sobota, 13 sierpnia 2022

SOUNDRIVE FESTIVAL 2022 - DZIEŃ 4 12.08.2022 [GALERIA ZDJĘĆ]

Pora na czwartą część soundrive'owej relacji. Przedostatni dzień zmagań podczas dziesiątej edycji festiwalu  przyniósł kilka muzycznych odkryć i w większości pozytywnych zaskoczeń. Z dziewiętnastu zaplanowanych występów wybrałam się tym razem na dziewięć.




Czwarty festiwalowy dzień nie należał do najłatwiejszych, ale nagrodą za wytrzymałość było kilka naprawdę świetnych koncertów. Największym przeciwnikiem do pokonania było nie zmęczenie trzema intensywnymi muzycznymi dniami i różnorodnością stylistyczną, lecz niestety piekielny upał, który nie tylko wyzwalał z organizmu siódme poty i przyczyniał się do niedoborów powietrza w małych salach, ale eksploatował organizm tak silnie, że zmęczenie odczuwało się ze zwielokrotnioną siłą. Nic dziwnego, w końcu lato trwa w najlepsze.

Tym razem festiwalową podróż odpoczęłam od...posilenia się w strefie gastronomicznej, skąd wysłuchałam 3/4 energetycznego koncertu Czechoslovakii. Niestety podstawowe potrzeby organizmu wygrały tym razem z fotografowaniem - takie uroki festiwali i intensywnego działania właściwie od 2 sierpnia, co pewnie wnikliwi zauważyli po relacjach. W każdym razie ten występ był bardzo miłym towarzyszem do obiadu. Tuż po zakończeniu pierwszego występu w B90 swoje sceniczne popisy rozpoczęły Sklepy Cynamonowe, dla których, podobnie jak dla Van Cyklop, którzy wystąpili 10 sierpnia, był to sceniczny debiut. Niestety nie był tak udany, jak wspomnianego zespołu, ale muzycy pokazali ogromny potencjał. 

Bardzo przyjemnie zaprezentowało się na scenie Plenum trio Mahjong, których muzyka choć na chwilę pozwoliła marzyć i zrelaksować się. Czemu na chwilę? Kilkanaście minut później startowała Shelter Stage, którą na ten dzień przejęli wykonawcy hyperpopowi i elektroniczni. Mimo że nie jest to muzyka bliska mojemu sercu, zajrzałam na koncert Mylittlethumbie. Wyglądało to klimatycznie, ale pod kątem muzycznym zielonowłosa artystka wspomagająca się autotunem i prezentująca się przy akompaniamencie laptopa niestety nie zrobiła na mnie większego wrażenia.

Odreagowałam za to na koncercie Calm The Fire  - pierwszego zespołu wokalisty Jad, który był chyba najintensywniejszym na całym festiwalu. Szalone, krótkie strzały, piekielny wygar i rozpędzone riffy, trwające w sumie nieco ponad 20 minut rozkręciły pogo i wywołały owacje. Energia na scenie była fantastyczna. Było to piękne i godne ostatnie pożegnanie zespołu, który zakończył działalność w 2018 roku i reaktywował się specjalnie na ten jeden jedyny występ. 

Po godzinie dwudziestej sceną Drizzly Grizzly zawładnął gotyk. Niesamowicie klimatyczny, mroczny, a przy okazji taneczny koncert zagrał Decadent Fun Club, projekt, który miałam okazję poznać przy okazji koncertu Bokki (relacja). Mimo drobnych problemów technicznych zespół zachwycił techniką, dopracowaniem kompozycji, pomysłowością, atmosferą i fenomenalnym wokalem charyzmatycznego Pawła Ostrowskiego. Gdy Decadent Fun Club kończyli swój koncert, za ścianą w B90 rozpoczynał się równie charyzmatyczny występ, który prawdopodobnie przejdzie do historii festiwalu jako pierwszy polski koncert wschodzącej nowej gwiazdy trap metalu, czyli czegoś na kształt rapu połączonego z metalowym growlem i mroczną elektroniką. 

Mimi Barks dosłownie zawładnęła sceną i publiką, zachwycając talentem i charyzmą. W towarzystwie perkusisty stworzyła nieprawdopodobny klimat, podkreślony bardzo intensywnymi światłami, wobec którego nie dało się pozostać obojętnym. Szalała na scenie, nie oszczędzając się i świetnie się przy tym bawiąc. Hipnotyzowała publiczność wzrokiem, rapowała z pasją i zaangażowaniem, serwując w tekstach mroczne, szczere historie, jednocząc fanów hip hopu i metalu i otwierając umysł na nowe. Obserwowanie jej popisów na scenie było czystą przyjemnością. Zagrała nawet na perkusji, co tylko podkreśliło, że jest jedną z tych artystek, dla których liczy się przede wszystkim jakość, spójność przekazu i klimat. Jasne, był beat z playbacku, bo to nieodłączny element hip hopu, ale nikt nie postawił w widocznym miejscu na scenie stołu z laptopem, co było bardzo miłą odmianą.

Po tak silnych doznaniach nie pozostało nic innego, jak odpocząć, a świetną okazją ku temu był występ Oly, której pięknie zaśpiewane akustyczne ballady sprawdziły się w tych okolicznościach idealnie. Siedząca na podłodze Drizzly Grizzly publiczność słuchała artystki z uwagą i szacunkiem. Zrelaksować się, odpłynąć i przenieść w oniryczny świat niejednoznacznych, nieco niepokojących snów można było także podczas ostatniego koncertu w Plenum, gdzie zagrał Giorgio Fazer. Miron Grzegorkiewicz i Mateusz Franczak czarowali melodiami z pogranicza post rocka i ambientu, budując fantastyczny klimat. Nieco burzyła go jednak publiczność, która upatrzyła sobie Plenum niekoniecznie jako miejsce do kontemplacji sztuki, ale przestrzeń do rozmów z przyjaciółmi przy piwie. Szkoda, ale takie są uroki festiwali, szczególnie w okołoweekendowej, wieczornej porze. 

Czwarty dzień festiwalowych zmagań zakończyłam w Drizzly Grizzly, gdzie psychodeliczne hałaśliwe struktury prezentowało trio Sum of R. Gdyby nie zmęczenie prawdopodobnie ten koncert podobałby mi się dużo bardziej i zostałabym do końca. Intensywne, wkręcające się w umysł dźwięki sprawiły jednak, że odpuściłam mniej więcej w połowie. Szkoda, ale organizm nie pozostawił mi wyboru. 

Przed nami dzień piąty i ostatni. Co się wydarzy? Tego dowiecie się już niebawem.

Tymczasem zapraszam do obejrzenia galerii: 

 SKLEPY CYNAMONOWE
















 

MAHJONG 

 











 

MYLITTLETHUMBIE

 












 

CALM THE FIRE 


































































 

DECADENT FUN CLUB

 





































































 

MIMI BARKS

 


















































































































































 

OLY

 





















 

GIORGIO FAZER

 


















 

SUM OF R