wtorek, 16 czerwca 2020

Wallflower - Teach Yourself To Swim (5.06.2020)

Wallflower - Teach Yourself To Swim

Pochodzą z południowej części Londynu. Po kilku EP-kach wreszcie podzielili się pełnowymiarowym debiutem, na który ich fani czekali sześć lat. Jeśli lubisz indie-rocka to sprawdź, co mają do powiedzenia panowie ukrywający się pod szyldem Wallflower.




"Teach Yourself To Swim" to bardzo brytyjska płyta, nawiązująca do dźwięków, które były popularne pod koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia i w pierwszej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku. Nostalgiczna, a jednocześnie energetyczna, wpadająca w ucho od pierwszego przesłuchania, a z każdym kolejnym podobająca się jeszcze bardziej. Sprawdzi się właściwie w dowolnych warunkach - w domu, podczas pracy, czy podczas jazdy samochodem

Wallflower jest tajemniczy, niejednoznaczny i intrygujący. Trudno znaleźć informacje na temat członków zespołu, wiadomo, że jest ich pięcioro i są z południowego Londynu. Wpisując nazwę zespołu w wyszukiwarkę warto zwrócić uwagę, by nie pomylić grupy z indie-popowymi Australijczykami, którzy przyjęli to samo miano.

"I'm a parody of the man I'm supposed to be" - takim mocnym akcentem zaczyna się ten album. W tle "A Parody of..." rozbrzmiewają perkusyjne stuki, budujące napięcie, a balladowa podstawa rozwija się do wybuchającej energią riffowo-perkusyjnej galopady. Uwagę zwraca intrygujący sposób opowiadania historii przez wokalistę, którego głos angażuje słuchacza. To utwór, którego chce się słuchać wielokrotnie.

W "Eat Away My Heart" dominują zgrzytliwe riffy, przecinające wpadającą w ucho melodię. Fajna partia basu wprowadza w "Dread". Ten utwór zdecydowanie spodoba się fanom Royal Blood, Muse czy podobnych grup. Balladowo i refleksyjnie robi się w "Blood And Stone", gdzie głos wokalisty wpada w rejestry bliskie używanym przez Chestera Benningtona w delikatniejszej odsłonie Linkin Park. Jest tu także bardzo ładna gitarowa solówka. Lekki i przyjemny w warstwie muzycznej jest też początek "Anacrusis", później zaś uderza eksplozją emocji. "Doom In Your Heart" intryguje fajnymi chórkami na tle gitarowej melodii. 

Niepokojąco i mrocznie robi się w "Hungry Eyes", trochę garażowym i zahaczającym o metalowe rejestry nie tylko w doom'owo brzmiących partiach gitar, lecz także w warstwie wokalnej. Zaskoczeniem jest industrialny, chwilami trochę depeszowy "Passer-by" z tajemniczą, niespieszną elektroniczną melodią pełną sprzężeń. Radośnie jest w "On & On", a miła melodia przeplatana jest przesterami. "The Distance" kipi zaś od emocji. Bardzo ważną kompozycją dla muzyków jest przedostatni "Further Down" - pełen melancholii i osobistych przemyśleń, z emocjonalną solówką. Album wieńczy płynnie łączący się z poprzednią kompozycją króciutki "take take take".

Dwanaście nagrań to bardzo przyjemna i muzycznie indie-rockowa opowieść zespołu, który po licznych próbach poszukiwań swojej drogi w końcu odnalazł swoje brzmienie. To dopracowany, spójny materiał, wyczekany i nagrany z dbałością o detale. 

Moja przygoda z muzyką rozpoczynała się od właśnie takich brzmień, więc mam ogromny sentyment do gitarowych zespołów z Wielkiej Brytanii grających melodyjnie, a jednocześnie z wykopem. Trochę buntujących się przeciwko zastanym realiom, śpiewających o trudnych decyzjach młodych ludzi wkraczających w dorosłość, o sprawach, które ich dotyczą i są dla nich ważne. Ten album nie jest jakimś przełomowym, niezwykle ambitnym dziełem i takim, który wytyczy nowe szlaki dla indie rocka. To solidny, ciekawy materiał, do którego fajnie się wraca w momentach, gdy ma się ochotę posłuchać czegoś melodyjnego, trochę melancholijnego i niezobowiązującego. To bardzo dobry start dla zespołu, który chce się rozwijać. Czuję, że kolejny album będzie jeszcze ciekawszy.

74% 

Posłuchaj płyty: Wallflower - Teach Yourself To Swim