środa, 7 lipca 2021

PurpleHaze Ensemble - 1961 (6.06.2021)

Przyznaję, że od dobrych kilku lat nie przyglądałem się losom PurpleHaze Ensemble. Kojarzyłem ich wcześniej z lokalnych koncertów i udanego debiutu, a wokalistę Maciasa dodatkowo z elektronicznego Lennox Row oraz .WAVS. Wiadomość, że zespół, o którym w ostatnich latach zrobiło się nieco ciszej ma wydać drugi album studyjny trochę więc mnie zaskoczyła i zaintrygowała. "1961" pokazuje, że obecne wcielenie krakowskiej formacji jest dojrzalsze, ciekawsze i znacznie bliższe szeroko pojętej alternatywnej scenie niż stonerowemu debiutanckiemu materiałowi.

Spora w tym zasługa Maciasa. Jego nieprzeciętne umiejętności wokalne można było poznać chociażby na wydanym dwa lata temu debiucie .WAVS. Najnowsze dokonanie PurpleHaze Ensemble wydaje się dzięki głosowi, ale także spokojniejszej zawartości bliższe temu nowszemu projektowi wokalisty. "Darcie japy" zniknęło całkowicie, a muzyka w wielu miejscach nieśpiesznie i relaksująco snuje się z głośników. Dzieje się tak w pięknym "Sister of the Sun" albo melodyjnym "Excavation". Cięższych, energicznych momentów jest na "1961" całkiem sporo, ale one także zostały przepuszczone przez ciepłe brzmienie krążka. Na uwagę zasługuje funkujący "Other People" z mocną partią basu, połamany, wpadający w ucho "Screaming Boy" czy też przypominający najlepsze czasy grunge'u "I Don't Wanna Be Here" (przy czym jest to brzmienie rodem z Seattle bliższe Mad Season lub Temple of the Dog niż hałaśliwemu obliczu tej sceny). Instrumenty brzmią klarownie, gitara nie przytłacza, a na pierwszy plan wysuwają się wielokrotnie perkusyjne połamańce. Tłem dla całości i kolejnym "rozmiękczaczem" jest subtelnie wpleciona w kompozycje elektronika.

Na uwagę zasługuje inspiracja dla płyty. Kilka lat temu wokalista PurpleHaze porządkował pracownię Zbigniewa Jackowskiego - swojego dziadka. Odnalazł tam uwiecznione w drzeworycie trzy głowy autorstwa tego krakowskiego artysty. Głowy można zobaczyć na okładce "1961" i stały się one punktem wyjścia dla całości wypełnionej intymnymi zwierzeniami lidera grupy. Osobiste sprawy są jednak podane w taki sposób, że w żaden sposób to nie razi, a wręcz wciąga i być może pozwala odnaleźć w tekstach samego siebie.

Purplehaze Ensemble zaserwowali swoim nowym longplayem nie lada niespodziankę. Zespół pokazuje, że ma wciąż dużo do zaoferowania, a być może jeszcze więcej niż na początku swojej podziemnej kariery. Z pewnością jest to odpowiedni materiał aby w letnie wieczory ze szklaneczką dobrego trunku zagłębić się w relaksujący, ale i refleksyjny nastrój.

85%

Posłuchaj płyty: PurpleHaze Ensemble - 1961