poniedziałek, 10 czerwca 2019

Still Corners - Poznań, Blue Note, 8.06.2019 [GALERIA ZDJĘĆ]


Pachnąca wakacjami nadmorska plaża, spowita słonecznym blaskiem, delikatna bryza, relaksujący szum fal i podróż w nieznane - takie pejzaże przywołuje w wyobraźni muzyka Still Corners - o których opowiadałam Wam już pokrótce przy okazji premiery piątego wydawnictwa zespołu, "Slow Air". Niespełna rok po premierze tej pięknej płyty, Duet przyjechał do Poznania i zagrali w klubie Blue Note. 


Still Corners  - Poznań, Blue Note, 8.06.2019


Eteryczny wokal, niezwykłe melodie gitary, wyrazista perkusja, lekkie, niekiedy sennie płynące partie klawiszy przełamane taneczną energią stworzyły niesamowity klimat, który udzielił się tłumnie zgromadzonej publiczności. Zainteresowanie koncertem już kilka tygodni po jego ogłoszeniu przeszło najśmielsze oczekiwania organizatorów, w związku z czym występ przeniesiono z maleńkiego klubu Pod Minogą do większej sali poznańskiej ostoi jazzu. 

Zlokalizowany w podziemiach Zamku Cesarskiego Blue Note okazał się bardzo trafnym wyborem. Możliwość podejścia do podnóży samej sceny umożliwił dosłownie bezpośredni kontakt z zespołem, a dobre nagłośnienie czerpanie pełni przyjemności z uczestnictwa w wydarzeniu. Aby osiągnąć bardziej przestrzenne brzmienie wokalistka Tessa Murray i multiinstrumentalista Greg Hughes zaprosili do współpracy na potrzeby trasy koncertowej perkusistę, który dopełnił klawiszową lekkość kompozycji i gitarowe pejzaże rytmiczną podstawą. 

Już od pierwszych taktów rozpoczynającego występ "Black Lagoon" publiczność dała się ponieść lekko płynącym melodiom podrygując radośnie w rytm płynących ze sceny dźwięków i dziękując muzykom po każdym utworze owacyjnymi okrzykami i oklaskami. Zgromadzeni mieli okazję posłuchać nieco ponad godzinnego przeglądu zespołowej twórczości, na czele z wyczekiwanymi "The Message" oraz "The Trip", który zakończył podstawowy zestaw. 

Pozytywna energia i klimat miejsca udzieliły się także artystom. Skromni, początkowo nieco zdystansowani z utworu na utwór uśmiechali się coraz szerzej i poruszali coraz żwawiej w rytm dźwięków. Dowodem na zaangażowanie w grę stała się zerwana struna gitarzysty, który przed powrotem na zasłużony przez publiczność bis musiał sprawnie naprawić instrument. 

Wyraźnie dało się wyczuć, że artyści nie spodziewali się tak ciepłego przyjęcia - od ich pamiętnego występu na Soundrive Festivalu minęło już niemal sześć lat i byli nieświadomi skali popularności w naszym kraju.  Szczerze wzruszona wokalistka z wdzięcznością i wrodzonym urokiem osobistym nie szczędziła publiczności dowodów wdzięczności, obiecując możliwie szybki powrót na więcej niż jeden koncert. Opowiadała także o wspaniale spędzonym dniu, zachwycając się architekturą poznańskiej starówki i zamkowym dziedzińcem, zaś po zakończeniu koncertu długo rozmawiała z fanami, podpisując płyty i chętnie pozując do wspólnych zdjęć. 

Gdy słucha się Still Corners i obserwuje reakcje muzyków na scenie życie staje się piękniejsze. pozbawione trosk i emocjonalnych rozterek. Ich dream-popowe pejzaże łączą pokolenia i fanów różnych gatunków muzycznych. Rozglądając się po sali można było zauważyć zarówno sympatyków indie rocka i popu, jak i cięższych brzmień. Jest to niezbity dowód na uniwersalność i ponadczasowość twórczości Brytyjczyków. Oby dotarli z nią do jak największej liczby ludzi. 

Zachęcam do obejrzenia galerii zdjęć Tomasza Ossowskiego: