie zważając na to, czy słucha ich aktualnie liczne grono czy garstka wiernych odbiorców - to jeden z najpiękniejszych prezentów, jakie może otrzymać fan. Ten występ zostanie w mojej pamięci na długo. Już czekam na kolejny koncert Islandczyków. Obyśmy następnym razem czekali na powrót Sigur Rós do Polski zdecydowanie krócej niż teraz.


Zapraszam do obejrzenia zdjęć 




























 



















i gratis kilka całkiem klimatycznych strzałów z telefonu, z dalszej części występu: