środa, 13 kwietnia 2022

Mad Sin + The Brains - Gdańsk, Drizzly Grizzly, 11.04.2022 [GALERIA ZDJĘĆ]

Szaleństwa, tańce i ładowanie baterii pozytywną energią w poniedziałek? Takie rzeczy mają miejsce w Drizzly Grizzly. Tym razem okazja ku temu była szczególna, bo niedźwiedzie progi odwiedziły gwiazdy nurtu psychobilly - niemiecki Mad Sin i kanadyjski The Brains. Był to jeden z najgorętszych i najbardziej widowiskowych koncertów w historii gdańskiego klubu.




Takich wieczorów, podczas których scena i parkiet kipiały od energii od pierwszej do ostatniej minuty, dawno nie było. Roztańczona publiczność, szalejąca w najlepsze, zespoły skaczące po scenie i dające z siebie maksimum, ludzie uśmiechający się do siebie i show zakończone eksplozją - w zasadzie tak można by streścić to, co się wydarzyło. Na scenie działo się tak dużo, że nie sposób wszystkiego ubrać w słowa. Oba zespoły wyzwoliły tak duże pokłady energii, że spokojnie wystarczy jej na kilka nadchodzących tygodni. 
 
Każdy, kto myślał, że kontrabas nadaje się jedynie na koncerty jazzowe i był w poniedziałek na koncercie, ten zdecydowanie zmienił zdanie. To, co wyczyniali z tym instrumentem Johnny Montreal z The Brains i Valle z Mad Sin przeszło najśmielsze oczekiwania i ukazało jego brzmienie w zupełnie nowej odsłonie. Zwariowane solówki, porywające do tańca rytmy i tańce z instrumentem zostaną w pamięci na długo. To właśnie dzięki kontrabasowi zespoły zyskały wyjątkowe brzmienie, które wzbogacone punkowymi riffami dało mieszankę wybuchową.

Trio The Brains rozpoczęło "z grubej rury", zagrzewając publiczność do zabawy prostymi i chwytliwymi piosenkami, które nuciło się momentalnie, szczególnie po wspomaganiu procentowymi napojami. Był to występ, podczas którego nie sposób było się nie uśmiechać i nostalgicznie nie wspominać czasów szkolnych, gdy słuchało się na przerwach takich zespołów jak Sex Pistols, The Offspring czy Green Day. Można było oczywiście też potańczyć, bo nogi same rwały się do podrygiwania. Jednak jak się okazało, była to jedynie porządna rozgrzewka przed tym, co wydarzyło się później. 

Mad Sin na żywo to prawdziwa petarda, która wyrwie z butów i wybudzi z letargu nawet tych najbardziej opornych na zabawę. Zespół, który niezmiennie działa i koncertuje od 35 lat wciąż pozostaje w świetnej formie i porywa pomysłowością i pozytywną energią. Żyjący na co dzień w Berlinie muzycy stali się sławni dzięki zwariowanym koncertom w małych salach, dusznych klubach i na squatach. Od tego czasu zmieniło się jedynie tyle, że brzmią jeszcze lepiej i grają w lepszych salach. Przytulna przestrzeń Drizzly Grizzly sprawdziła się tu idealnie. 
 
Na scenie działo się tyle, że trudno było nadążyć za rozwojem wydarzeń. Fani tańczyli, śpiewali i wiwatowali, a muzycy odwdzięczali się za wsparcie zbijanymi co rusz piątkami i wskakiwaniem na głośniki. Muzycy zmieniali się miejscami, skakali, a przy tym grali bardzo energetycznie. Dwie gitary, perkusja, kontrabas i wokal - z takiej konfiguracji muzycy stworzyli mieszankę wybuchową będącą połączeniem horror punku, rockabilly, psychobilly i czarnego humoru. Było trochę tak, jakby gdzieś w pół drogi spotkali się Misfits, Motorhead i Elvis Presley. Furorę robił basista, który oprócz wielkiego czerwonego irokeza przykuwał uwagę ozdobionym świecącymi lampkami kontrabasem. W pewnym momencie niesiony energią postanowił zejść z nim do publiczności, by poszaleć w tłumie i odpalić zimne ognie. To ostatecznie wyzwoliło totalne szaleństwo i nieopisaną radość wśród przybyłych.

Publiczność ze względu na dzień tygodnia nie stawiła się nadzwyczaj licznie, ale ci, którzy zdecydowali się wyjść w poniedziałkowy wieczór z domu, z pewnością tego nie żałują, bo mogli wybawić się za wszystkie czasy i oderwać od codzienności. Zapraszam do obejrzenia galerii.


THE BRAINS

 



















































































MAD SIN