poniedziałek, 29 listopada 2021

Luton: "To Eden. Spróbuj. Wejdź. Zobacz, co się wydarzy."

Czy przeżyliście kiedyś podróż, którą zapamiętacie do końca życia? Wzruszyła was olśniewająca biel śniegu, barwa morskiej wody, kolory nieba o zachodzie czy wschodzie słońca, zieleń liści, a może coś innego? Sporo niezwykłych wspomnień z pobytu w naszym kraju i podróży do Polski ma duet Luton, który zagrał w Gdańsku podczas 9 edycji Dni Muzyki Nowej. Roberto i Attilio niedawno wydali swój drugi wspólny album, "Eden". Z tej okazji zadałam im kilka pytań dotyczących zarówno powstawania i zawartości tego materiału, jak i znacznie szerszej okołomuzycznej perspektywy postrzegania sztuki we współczesnym świecie.

 



Między Uchem A Mózgiem: Poznaliśmy się na festiwalu Dni Muzyki Nowej w 2019 roku, gdzie promowaliście swój debiutancki album. Jak wspominacie tamten koncert? Pamiętam, że publiczność słuchała Was bardzo uważnie, w niemal całkowitej ciszy, podziwiając płynące ze sceny dźwięki. 

Roberto P. Siguera: Tak, to prawda, minęło trochę czasu. Granie na żywo jako Luton to zawsze dla nas wyzwanie, zawsze może się pojawić atak paniki, zatem musimy być bardzo skoncentrowani na tym, co robimy i na osobach wokół nas. Skubaniec zawsze wymaga najwyższej czujności. Cieszymy się więc ogromnie, że się udało. Mogę bez wahania przyznać, że oboje pamiętamy doskonale Dni Muzyki Nowej. Publiczność naprawdę miło przyjęła nasz występ. Z drugiej strony, była to świetna okazja, by przetestować kilka nowych pomysłów, które później znalazły się na naszym nowym albumie.


Attilio Novellino: Pamiętam ten koncert jako jeden z najlepszych, które kiedykolwiek zagrałem. Wszystko wypadło perfekcyjnie. Miejsce, publiczność, atmosfera. Magiczna równowaga. Organizatorzy byli bardzo mili i pomocni, publiczność była pod wrażeniem naszej muzyki i nastąpiła bardzo silna wymiana emocji. Wyglądało to wszystko jak postmodernistyczny rytuał religijny. Często wracam myślami do tego występu, mam z tego wieczoru wiele ciepłych wspomnień. To było coś bardzo cennego, a zarazem nieuchwytnego.

 

DNI MUZYKI NOWEJ - LUTON


 

MUAM: Co zrobiło na Was największe wrażenie podczas wizyty w Polsce w pozytywnym lub negatywnym sensie?

Roberto: Nie jestem pewien, czy to będzie odpowiedź na twoje pytanie, ale opowiem ci historię. Podróżowałem dość intensywnie po świecie mniej więcej przez ostatnie pięć lat, ale wycieczka do Polski była czymś nie z tego świata pod kątem dziwności całej sytuacji. Przydarzyło mi się już wiele dziwnych rzeczy w życiu. Tak więc utknąłem na DZIEWIĘĆ GODZIN w samolocie w Manchesterze z powodu gigantycznej śnieżycy, która miała miejsce dzień przed koncertem. Co więcej, zaginął bagaż Attilio, w którym było jakieś 60% naszego sprzętu koncertowego, więc musieliśmy kupić większość potrzebnych nam rzeczy w sklepie 5-6 godzin przed próbą dźwięku. Było jeszcze kilka dziwnych sytuacji. Ale wiesz co? Jeśli jesteś w otoczeniu dobrych ludzi i towarzyszy ci dobra energia, możesz naprawdę poczuć, że wszystko będzie dobrze pod koniec dnia. Co więc mogę powiedzieć? Bardzo nam się w Polsce podobało i mamy nadzieję, że wrócimy tu kiedyś.
 

Attilio: Ja również wybrałem się w śmiałą podróż - pamiętam, że pogoda była okropna. Miałem przesiadkę w Holandii i obsługa lotu poinformowała mnie, że spóźnię się na samolot z powodu śnieżycy. Mimo tego pobiegłem ile sił w nogach, rzucając się w ostatniej chwili na pokład samolotu. Zdążyłem. Byłem bardzo roztrzęsiony. Gdy w końcu dotarłem do Polski natychmiast poczułem spokój, ukojenie i radość. To było jak bycie rozpieszczanym przez babcię, której nigdy nie poznałeś, ale czułeś z nią bliską relację. Nigdy nie zapomnę barwy śniegu. Mam nadzieję, że uda mi się wrócić do Polski wkrótce. Czuję, że ten kraj skrywa tajemnicę, którą chciałbym odkryć.



MUAM: Czy zagraliście od tego czasu sporo koncertów? Jak postrzegacie swoich fanów i słuchaczy, którzy się na nich pojawili?

Roberto: Właściwie to nie graliśmy od czasu tego występu w Polsce, bo zaraz po nim wróciliśmy do studia - nie naszych domowych, lecz London Chapel. Gdy przekroczyłem próg tego magicznego miejsca, wiedziałem, że muszę tam coś nagrać. Skupiliśmy się więc na wyrzucaniu z siebie pomysłów i wybieraniu spośród nich tego, co dobre, ogrywaniu tego, preprodukcji zarysów i nieco gorączkowym przygotowywaniu wstępnych aranżacji w głowach. Chciałem spróbować wielu rzeczy, których dotąd nie robiliśmy. I wiesz, rozwój zawsze wymaga czasu, a czasem zdaje się, że potrzeba wieczności, aby coś zrobić. Nagrywając i komponując nie myślimy o naszej publiczności, ale oczywiście jesteśmy oczywiście bardzo podekscytowani tym, że nasi słuchacze cieszą się naszą muzyką.

Attilio: Gram od 2010 roku i wykorzystując swoje doświadczenie, aby zweryfikować wpływ naszej twórczości na fanów. Mam ze słuchaczami często bezpośredni kontakt, patrzę im prosto w oczy. To daje mi dużo siły i energii do dalszej pracy i stało się niezbędnym elementem tworzenia muzyki. Uwielbiam spotykać się z artystami, przyjaciółmi, odkrywać nowe miejsca i społeczności. Od pewnego momentu, gdy przestałem komunikować się z moją koncertową publicznością zacząłem odczuwać znacznie mniej tej dobrej energii. Miałem wrażenie, że granie stało się aktem bezosobowym. Po tym koncercie w Gdańsku zagrałem jeszcze chyba tylko trzy koncerty. W Turynie dzieliłem scenę z Lubomyrem Melnykiem, artystą, którego bardzo szanuję i szczerze podziwiam. Odkąd wybuchła covidowa psychoza i pożarła świat, nie grałem na żywo. Nie mam pojęcia, czy zagram jeszcze na scenie, ale mam nadzieję, że będę miał szansę to uczynić z Luton.

MUAM: Wróciliście z kolejną fantastyczną płytą. "Eden" to album podwójny, który trwa prawie dziewięćdziesiąt minut, niemal jak albumy prog-rockowe. Co sprawiło, że postanowiliście nagrać tak długi album w dobie serwisów streamingowych i czasach, gdy ludzie w większości sięgają po krótkie EPki czy single?

Roberto: Dzięki. Oczywiście na samym początku nie było to naszym zamiarem, by nagrywać taki album. Wiesz, to zawsze wynika z intuicji i tego, jak ułożą się poszczególne czynniki, nigdy do końca nie wiesz, co się wydarzy, zanim osiągnie się finałowy etap tworzenia. Czasem popełnisz też błąd i musisz wrócić do korzeni. To trochę taki abstrakcyjny proces, który trudno ubrać w słowa, ale wiesz, o co mi chodzi. Wierzę, że "Eden" to takie doświadczenie totalnego zanurzenia. To trochę jak wkraczanie do labiryntu snów i marzeń, które jednak nie są tylko błogie. Momentami jest to stąpanie po drucie, który jest pod napięciem.

Są chwile, gdy nie powinno się tego słuchać, są też takie, że musisz wkroczyć w ten świat i stać się jego częścią. Sięgając po ten album musisz zaakceptować fakt, że będziesz potrzebować kilku podejść, by poczuć, o co tu chodzi, ale wierzymy, że ten album jest wart tego wysiłku. To Eden. Spróbuj. Wejdź. Zobacz, co się wydarzy. Nie próbuj tego tłumaczyć. To jest już teraz oczywiste, że często nie przejmujemy się tym, co ludzie najczęściej wybierają. To nie nasza sprawa, pokornie prezentujemy światu naszą pracę, to wszystko, co możemy zrobić :)

Attilio: Dziękuję bardzo. Z mojego punktu widzenia wydanie podwójnego albumu jest, bardziej niż przemyślanym ruchem, wyznaniem wiary. Nasze muzyczne pomysły, którymi dzieliliśmy się ze słuchaczami w ostatnich latach, nie odpowiadały oczekiwaniom tych, którzy produkują płyty, a być może nawet i osób, które słuchają określonego rodzaju muzyki. Nie wydawało się to dobrym powodem do zmiany naszego spojrzenia na pracę. W końcu nasza muzyka to podkreślenie naszego funkcjonowania w świecie. Jeśli wyraz szczerości i osobisty charakter sztuki miałyby zastąpić kalkulacje i dopasowywanie się, ten wybór przyniósłby zapewne szereg skutków ubocznych.

Gdybyśmy wybrali tylko dziesięć utworów, łatwiej byłoby zwrócić na siebie uwagę jakiejś dobrej wytwórni lub zebrać odtworzenia na platformach cyfrowych. Mimo to, za każdym razem, gdy wyobrażaliśmy sobie restrykcyjne cięcia materiału, wydawało nam się, że nasze dzieło zostanie okaleczone w niedopuszczalny sposób. Ufam, że znane osobistości międzynarodowej sceny muzycznej, które słuchały naszej płyty zrobiły to z uwagą. Szczególnie pochwała jednej z nich pozbawiła nas snu na kilka nocy. Jednocześnie stało się dla nas jasne, że "Eden" nie ma cech, które pozwolą mu zaistnieć na jakmkolwiek rynku muzycznym lub wpasować się w strategie marketingowe. W ten sposób ostatecznie wyjaśniło się, że widmem naszych czasów jest nieustająca dynamika i zmienność we współczesnym świecie, nie tylko w branży muzycznej.


MUAM: Jestem pod wrażeniem procesu nagraniowego tej płyty, który opisaliście w materiałach prasowych. Graliście przez osiem godzin dziennie, w totalnej ciemności, w środku nocy, spożywając 1 posiłek dziennie, nie śpiąc zupełnie - to naprawdę robi wrażenie. Słychać wyraźnie, że ten proces miał niebagatelny wpływ na brzmienie - najlepiej ta płyta brzmi późno w nocy, gdy ucichną wszystkie odgłosy codzienności... Jak ten proces nagraniowy wpłynął na wasze codzienne życie?

Roberto: Tak, słuchanie tej płyty późną nocą to świetny wybór. Rekomenduję także pełną ciemność, chociaż to wszystko zależy od potrzeb. Możesz też przecież słuchać wybranych fragmentów, układać je dowolnie i dopasowywać do siebie jak puzzle. To świetna zabawa. Sam proces nagraniowy pomógł to wszystko uporządkować. Ogólnie rzecz ujmując wierzę, że zawsze dzieje się coś naprawdę interesującego, gdy robisz coś w całkowitej ciemności lub w sytuacjach/warunkach, które sam sobie narzucasz. Brak snu i post też potrafią być naprawdę pouczające. Polecam spróbować.

Attilio: W opisywanym przez Roberto procesie tworzenia albumu, złożonego i pod pewnymi względami absurdalnego, następowały po sobie różne fazy, które poprzez posegregowanie wszystkiego pozwoliły na osiągnięcie wyniku znacznie przekraczającego nasze oczekiwania. Rozpoczynając te surowe i magiczne sesje w Londynie, będziemy później w stanie stworzyć 21 utworów, które złożą się na płytę (kilka z nich się na nią nie zmieściło). To był nie tylko sam akt komponowaniia, ale także wiele innych działań związanych z pisaniem, powiedziałbym rysowaniem (lub malowaniem?), aranżacją i re-aranżacją muzyki. Zgodnie z niemal masochistycznym rytuałem i kolejnymi cyklami, w których narodziny i śmierć następowały po odrodzeniu, każdy fragment zbudowaliśmy na zwłokach poprzedniej wersji. To tak, jakby każdy fragment udostępnił strzępy własnego ciała, aby umożliwić nowej istocie życie poprzez pamięć i czerpanie z krwi tego, co już było. Ten proces był nie tylko bardzo ambitny, ale okazał się również bardzo ryzykowny. W pewnym momencie te cząstki zaczęły być dostarczane bezpośrednio przez nas. Nigdy nie zapomnę uczucia tonęcia, które doskwierało mi z powodu wyczerpania pracą, którą włożyłem w ukończenie dzieła, i zdałem sobie sprawę, że zostało jeszcze kolejne 12-13 części, a czas uciekał. Te fragmenty muzyczne były jak głodne zwierzęta w klatce. Czasami miałem wrażenie, że to się nigdy nie skończy.

Nie było łatwo utrzymać koncentrację na wysokim poziomie i rytm pracy w długim okresie, w którym miały miejsce te wydarzenia, które podważyły ​​(może sprawiły, że straciliśmy?) sens naszej egzystencji. Czułem, że przed wydaniem "Edenu" nie byłbym w stanie oprzeć się utracie prawie wszystkiego, co było mi najdroższe na świecie i stanowiło jego sens. Zrozumiałem jednak, że jednocześnie pozostawanie w tyle za wynikiem mogło stanowić jedyną drogę zbawienia. Wydarzenia (pandemia) potwierdziły, że moje obawy były uzasadnione. Ukończenie nagrań tego podwójnego albumu stało się dla mnie kamieniem milowym. 



MUAM: A co było dalej po tym Londynie? Dopracowywaliście detale w trzech państwach - we Włoszech, w Jordanie i Szkocji? Opowiedzcie proszę o tym. Zaprosiliście do współpracy gości?

Roberto: Zawsze zbieramy różne szkice, pomysły, dema, które są wyjściem z naszej strefy komfortu. Jest w tym potrzeba zmian metodologii pracy i przestrzeni dookoła nas, by znaleźć nowe, ekscytujące inspiracje i symbiozę, ale tak naprawdę dobrze zachować w tym zdrowy rozsądek. Utknięcie na długo w studiu może być bardzo nudne i potrzebna jest forma ucieczki. Zaprosiłem do współpracy kilku gości, jak byłem w Jordanie - perkusistę, cymbalistę i kontrabasistę. Później to wszystko zintegrowaliśmy i zmiksowaliśmy, nie pamiętamy, kto na czym grał. Osobiście bardzo mi to odpowiada, to jak rozmowy w pokoju pełnym tańczących duchów. 

Attilio: Artystyczna rezydencja Luton może mieścić się w Anglii, bo wiele prób zaczynaliśmy w Manchesterze, tam, gdzie odbiór naszego debiutanckiego albumu był największy. Australijski DJ nazwał nas ostatnio muzykami "pan-europejskimi", co jest prawdopodobnie najlepszą definicją naszych działań muzycznych. Na co dzień mieszkam we Włoszech, w Catanzaro (Calabria), od zawsze. Nie wierzę, że świat jest placem zabaw, w którym można wybrać sobie miejsce zamieszkania w oparciu o pracę, zarobki i możliwości zabawy. Coś o wiele bardziej tajemniczego i nieopisanego wiąże ludzi z miejscami, a muzykę z przestrzeniami. Jedynymi gościnnymi muzykami na tej płycie są ośmiornice, nikt inny.


MUAM: Tytuł albumu jest symboliczny, odnosi się do różnych aspektów raju. Napisaliście na okładce albumu, że dotyczy on przede wszystkim początków życia, czy wszystkiego. A co dla was osobiście oznacza "raj"?

Roberto: Szczerze mówiąc trudno to jednoznacznie wyrazić - chciałbym pozostawić otwartą interpretację naszym słuchaczom w możliwie najszerszym spektrum. Jest absolutnie oczywiste, że wszyscy dążymy do Edenu, ale tak naprawdę to, do czego dążymy, to znacznie więcej niż miejsce pokoju i odkupienia. Spotkasz wiele niespodzianek, gdy będziesz wspinać się po górach swojego życia. Chciałem po prostu, aby ta muzyka brzmiała jak stan duszy, która swobodnie wybiera swój przepływ, który nie jest zatkany żądzą i dumą, lecz płynie czysto i naturalnie jak ocean. Ale w końcu nie możemy w naszym stanie żyć rajskim życiem, wolnym od grzechu i źle ulokowanych pragnień. Eden wywodzi się ze źródeł wszystkiego, bo wszystko się ze sobą łączy.

Attilio: Każda idea raju ma dwie strony - z jednej strony reprezentuje miejsce totalnej błogości, z drugiej wstęp do tego miejsca jest zabroniony człowiekowi ze względu na jego naturę i zepsucie. Ta historia wyraźnie nie może być odrzucona jako bezsensowna opowieść, ale odzwierciedla opozycję, z którą ludzie mają się zderzyć. Jakby było coś w egzystencjalnym wymiarze człowieka, coś intensywnego, zakorzenionego. Chodzi o dysproporcję między jego zdolnościami umysłowymi a zwierzęcymi atrybutami, która uniemożliwia mu dostęp do stanu błogości i tkwienie w nim na stałe i w pokojowy sposób z bliźnimi. Wszelkie wysiłki podjęte w celu zbudowania wspólnej struktury zdolnej do wspólnego funkcjonowania ludzi i akceptacji wyjątkowości, kończą się wykluczaniem i hierarchią. Człowiek prawdopodobnie będzie musiał sobie radzić z tym sporem tak długo, jak długo będzie uważał za konieczne podporządkowanie się zachodniemu dogmatowi woli i respektowanie mitu o konieczności dowodzenia.


 

MUAM: Podczas nagrywania tej płyty szukaliście odpowiedz na podstawowe egzystencjalne pytania o sens istnienia. Czy znaleźliście jakieś odpowiedzi podczas tych sesji? Czy to raczej odbiorca ma je znaleźć w muzyce?

Roberto: Chcielibyśmy, aby każdy słuchacz odnalazł tu coś dla siebie i życzymy powodzenia w poszukiwaniu tych odpowiedzi!

Attilio: Gdy skończyłem nagrywać tę płytę poczułem nieprzeniknioną pustkę i pojawiło się w mojej głowie jeszcze więcej pytań niż wcześniej. Taka jest sztuka, takie jest życie.


MUAM: "Eden" to eksperymentalny album, który łączy wpływy neoklasyki, muzyki industrialnej i ambientowej. To oryginalne połączenie. Czy były takie płyty/artyści, których twórczość zainspirowała was w szczególny sposób podczas nagrań tego albumu?

Roberto: Nie, osobiście nie miałem takich płyt. Rzadko słuchałem muzyki w tamtym czasie, ostatnio też nie słucham za wiele. Myślę, że jedyne, do czego czasami wracam, to ostatecznie nagrania Johna Coltrane'a. Myślę, że te inspiracje to bardziej malowanie, czytanie/pisanie, jakiś anatolijski dywan i drobne życiowe rzeczy.

Attilio: Ci, którzy kochają eksperymentowanie, doskonale zdają sobie sprawę z ryzyka, że ​​każda forma ekspresji, której kody stają się zbyt sztywne, może szybko stać się zwyczajna. Z tego powodu i niewolnicze stosowanie się do konkretnych stylów i zagrań kompozycyjnych może być torturą. Chociaż zdajemy sobie sprawę, że przestrzeń dla innowacji została nieuchronnie nasycona przez czas i ilość muzyki, którą określa się mianem eksperymentalnej, staramy się wnieść do naszej muzyki wszystko, co miało na nas wpływ przez całe życie. Zarówno Rob, jak i ja słuchaliśmy wielu rzeczy na przestrzeni czasu, z różną intensywnością, ale z niezmienną pasją (pomimo przerw) i mieliśmy różne doświadczenia i współpracowaliśmy z różnymi ludźmi. Na przykład oboje zmagaliśmy się z tańcem, sztuką, ale także małymi klubami rockowymi. Te doświadczenia prawdopodobnie pomogły nam nadać temu, co tworzymy, szerszą perspektywę w momencie komponowania. Ale jak powiedzieliśmy wcześniej, nasze powinowactwo nie jest tylko muzyczne. Dziewięćdziesiąt procent treści naszych rozmów dotyczy czegoś innego, podobnie jak sugestie i rady, którymi wymieniamy się przy tworzeniu piosenek, czerpią z pozamuzycznych wyobrażeń. Jedną z rzeczy, które najbardziej mi się podobają, jest słuchanie komentarzy Roba na temat gotowych lub będących w toku prac i szczere odpowiedzi. W naszych dyskusjach pojawiają się odniesienia do zwierząt, miast, filozofii, jedzenia, filmów, miejsc, doktryn politycznych, mitologii, futbolu lat dziewięćdziesiątych, wszelkiego rodzaju bytów. Przepraszam, że nie mogę ich dla ciebie zagrać. :)

MUAM: A jak czujecie się teraz słuchając tego albumu? :)

Roberto: Dość dziwnie, ale w pozytywnym sensie. Często, gdy skończę pracę nad projektem, musze się od niego odciąć na jakieś dwa miesiące, odpocząć. Robić coś zupełnie innego, niż zajmować się muzyką. Wtedy znienacka wracam do tego z nowymi pomysłami i ruszam naprzód. Bardzo szybko się nudzę tym, co już zrobiłem. Nie czuję potrzeby, by do czegoś wracać, wolę kreatywnie iść do przodu.

Attilio: Jestem bardzo melancholijny. Słuchanie tej płyty jest dla mnie jak oglądanie fotografii z przeszłości. Staram się pod każdym względem tego nie robić. Jeśli to się zdarzy, mam nadzieję, że nie wywoła to u mnie fali wzruszenia.

MUAM: Każdy z Was ma imponujące muzyczne zaplecze w postaci muzyki filmowej i różnych projektów. Czym jest dla Was tworzenie w ramach Luton? Czy to przestrzeń, w której realizujecie swoje najbardziej szalone pomysły, wasze sekretne miejsce, w którym jesteście sobą (mam na myśli to, czym jest np. projekt Darkside dla Nicolasa Jaara i Dave'a Harringtona), czy może czymś więcej? 

Roberto: Tak, mniej więcej właśnie tym. Dodałbym, że to miejsce, gdzie mają szansę urzeczywistnić się odgłosy chaotycznej natury. To pokój do marzeń. Figlarność, tajemnica, alchemia.

Attilio: Praca nad muzyką w ramach Luton przenosi mnie w miejsce znajdujące się tuż poza granicami mojej bezpiecznej strefy i utrzymuje z nią kontakt. Przekroczenie tego progu pozwala mi nabyć elementy niezbędne do stawania się lepszym. Po "Black Box Animals" wróciłem do pracy nad materiałem na solową płytę i zdałem sobie sprawę, że perspektywiczny pryzmat, przez który patrzyłem na dźwięk, zmienił się. Wzbogaciła się moja umiejętność kształtowania dźwięków i być może straciła swoją bezpośredniość. "Eden" był dużym krokiem naprzód. Tak ważnym, że pozwala mi sądzić, że dalszy postęp wymagałby energii, której w nie znalazłbym prawdopodobnie nigdzie indziej.


MUAM: Jak pandemia wpłynęła na Wasze życie? Mnie bardzo brakowało koncertów i oglądania filmów w kinie. Byliście już po lockdownie na koncercie, w kinie, w teatrze? Co udało Wam się zobaczyć, czego doświadczyć na żywo?

Roberto: Spędziłem piewszy lockdown w Szkocji i był to co ciekawe bardzo produktywny czas dla mnie, nie odczuwałem też jakiegoś wielkiego chaosu w głowie, raczej spokój. Było dużo nagrywania i spacerów, co wyszło mi na dobre. Podczas drugiego lockdownu wróciłem do Włoch i wtedy poczułem się znacznie gorzej, byłem bardzo przygnębiony. To było jak pasmo niekończących się codziennych wzlotów i upadków. Do dziś chwilami odczuwam taki niepokój, dyskomfort i rozdzielenie. Zobaczymy, co wydarzy się w najbliższym czasie - żyjemy w bardzo dziwnym i niestabilnym świecie, nie potrafię sobie wyobrazić, co może się wydarzyć później. Póki co wybrałem się na lokalny festiwal. Bardzo podobała mi się jego lokalizacja, ale nie czułem żadnego związku z muzyką, nic mnie nie poruszyło. Mam wrażenie, że wiele rzeczy, które dzieją się niedaleko, nas omija, ale mam nadzieje, że niebawem wszystko wróci do życia. To wszystko już trwa tak długo.... ! 

Attilio: Nie sądziłem, że przyjdzie mi spędzać miesiące w domowym więzieniu. Ten czas wpłynął na mnie dwojako. Z jednej strony przyspieszyło to pewne sytuacje, które już w moim życiu były niepewne, rzucając ostateczny cios w ich rozwiązanie. Z drugiej strony otworzyło przestrzenie, które poświęciłem czytaniu i refleksji. Od czasu pandemii postanowiłem wyłączyć telewizor i nigdy go nie włączać. Uważam, że powstała hiperrzeczywistość sprawiła, że ​​każda telewizyjna narracja była przesycona i przekolorowana, tak samo jak każdy film. Czuję się, jakbym żył w filmie, więc nie dostrzegam już różnicy między ekranem a rzeczywistością. W czasie pandemiii kontynuowałem pisanie pracy doktorskiej i poświęciłem się czytaniu przede wszystkim tekstów filozoficznych. Tam znalazłem to, co rzeczywiste. Tego lata poszedłem na kilka koncertów, wróciłem też do kina. Nic nie jest takie samo jak wcześniej. Ale o dziwo coś wciąż wydaje się żywe.

MUAM: Dziękuję Wam bardzo za rozmowę! 

Roberto: Dziękuję bardzo! 

Attilio: Wszystkiego dobrego! 


 ALBUMU "EDEN" POSŁUCHACIE NA PLATFORMIE BANDCAMP: Luton - Eden