czwartek, 24 marca 2022

Port Noir - Cuts (25.03.2022)

Ich stylem zachwycają się muzycy z całego świata - Leprous, Vola, Karnivool, Pain Of Salvation, z którymi grali koncerty, w samych superlatywach wypowiadał się o ich twórczości Anders Friden In Flames. Szwedzi z Port Noir wracają z nowym, trzecim wydawnictwem, na którym eksponują wszystkie najlepsze cechy swojej twórczości - potężne, selektywne brzmienie, przebojowość, melodyjność i energię ze szczyptą niepokoju. "Cuts" to nieco ponad pół godziny muzyki brzmiącej świeżo i niebanalnie.

 

To płyta nieoczywista i niejednoznaczna. Czy to jeszcze rock, czy może już pop, elektronika albo metal? Oczywiście nie ma sensu tej muzyki klasyfikować, bo zespół brzmi po swojemu, czerpiąc inspiracje z różnych muzycznych szuflad i przetwarzając je przez osobistą wrażliwość. Dobry wokal, chwytliwe melodie i niebanalne połączenia stylów - czego chcieć więcej?

To muzyka, która spodoba się miłośnikom szeroko pojętego rocka alternatywnego, którzy cenią różnorodność i gatunkowe fuzje w stylu Muse i A Perfect Circle, lubią dostarczyć sobie metalowej melancholii spod znaku Katatonii czy siarczystych, nieskomplikowanych, energetycznych riffów w stylu Royal Blood, a czasem sięgnąć po gitarowy pop charakterystyczny dla Nothing But Thieves.

Album rozpoczyna się mocnym, niemal hip-hopowym uderzeniem w "All Class", sięgając przy okazji do szufladek z napisem industrial czy rock. Melodia wokalu wciąga niczym w popowym hicie. Port Noir doskonale wiedzą, co robią, brzmią tak z premedytacją. Kolejne utwory angażują jeszcze bardziej, jak energetyczny, mroczny "Wild", kołyszący mrokiem "Sweet & Salt", melancholijny "Emerald Green", ostry, a jednocześnie melodyjny "Deep Waters". Do samego końca intrygują i nie odpuszczają - albumu słucha się jednym tchem, a z każdym kolejnym odsłuchem brzmi jeszcze potężniej. Gitary w "Preach" brzmią niczym te przesterowywane przez Matta Bellamy'ego z Muse, riff w "Unclean" ma coś w sobie z chwytliwości hitu The Kills "Doing It To Death". Zwróćcie też uwagę na przejścia w "Monument".

Wnikliwy słuchacz zwróci prawdopodobnie uwagę na selektywną produkcję albumu. To zasługa Magnusa Lindberga z Cult Of Luny, który zajął się miksem i masteringiem albumu i wniósł do tej muzyki jeszcze więcej przestrzeni i wyrazistości oraz Daniela Bergstranda, współpracującego z Behemothem i In Flames oraz Fredrika Thordendala, który znany jest ze współpracy z Meshuggah, którzy zarejestrowali te nagrania. Rewelacyjnie brzmi na tej płycie głos wokalisty i basisty grupy Love Anderssona, bardzo selektywne są klawisze, gitary, bębny. To wszystko sprawia, że płyta dostarcza rozrywki i radości na wiele godzin.

To album, w którym można się zasłuchiwać wielokrotnie, z którego można czerpać energię i inspiracje do tego, jak stworzyć wydawnictwo przystępne, nieoczywiste i oryginalne, a przy okazji z ogromnym potencjałem radiowym. Jedyną wadą tego krążka jest to, że trwa za krótko. Z drugiej jednak strony, gdy wybrzmi ostatnia kompozycja, ma się automatycznie ochotę na więcej. Sprawdźcie sami, nie pożałujecie. 

88% 

Posłuchaj płyty: Port Noir - Cuts