czwartek, 21 marca 2024

Livgone: Czas pomyśleć o sobie

Choć tworzy muzykę od dziecka, długo wahała się, czy dzielić się nią ze światem, przekonana o tym, że jej rolą w branży jest dbanie o komfort artystów. Zupełnie niesłusznie, ponieważ jest bardzo zdolną, obdarzoną pięknym, delikatnym głosem wokalistką, kompozytorką i multiinstrumentalistką. Elise Aranguren jest artystką o ogromnej wrażliwości i otwartym umyśle, a przy tym fantastycznie radzącą sobie z organizacją, utalentowaną inżynier dźwięku i tour managerką.  

 

Żyjąc w niekończącej się trasie koncertowej i dbając o dobre samopoczucie m.in. takich zespołów jak Watain i Mayhem, postanowiła zadbać o realizację własnych marzeń i powołać do życia zespół, który współtworzy z przyjaciółmi - Emilem Svenssonem i Michałem Kiełbasą. Trio Livgone wydaje właśnie debiutancki album, który jest bardzo osobistą opowieścią Elise o zmaganiach z pustką i bólem, opatrzoną pełną emocji muzyką, która trafia prosto w serce.  

 

Jaka  jest geneza powstania tego projektu? O czym śpiewa Elise? Który zespół zainspirował ją do działania? Co czuje, dzieląc się z odbiorcami swoją historią? Rozmawiałyśmy o emocjonalnych burzach, ekstremalnych zmianach nastroju, życiowej pasji, przyjaźni, blaskach i cieniach życia w trasie i poszukiwaniu życiowej równowagi. 

fot. Sharon Ehman

(ENGLISH VERSION BELOW)

 

Między Uchem A Mózgiem: Witaj, bardzo mi miło i jestem bardzo wdzięczna, że znalazłaś dla mnie chwilę przy tak intensywnym trybie funkcjonowania. Bardzo to doceniam.

Elise Aranguren: Cześć, to ja dziękuję za zainteresowanie. Wróciłam do domu na kilka dni, żeby złapać oddech, ale niebawem jadę znów w trasę...

 

MUAM: Fajnie być w domu, prawda? Rozumiem to uczucie, bo sama jestem niemal w ciągłym ruchu w ostatnich tygodniach - podróżowanie na koncerty to dość wyczerpujące, ale bardzo satysfakcjonujące zajęcie i też cieszę się właśnie chwilą oddechu zanim znów wyruszę w drogę... 

Elise: Zdecydowanie, wspaniale jest być w domu, bardzo za tym tęskniłam. Muszę cieszyć się każdym dniem, który tu spędzam, bo lada moment zacznie się kolejny ciąg tras.  

 

MUAM: No właśnie - kilka dni temu byłaś z Whalesong na kilku koncertach. Jak było?

Elise: Graliśmy we Wrocławiu, Budapeszcie, Wiedniu i Dreźnie, to była pierwsza minitrasa Whalesong poza Polską, zdecydowanie nowe i niezapomniane doświadczenie. A będziesz może za kilka dni na naszych wspólnych koncertach z Bohren & Der Club Of Gore? 


MUAM: Tak, wybieram się na Wasz występ w Gdańsku :)

Elise: Fantastycznie, cieszę się bardzo na ten koncert, bo jest wyprzedany, nie mieliśmy jeszcze okazji grać przed takim tłumem! 


MUAM: Również nie mogę się doczekać :) Zostawmy jednak na razie temat Whalesong, czas porozmawiać o innym zespole. Co prawda tworzysz Livgone również z Michałem, ale to przede wszystkim Twój osobisty projekt. Poopowiadasz mi o nim trochę więcej?

Elise: Dziękuję Ci za zainteresowanie, bardzo to doceniam. 

 



MUAM: Szczerze i z serca - to naprawdę czysta przyjemność. Słuchałam tej płyty kilka razy i za każdym razem była to bardzo głęboka, emocjonalna podróż, mroczna, nieco tajemnicza... trudno ją jednoznacznie opisać... jest wyjątkowa.

Elise: Obserwując reakcje osób, które już słyszały ten materiał zauważyłam, utwierdziłam się w przekonaniu, że tak naprawdę trudno tę płytę porównać do czegoś innego. Są pewne odniesienia do innych artystów, ale jednocześnie odbiorcy mają trudności z określeniem gatunkowej tożsamości tej muzyki. Przecina się tu kilka kierunków, jest eklektycznie - trochę doomu, trochę ambientu, trochę melodii... 

 

MUAM: Dokładnie tak, jest na styku różnych wpływów, ale myślę, że zupełnie nie ma potrzeby jednoznacznej klasyfikacji tych dźwięków w konkretnej szufladzie...

Elise: Zdecydowanie, nawet lepiej że nie da się jej przypisać jednoznacznie. 

MUAM: Wiesz, w muzyce chodzi przede wszystkim o emocje, o szczerość, to wg mnie najważniejsze...

Elise: Dokładnie o to w tym projekcie chodzi - o emocje i o surowość. Nie miałam nawet potrzeby by zastanawiać się nad tym, jak chciałabym, by ta muzyka brzmiała - te melodie były po prostu w mojej głowie w chwilach, gdy umysł zderzał się ze ścianą, gdy miałam natłok myśli... Tym samym pomysł na melodie narodził się naturalnie, zaś brzmienie jest wynikiem wspólnej pracy trzech osób i wypadkową naszych osobowości oraz moich osobistych życiowych doświadczeń. To zdecydowanie w stu procentach nasza autorska rzecz, nie próbowaliśmy czerpać z niczyjej pracy, lecz po prostu wyrazić emocje, które jak wspomniałaś, są kluczowe.

 

MUAM: Tak, to bardzo oryginalna sztuka, ale gdy słuchałam "Almost There"  miałam jedno bardzo silne skojarzenie - nie stricte muzyczne, ale bardziej w kontekście opowiadania osobistej historii - mam na myśli zespół GGGOLDDD. Łączy Cię z Mileną Evą ta narracyjna szczerość.


Elise: Ojej (z silnym podekscytowaniem - przyp.red.). Zdecydowanie coś w tym jest, ponieważ twórczość GGGOLDDD jest dla mnie bardzo ważna i silnie inspirująca, otworzyła mi w pewnym stopniu drzwi i dała sygnał, że warto rozpocząć własną muzyczną podróż. Odczuwam bardzo silne emocje, gdy słucham tej muzyki - czuję, że bardzo mi pomaga. Pomyślałam sobie, że skoro dźwięki są w stanie pomóc mnie samej poradzić sobie z pewnymi zmaganiami, ta muzyka, a także moja własna twórczość, również mogą pomóc innym osobom, które walczą z traumatycznymi przeżyciami - o podobnej bądź zupełnie innej treści. One wszystkie mają ze sobą wiele wspólnego, są bardzo osobiste, związane są z samotnością i trudnościami z poradzeniem sobie z szeroko pojętym bólem. To dla mnie ogromny komplement, że dostrzegłaś ten most łączący Livgone i GGGOLDDD. 

 

MUAM: To skojarzenie było bardzo naturalne, bo również bardzo cenię ten zespół. 

Elise: Marzę o tym, by pojechać z nimi w trasę. Myślę, że takie połączenie miałoby sens, bo możemy trafić do podobnej publiczności, bardzo otwartej - ceniącej muzykę mroczą i ciężką, także metal, ale sympatyzującą też w dźwiękach alternatywnych. Do osób, które cenią w muzyce emocje. 

 


MUAM: Pełna zgoda, czuję, że taka trasa byłaby bardzo ciekawym doświadczeniem. Skoro już przy emocjach jesteśmy to chciałabym poprosić Cię, byś opowiedziała mi nieco więcej o pomyśle na Livgone i inspiracjach mu towarzyszących. 

Elise: Sama idea narodziła się z osobistych doświadczeń. Gdy wybuchła pandemia byłam zmuszona zatrzymać niemal wszystkie swoje aktywności - byłam uziemiona jak wszyscy przez półtora roku. Tworzę własną muzykę od bardzo dawna, ale wcześniej nie odważyłam się pokazać jej światu - myślałam, że moją rolą jest dbanie o innych artystów i na tym moje zadanie w przestrzeni muzycznej się kończy.

Podczas pandemii okazało się, że jest naprawdę wiele spraw, o których chcę opowiedzieć innym. Zwykle jestem tak zajęta, że nie mam czasu pomyśleć o sobie, o tym, co czuję, o bólu, z którym się zmagam. Tym razem byłam zupełnie sama, nie było nikogo obok, z kim mogłam spędzać czas i działać. Znienacka wszystkie emocje, które nawarstwiały się przez lata eksplodowały i przytłoczyły mnie swoim niewyobrażalnym ciężarem. Jako tour managerka mam taki charakter pracy, w którym nie ma miejsca na mówienie o sobie, o tym, co czuję w środku - muszę być na posterunku, wszędzie na czas, muszę dobrze reprezentować grupę, jestem niemal zobowiązana cały czas czuć się dobrze, nie myśleć o sobie. 

Wtem, gdy zostałam przymusowo pozbawiona tej roli wszystko do mnie powróciło ze zwielokrotnioną siłą. Jedynym sposobem na ulżenie sobie w bólu było śpiewanie w swoim pokoju przy akompaniamencie pianina, składanie melodii z nut i chwytów. Nie jestem dobra w ubieraniu w słowa tego, co czuję, z czasem przychodzi mi to nieco łatwiej, ale wtedy czułam, że utknęłam w martwym punkcie i jedynym sposobem na poradzenie sobie z tym wszystkim była właśnie muzyka. To była dla mnie forma terapii, ale także sposób na to, by powiedzieć bliskim przez co przechodzę, jak się czuję. Znacznie lżej i łatwiej było mi o tym zakomunikować poprzez dźwięki, dzięki muzyce byłam w stanie wydostać się z myślowej otchłani. Pomyślałam, tak jak już wspomniałam, że skoro to mi pomogło, może też pomóc innym, ale nie odważyłabym się tego zrobić, gdyby nie GGGOLDDD oraz zespół Warning, którego twórczość traktuje głównie o depresji i samotności, a właśnie z tym się zmagałam.


MUAM: Czy w związku z tym, że udało Ci się uwolnić te emocje poprzez muzykę i nadać im kształt czujesz się teraz choćby w jakimś stopniu bardziej wolna od nich?

Elise: Tak, obecnie czuję się już znacznie lepiej. Jestem w stanie poradzić sobie ze znacznie większym spektrum stanów niż byłam w stanie w poprzednich latach - nauczyłam się akceptować te emocje i zdałam sobie sprawę, że życie składa się nie tylko z tych wszystkich negatywnych aspektów, ale także z dobrych chwil i pozytywnych wydarzeń - chodzi przede wszystkim o znalezienie równowagi. Wciąż zmagam się z wieloma emocjami, ale sytuacja jest już nieco inna - droga, by je uwolnić jest już otwarta, mogę pisać muzykę i myślę, że właśnie to będzie ta właściwa przestrzeń, w której będę mogła ulokować cały mrok, który mnie nęka. Pozbycie się negatywnych emocji pozwala mi przeżywać i doceniać pozytywne chwile.


MUAM: Zdecydowanie życie polega na odnalezieniu właściwej równowagi, a świadomość tego balansu bardzo pomaga poradzić sobie z różnymi życiowymi doświadczeniami. Wspomniałaś, że napisałaś ten materiał w domu. Na jakich instrumentach grasz i które z nich wykorzystałaś na płycie?

Elise: Zaczęłam grać na pianinie w dzieciństwie. Zgłębiałam tajniki muzyki klasycznej i jazzu, co zapewniło mi dobrą podstawę teoretyczną. Samodzielnie nauczyłam się grać na gitarze. Mam ogólną wiedzę na temat gry na różnych instrumentach. Zanim zostałam tour managerką byłam inżynierem dźwięku, dzięki czemu wiem co nieco o brzmieniu, więc zarejestrowanie materiału demo nie przysporzyło mi większych trudności. 

Gdy miałam już gotową podstawę, wysłałam materiał do Emila Svenssona (perkusisty Watain), który nagrał partie perkusji. Nie byliśmy w stanie się spotkać z powodu covidu, więc wysyłaliśmy sobie pliki, budując w ten sposób utwory. Na początku Livgone był duetem. Nieco później, na etapie produkcji nagrań dołączył do nas Michał Kiełbasa (Whalesong, Lugola, Harmony Of Struggle, Grave Of Love). Jego wkład w brzmienie Livgone jest ogromne. To bardzo zdolny producent, który świetnie zna się też na aranżowaniu utworów. Wniósł naprawdę wiele, dokładnie wiedząc, jakiego brzmienia szukamy. Nie musiałam wiele tłumaczyć, komunikowaliśmy się wprost. Ostatecznie album brzmi dokładnie tak, jak wyobrażałam go sobie 2 lata temu, zanim do nas dołączył. To wystarczający dowód na to, że dopasowaliśmy się idealnie. 


MUAM: O tak! Wyczuwam, że jesteście bliskimi przyjaciółmi i rozumiecie się doskonale. 

Elise: To prawda, jesteśmy w stanie pracować wspólnie nad wieloma różnymi tematami i wszystko działa dobrze - każdy z tych projektów jest inny, ale pracując przy każdym z nich świetnie się bawimy, to bardzo bliska relacja. Trudno otworzyć się przed kimś, z kim nie czujesz się komfortowo. Z Emilem i z Michałem mogę rozmawiać o wszystkim, nie czując przy tym wstydu, by mówić o trudnych sprawach. Wiem, że mogą utożsamiać się z tym, co czuję, bo sami doświadczają różnych emocjonalnych zmagań. Nie mogę się doczekać, aż będziemy grać ten materiał na żywo - jestem pewna, że dla każdego z nas będzie to silne doznanie, że będziemy w stanie sięgnąć głęboko do tych skrytych emocji. Tak, rozumiemy się świetnie nie tylko muzycznie, ale czysto ludzko - to pełne dopasowanie.

 


MUAM: Czuję, że emocje skryte głęboko w środku wyraziłaś chyba najpełniej w tym najdłuższym utworze na płycie, "Hypoesthesia"...

Elise: Ta kompozycja jest w gruncie rzeczy o przejmującej pustce, o tym, że nie jesteś w stanie czuć absolutnie niczego. Był taki czas, że czułam się tak potwornie źle, że nie byłam w stanie czuć niczego. Utwór rozpoczyna się doom'owym ciężarem, który stopniowo prowadzi do lżejszej, ambientowej partii, w której gram na syntezatorach. Wyrażam w ten sposób dobitnie, że nie odczuwanie totalnej pustki, nicości jest lepsze niż ból. Ta niemal pięciominutowa ambientowo-floydowo-hałaśliwa partia jest muzyczną interpretacją pustki, by publiczność mogła postawić się w mojej sytuacji i niejako wniknąć w ten stan absolutnej nicości. Chyba jest wystarczająco długa, by to poczuć.



MUAM: Zdecydowanie! Z drugiej strony jest na "Almost There" niejako antagonistyczny pod względem ciężaru, moment bardzo... taneczny. "Dance So I Can" to bardzo miękka, płynna kompozycja, do której można się delikatnie kołysać, jak w tańcu...

Elise: Taniec jest mi bardzo bliski. Gdy słyszę muzykę zwykle kończy się to tym, że zaczynam tańczyć. Lubię niespieszne utwory, a także szeroko pojętą muzykę świata, która ma w sobie coś bardzo urokliwego. Wyobraź sobie taniec z serpentyną i ten powolny ruch - o coś takiego mi chodzi.

Tak naprawdę nie jestem w stanie śpiewać nie tańcząc - podczas koncertów Whalesong cały czas tańczę poruszając rękoma, to dla mnie naturalny stan. Tańczę też w teledysku do "Watching Them Feel", w ten sposób wyrażam poprzez ruch wszystko to, czego nie jestem w stanie wyrazić słowami. Taniec koresponduje z muzyką i połączenie tych dwóch artystycznych aktywności przemawia silniej do odbiorcy. 

W "Dance So I Can" wyobrażam sobie taki mroczny taniec towarzyski, coś bardzo starodawnego. Zawarłam w tym utworze klasyczny fragment, który skomponowałam wiele lat temu...


MUAM: Właściwie ten album to bardzo niepokojąca spójna historia...

Elise: To opowieść, której bohater zmaga się z silną przypadłością, która powoli, konsekwentnie go zabija. To proces, który prowadzi do śmierci. Ostatni utwór na płycie to tak naprawdę moment śmierci. Nazwałam tę płytę "Almost There" by podkreślić kierunek, drogę i cel, w którym postać zmierza. W "There" bohater dociera do celu, to koniec podróży. Ten taniec na płycie jest taką finałową, poetycką sceną, ostatnim momentem, w której postać chce wyrazić coś pięknego przed tym ostatecznym rozwiązaniem. To pożegnalny taniec. 



MUAM: Bardzo to piękne, bardzo poetyckie i bardzo prawdziwe, bo tak naprawdę wszystkie nasze działania ostatecznie prowadzą do śmieci czy tego chcemy, czy nie. Dlatego myślę, że warto czerpać z życia, póki je mamy jak najwięcej doświadczeń, starać się przeżyć je jak najlepiej, jak najpełniej. 

Elise: Tak, zdecydowanie. W chwili, gdy tworzyłam ten album nie byłam w stanie wyobrazić sobie tej pozytywnej strony. Nie miałam totalnie żadnej nadziei na przyszłość, myśli spowijały mi wyłącznie negatywne emocje, dlatego ten album ma tak silnie mroczny wydźwięk. Z drugiej strony dla mnie osobiście już sam fakt wydania tej płyty sprawia, że czuję się lepiej. Jestem już mentalnie w zdecydowanie lepszym miejscu, pojawiła się nadzieja, zdrowieję. Choć sam album nie pozostawia nadziei, chcę jednocześnie pokazać, że można uciec od tych ciężkich stanów, że można pójść naprzód i że jest nadzieja dla osób, które zmagają się z trudnymi chwilami w swoim życiu. 



MUAM: To bardzo ciekawe, co mówisz także z innej perspektywy, takiej przypadkowej osoby, odbiorcy, który patrzy z zewnątrz i może pomyśleć, że wszystko układa się świetnie, że masz wymarzoną pracę, w której się spełniasz, realizujesz marzenia, podróżujesz, żyjesz właściwie tak, jak chcesz.

Elise: Jest ogromna dysproporcja między tym, co przy tego typu pracy widać na zewnątrz, a tym, jak jest naprawdę. Wygląda to wszystko bardzo powierzchownie - trzeba się dobrze zaprezentować, zdobyć kontakty, nawiązać dobre relacje. Na zewnątrz jestem więc bardzo pozytywną, uśmiechniętą osobą. Radzę sobie z tymi wszystkimi wewnętrznymi zmaganiami w ten sposób, że zmuszam się, by iść naprzód i być w stanie zrobić wszystko to, co jest niezbędne w ciągu dnia. Natomiast gdy jestem sama, jest zupełnie inaczej. Pojawia się gigantyczna otchłań, przepaść między czasem, gdy jestem ekstremalnie zajęta i czuję się dobrze i chwilami, gdy mam niewiele do zrobienia. Właśnie w tych spokojniejszych chwilach wszystko wraca. 

Siedzenie w domu na kanapie przed telewizorem kilka godzin po powrocie z festiwalu, w którym brało udział sto tysięcy osób i wszystko się dobrze układało to doświadczenie ekstremalne. Odczuwam totalną sinusoidę emocjonalną, nieustanne wzloty i upadki emocji, ekstremalnie silne zmiany nastroju, z którymi bardzo ciężko sobie poradzić. Umysł, który dąży do tego, by zrównoważyć silną euforię naturalnie wpada w gigantyczny dół. Porównałabym ten stan do brania narkotyków, choć ich nie zażywam - mam na myśli silne skoki adrenaliny i emocjonalny kontratak stanów depresyjnych. 


MUAM: Zdecydowanie rozumiem, co masz na myśli, bo też takich stanów doświadczam. Ile czasu w roku spędzasz w domu, a ile w trasie?

Elise: Przez około 10 miesięcy jestem w trasie, resztę czasu w domu...

MUAM: Ojej, to straszliwie dużo...

Elise: Do domu wracam tak naprawdę na 2-3 dni, gdy się je wszystkie zliczy wychodzi około 2 miesięcy. To jednak nie jest czas, w którym nie pracuję - wciąż działam na komputerze, odpisując na maile przez cały dzień. Bardzo rzadko zdarza mi się taka przerwa z prawdziwego zdarzenia, bo lista rzeczy do zrobienia jest ogromna.

 


MUAM: Mówi się, że jeśli praca jest Twoją pasją, nie przepracujesz tak naprawdę ani jednego dnia w życiu. Rozumiem to, mam podobnie. 

Elise: Gdybyśmy nie lubiły naszej pracy, nie zmuszałybyśmy się do tego, Robimy to, bo kochamy cały proces, który prowadzi do celu. 

 

MUAM: To prawda. Zaczęłam się zastanawiać też nad tym, jak Twoja praca w branży muzycznej przełożyła się na Twoją artystyczną wizję, którą realizujesz w Livgone.

Elise: Myślę, że mając ogólną wiedzę na temat branży muzycznej będzie mi łatwiej dotrzeć z tą muzyką do publiczności niż zespołom, które zaczynają od zera i nie mają pojęcia, dokąd się udać, bez żadnej sieci kontaktów czy umiejętności odnalezienia tych właściwych osób, z którymi dobrze się współpracuje. Z pułapu administracyjnego bycie tour managerką może mi pomóc dotrzeć do celu, jednocześnie dając mi jeszcze większą motywację, by w ramach tego projektu zrealizować swoje artystyczne potrzeby.

Dbanie wyłącznie o inne zespoły bardzo mnie ograniczało artystycznie - oczywiście wciąż uwielbiam podziwiać je na scenie i pracować z nimi, ale ta sytuacja sprawia, że wciąż powracają do mnie myśli w rodzaju "przecież ja też mogę być na tej scenie". Uczyłam się muzyki od dziecka, mam wiele do opowiedzenia, a bycie mamagerką dodało mi odwagi, by spróbować swoich sił także na polu artystycznym. Pradopodobnie gdybym w tej branży nie pracowała, to marzenie zostałoby zduszone głęboko w środku i nigdy nie zostałoby zrealizowane. Zdecydowanie to dało mi siłę, by rozpoczać ten projekt.


MUAM: Tylko jak podzielić logicznie czas miedzy te wszystkie aktywności?

Elise: To faktycznie duże wyzwanie - dobrym znakiem jest to, że im mocniej angażuję się w swoją karierę, tym otacza mnie więcej osób, którym ufam, więc potencjalnie będę mogła oddelegować nieco pracy innym. To uwolni nieco czasu na artystyczne działania. Wiem, że w którymś momencie będę musiała kilka razy odmówić, ale czas pomyśleć o sobie. Jestem póki co na początku tej drogi, ale przyszły rok oraz kolejne lata będą prawdopodobnie tym okresem, w którym będę zmuszona znaleźć równowagę. Bardzo potrzebuję uwolnić nieco czasu na realizację marzeń - miło realizować marzenia innych, ale czas w końcu pomyśleć o sobie.

Mój zespół współpracowników stale się powiększa i jest jakaś nadzieja na oddech. Założyłam niecały rok temu Goetia Productions, firmę zajmującą się managementem, zapraszaniem zespołów na koncerty i produkcją wydarzeń. Zaczynałam sama, niedawno dołączyła do mnie Julia, która bardzo mi pomaga, w ubiegłym miesiącu jeszcze dwie osoby. Otaczają mnie ludzie, którym ufam i czuję, że nasza wspólna praca ma sens i że wkrótce będę mogła powierzyć więcej zadań osobom, które zastąpią mnie w trasie. Pracuję wśród przyjaciół i cieszymy się wspólnie tą pracą i mimo że pracuję non stop, to wciąż jest moja pasja. Odkąd zaczęłam się tym wszystkim zajmować, nie ma miejsca na nudę. Ciesze się tym, co robię. 

 


MUAM: To piękne i trzymam mocno kciuki za dalszy rozwój. Przyszła mi do głowy jeszcze jedna rzecz związana z branżą muzyczną - jak odnajdujesz się w niej jako kobieta? W porównaniu z okresem jeszcze sprzed kilku lat, gdy była to w dużej mierze branża silnie zdominowana przez mężczyzn jest teraz znacznie  większa równowaga, ale mimo wszystko wciąż jest jeszcz wiele pracy. 

Elise: Środowisko się zmienia i mam nadzieję przyczynić się do tych zmian w przyszłości. Staram się zatrudniać tak wiele kobiet ile jestem w stanie, bo wciąż w wielu przypadkach nie dostają szansy by się wykazać. Niestety nadal są w branży osoby, które blokują je przed zdobyciem niektórych zawodów. Sama doświadczyłam tego typu dyskryminacji kilka lat temu - zostałam odrzucona ze względu na to, że jestem kobietą, co jest bardzo nie w porządku i uważam, że w obecnych czasach nie ma na takie zachowanie przyzwolenia. 

Uważam, że trzeba udowodnić swoją wartość nie poprzez słowa, bo nie wierzę w debaty, nie są zbyt konstruktywne, lecz poprzez działania. Jak to zrobić? Po prostu musimy robić swoje, wykonać pracę najlepiej jak potrafimy, by ludzie dostrzegli, że została wykonana tak samo dobrze, jak gdyby zajęli się tym mężczyźni, a w niektórych przypadkach nawet lepiej. 

Warto dawać kobietom szanse, stwarzać możliwości. Uwielbiam z nimi pracować - wszystko przebiega płynnie, nie ma problemów z ego, są bardzo oddane swojej pracy, niekiedy silniej niż mężczyźni, bo mają świadomość, że taka szansa to naprawdę coś wyjątkowego. Dlatego dają z siebie wszystko. 

W dzisiejszych czasach osobiście nie odczuwam już tak silnej dysproporcji w pracy. Gdy zaczynałam było bardzo ciężko, ale udowodniłam już, że potrafię. Obecnie wiele zespołów i promotorów, z którymi współpracuję okazuje mi wiele szacunku i nie czuję, że byłoby inaczej, może łatwiej, gdybym była mężczyzną. Dostrzegają we mnie kobietę z doświadczeniem i umiejętnościami, doceniają moją wiedzę i dokładnie te cechy powinny być decydujące. Czuję, że jestem we właściwym miejscu i że fakt bycia kobietą nie jest w stanie mnie już powstrzymać przed niczym.


MUAM: Bardzo miło to słyszeć i mam nadzieję, że rozwój branży będzie zmierzał właśnie w tym kierunku - w stronę jakości i kompetencji. Dziękuję Ci za wspólny czas i do zobaczenia niedługo na koncertowym szlaku. 

Elise: Piękne dzięki i widzimy się niedługo! 


 
"Almost There" Livgone ukazuje się 22 marca 2024 nakładem Svart Records. 
Twórczość tria znajdziecie tu: https://livgone.bandcamp.com/
 
 
ENGLISH VERSION 

Despite creating music since childhood times, she was not sure if it's worth to share it with the world, being aware that her main and most important role in the music industry is to take care of artists. Of course she was definitely wrong - this modest and honest woman is a highly talented vocalist with a pure, delicate voice, composer and multiinstrumentalist. Elise Aranguren is a true artist - so sensitive, open minded and creative, simultaneously being a talented tour manager and sound engineer.

Living on a constant tour and taking care of such bands as Mayhem and Watain she decided to finally head for her own dreams and create her own music project with friends -Emil Svensson and Michał Kiełbasa. Livgone is up to release the debut album - Elise's personal story of a fight with the void and pain, expressed through emotional and eclectic music.

Where did the idea for the project came from? What's Elise sing about? Which band was a huge inspiration to share her story with the world? We've talked about the emotional storms, extreme mood changes, passion, the glow and the challenge of a tour life and the search for a life ballance. 

fot. Sharon Ehman


Między Uchem A Mózgiem: Hey, how are you? I'm so glad and grateful you've found time for me in your packed calendar and to-do list. I deeply appreciate. 

Elise Aranguren: Hi, thank you for the interest. I came back home for a few days, but I'm coming back on the road really soon...

MUAM: It's so good to be at home. I truly understand this feeling being in a constant move in the last two weeks  - travelling for concerts is a demanding and exhausting activity, but totally satisfying one. I also enjoy a moment for a breath now. 

Elise: Yeah, so nice to be at home, this is an amazing feeling. I've been missing it so hard and thinking about the upcoming days on so many tours planned for the next weeks I need to enjoy every day I can get here. 

MUAM: That's right. You're back from a small headline tour with Whalesong. How was it?

Elise: Yeah, it we went to play a few concerts – Wrocław, Budapest, Vienna, Dresden  - that was cool, really good ride.  It was a new thing for us – Whalesong played  outside of Poland for the first time, it was a memorable experience.  Will you maybe come to see the Bohren & Der Club Of Gore and Whalesong shows?

MUAM: Oh definitely, I'm going to see you in Gdańsk.

Elise: I’m looking forward to this, because it’s going to be a sold out show. Whalesong haven’t had such a big crowd before…

MUAM: Yeah, can't wait for this evening too. However for now let's leave the Whalesong music for a while, because it's time to talk about another band, your own personal one, Livgone - the experience you're also sharing with Michał. Would you like to tell me more about it?

Elise: Thank you so much for the interest in this, I deeply appreciate.



MUAM: Honestly, straight from the heart - it's a true pleasure. I've listened to this record a few times and each one was a deep, emotional, dark, mysterious journey. It's really hard to simply define it, it's exceptional. 

Elise: Most people say it’s hard to compare it to anything else. It brings a parallel to some other artists, but at the same time people have difficulties to put it in a let’s say gender of music. It’s at the crossroads of a lot of different music directions and personally I can’t really put it under one cathegory  - there’s a bit of doom, some ambience, some melodies …. 



MUAM: Exactly, it's somewhere in between many genres and directions. There is really no need to try to classify it from my point of view…

Elise: Yeah, for sure and that’s even better that you cannot label it in my opinion. 



MUAM: Music are emotions, that’s what the most important in music…

Elise: That’s what the whole project is about – emotions and something raw. I didn’t even need to think about how I wanted it to sound like – these melodies were stuck in my head when I was having a hard time overthinking in my own bubble. The sound is on the other hand just a result of the three of our personalities mixed with my life experiences and the melodies, but it’s definitely 100 per cent raw - we were not trying to copy anything specific, so it’s all about emotions as you’ve mentioned.

MUAM: That's true - it's an original piece of art, but while listening to your music one particular band came to my mind – GGGOLDDD – of course I mean the honesty in sharing a personal story by Milena and You, not the music direction.

Elise: Yeah, cool! (with a huge excitement). There is something for sure, because GGGOLDD's music is for me like a huge door opening – I find it very inspiring, I feel a lot of emotions when I listen to their music. It's one of the bands that motivated me to start this journey. I felt like I could be helped by their music and  thinking if this can help me maybe my music will also be a kind of lifebuoy for other people who’ve gone through either the same struggle or different sort of pains because they all have so much in common and finally it's the same type of subject – we both talk about traumas, personal experiences, feelings of loneliness and not knowing how to cope with pain in general. I feel really close to the music GGGOLDDD do in general and that’s actually a big compliment to me that you've noticed the bridges between Livgone and GGGOLDDD.

 

MUAM: It's was a natural match for me, I also love this band.

Elise: One big dream for me would be to do a tour together with them – I feel this would make a lot of sense for the audience because we would probably end up with the same type of listeners – a little bit still metal but very alternative, open minded and close to their emotions. 

 

 

MUAM: Definitely, I can imagine this tour as a very interesting one. If we talk about emotions I'd like to ask you for some more details about the idea for Livgone and the inspirations for the project.


Elise: The idea came from the same personal experiences. During covid I of course stopped like all of my actvites, I was locked down for about one year and a half, like everyone. 

All my life I’ve been making music for myself without never really showing it to the world, because I thought that my role was to take care of artists. During the pandemic I found myself with a lot of stuff to say - I usually am very busy and I don’t even have time to think about myself, my pains, my struggles.  Then it was just me, no one else around so I all of a sudden was overwhelmed with emotions - mainly very negative ones, because they have been piling up for years without me being able to express them, because I have a role in my job where I can’t really talk about myslef. I need to be on top all the time, I need to represent others and should be the one feeling well and ok in fact constantly.

All of a sudden it all came up - everything exploded and I was going through some very rough times. The only way for me that was kind of easing a little bit of pain was to sing in my room very simply, in front of the piano, putting together some chords and notes - I'm not very good with words when it comes to telling how I feel, I’m getting better with time but at that moment I was stuck and felt the only proper way is to express all of this through the sounds and melodies. It was a therapy for me and this is where the project comes from. 

It was a personal therapy and a way to express to the people very close to me, what I was going through and how I feel. It helped me so much to get out of a dark place Like I was saying earlier, if all this could help me, maybe it can be some kind of therapy for the others. It was all possible thanks to GGGOLDDD and the band Warning, mainly talking about feelings of depression and loneliness - the feelings I've been facing a lot.



MUAM: Do you feel better after releasing all those emotions, a bit more free from them now? 

Elise: Yeah, these days I feel I can cope up with a lot of emotions I couldn’t manage to years ago. I learned how to accept those feelings mainly and I'm aware that life is not only made out of them, but also of the good and positive events. It's all about the ballance, but I still struggle with a lot of stuff. However now, while the doors are open for me to write music I think I've found the place where I may put all of my darkness. That actually could help me to appreciate the positive moments as well. 



MUAM: Yeah, life is all about the ballance and being conscious about it really helps to get through the whole spectrum of events in life. You've mentioned that you've created this album at home. Which instruments do you play and which ones were used on the record?

Elise: I started to play the piano when I was a kid. I have like a classical and jazz education, which gave me a good music theory background. I self-taught the guitar. In fact I have a general knowledge of playing very basic instruments, so I was able to do the demos on my own. Before I became a tour manager, I used to be a sound engineer, so I know how to  record myself.

Having the music and sound knowledge in general helped me to create my own demos very easily. When I had something to start with I’ve sent it to our drummer Emil Svensson (from Watain) and we started the process of recording drums. We couldn’t see each other because of covid, so we were sending the files back and forth, building up the tracks. It was only the two of us in the beginning and much later in the process, actually when we needed to record the whole thing Michał came in. 

We asked him to join full time, because his input on the music was so huge and his producing skills are enormous. He was also very good with arrangements, finding the right sound. We could speak to each other clearly - he understood our needs perfectly. The final result of the album is exactly what I had in mind and what I was picturing 2 years before he joined - this is the proof that he’s the right match for this project. I’m so happy he joined. 



MUAM: You are best friends, understanding each other on every level - I can feel it.


Elise: That's true, we are able to work on anything together. We do work on like 1000 different projects and this is going well  - all of them are different, but we so much have fun in the process and this is a human experience as well. It's hard to express all of this, but you know - it's truly difficult to open up to someone you don’t feel comfortable with. Emil and Michał are the ones who I can speak to about anything, not feeling ashamed to talk about hard stuff. I know they’ve been going through some rough times themselves, so they can relate to a lot that I want to express and that I’m talking about. I actually  can’t wait for us to play this material live - I know that we will all individually be able to go somewhere deep inside and reach those feelings that we all felt one day. It's a pure match - a trio of friends on a human level. 

 

MUAM: I feel you've expressed the emotions in a deepest way in the longest composition on the album, "Hypoesthesia"...

Elise:  This song is about the void basically, not being able to feel anything – at some point I was feeling so bad, that I was not able to feel anything. It goes from a very intense doom track to the final - where there is just me and synths - the despair of me telling that nothingness is better than pain, so I’m heading for nothingness. To proove it I've created something like five minutes of Pink Floyd -ambientish 70s noise - I tried to recreate the void that I had in mind when I could not feel anything. To put the audience in my shoes I made it long enough for a listener to feel it and experience it until the end.


MUAM: Definitely. On the other hand there's somehow antagonistic track on "Almost There", considering the heaviness,  a moment for a dance... "Dance So I Can" is a soft melody with a flow you can sway to, like in a dance...

Elise: I feel very close to dance in general. When I hear the music I always end up dancing. I like slow sounds, also the world music where everything is a little bit enchanting. I can picture something like a serpent in my hand, moving really slow. 

There is no way I can sing without dancing for example – as you see during Whalesong shows, I’m constantly moving my arms cause that's the natural rhythm for me.  On the video clip for ‘Watching Them Feel” I am also dancing, because it’s a way of expressing the body and of saying a lot of things when you can't find the right words, exactly like music. For me those two activities are complementary - these are the ways of expressing yourself at the same time, thanks to them you can get to a lot of emotions, something that really speaks to people.

In fact in this dance song at the end of the record, I was picturing sth like a ballroom dance, something very oldschool, there’s a piece of classical music that I wrote long time ago too. 


MUAM: In fact the whole album is a very moving, disturbing, coherent story... 

Elise: The whole album is a concept album with a character going through a disorder so strong that is basically slowly killing him - it’s about a process leading to death in the end. The album is called „Almost There”, because that’s a direction, that’s where the character aims for. "There”, the final track is the death itself – that’s the end of the journey. This dance for me it’s like a final ballroom dance, the last moment of poetry and expression before slowly dying. It's a goodbye dance. 




MUAM: That's a very poetic and beautiful explanation, but in fact everything in life is finally leading to death.  I feel the point is to take everything you can from life and live it the best you can. But I can imagine in that moment it was kind of hard to keep this in mind…

 
Elise: Yes, definitely. The moment I wrote this, I definitely couldn’t see that happening. I had zero hope for the future, that it was like pure negativity and despair, so the album is extremely hard.

 But  the fact of releasing this and feeling in a better place now is a hope itself. I’m releasing it all at a point I’m feeling better in my life, talking a lot about recovery and how this helped me. At this moment  I'm not in this dark place anymore - I want to show that you can get away from it and feel better even if the album itself leaves zero place for hope. 


 
MUAM: That’s really interesting what you say, because a random person can think you are living a kind of dream life, you do what you want, you travel, you are kind of your own boss, seeing so many bands on stage, working with them...

Elise: It’s a huge difference between what people see and what this work actually is. It stays very superficial - at work you have to present good, make contacts,  be in good human relationships. On the outside I'm a very positive and smiling person - that’s how I cope up with my struggles, that’s how I force myself to get out of them, go forward and be able to do everything that I need to do during the day. 

However when I’m alone it’s definitely different. The extreme abyss and mood change occurs between the moments I am very busy and feeling well and the ones I’m not busy at all – that’s when everything comes up. It’s so extreme being at home on the couch in front of the TV the day after being at the festival for 100 000 people. Everything’s going well in a few hours there's this drastic change.
It’s a total sine wave, constant peaks and downs and this is super hard to cope up with. I’m trying to find  a ballance in between to make this a little bit more flat. That's how the brain tries to ballance it out - the huge ups come with enormous downs of adrenaline. I think it’s a little bit like when you take drugs and then you have this counterback – it fires back at you. I don’t take drugs, I can’t relate but feel it’s kind of similar.

 

MUAM: I see what you mean, in fact I have some kind of mood switches too. How much time do you spend on tour in a year?

Elise: I'm on tour for about 10 months, the rest of time I'm at home...

 

MUAM: Oh my, it's really a lot...

Elise: When I’m home, I’m home for 2 or 3 days, that’s it, and if you put them together you end up having two months off and those 2 months are not really off in a sense of work – I’m still working on my computer all day long, I rarely have a proper break. Now I just got back home yesterday, I’m suppose to rest but I started at 8 in the morning and be already 5 hours of work emailing  - a „to do list” is so long, so I rarely get to rest.



MUAM: People say if you do what you love you don’t work actually, so it’s a kind of dream life. I can relate, because I work all the time too. 

 Elise: We would not be working all the time if we did not like it and wouldn’t force ourselves to do so. We do that because we’re really enjoying the process 

 

MUAM: So true. I was wondering how your work in the music industry as a technician and tour manager corresponds with your artistic vision. 

Elise: I guess, having the knowledge of the general music industry helps me or will help me to evolve with Livgone hopefully much faster than a band starting and not knowing where to go, not having any network and not even knowing how to surround themselves with the right people. On the administrative level being a tour manager will help me a lot to go somewhere with Livgone and it gives me even more motivation to put all of the creation and artistic things I have in mind into the band because I have been so restricted for years only taking care of other artists – at some point I love seeing them on stage and I love working with them so much, but it creates this wheel of myself feeling like „I can be up there myself too”, you know. 

 I’ve learned music since I’m a kid, I have a lot of things to say, so being a tour manager have definitely triggered the fact that I thought I need to dare doing this. Probably if I wasn’t working in the music industry this would only be a wish buried like very deep inside that I would never bring to life, so let’s say it gave me the strength to actually start the project . 



MUAM: But how to share time between those activities?

 Elise: That’s a different problem. That’s definitely a big problem  - the good thing is the more I evolve into my career, the more I am surrounded by a team that’s growing so I get to delegate more and more work to people, to relieve a little bit of free time for me to also do some stuffe as an artist. At some point I know that I would need to say „no” to a few offers too if I want to put myself first. 

I’m just at the starting point, but the next and the upcoming years will probably be the ones for me to find the right ballance. I definitely want to free some time for my own dreams. It's great to help people with their dreams, but I also need to think about myself and I am ready to do it of a little bit for once. 

A team around me is slowly growing. I created Goetia Production about less than a year ago which is a management, booking and production company. When I started this I was alone and then Julia joined me - she helps me so much, I love her. Since the last month we have 2 more people – it’s taking just this huge turn, we’ve been existing for a few months. I can feel that this is going to go somewhere. I feel I would slowly be able to give more jobs to people I trust to replace me on the road as well. 

We do some proper management jobs, but also enjoy the network we’re building up to benefit Livgone and Whalesong at the same time, to create opportunities for these bands. We are all working between friends, I know all of them so well and we’re having fun together, so even if I work all the fucking time it’s still a passion and it’s never been boring since I started. I’m enjoying everything I’m doing. 



MUAM: That's really beautiful and I keep my fingers crossed for you. There's one more thing connected with the music industry I'd like to ask you - how do you feel in this environment as a woman? I feel it’s slowly changing now, but it’s mostly still a male environment and there's a lot to do to make it all equal.

Elise: it’s changing and I’m hoping to be one of the factors to change it in the future, because I am working on hiring as much woman as I can, because they are not being given all the opportunities. Some guys are still blocking them from accessing certain jobs. I have lived this myself  - I was  pushed away because of being a woman and this is very unfair. Here in 2024 there’s no space for this kind of behaviour anymore. 
For me the right way is just to prove not by words (I don’t believe in debates, I don’t think that they are very constructive, that has been shown many times), but by actions that we are worth it to be trusted. We just need to get there and do the work that needs to be done and once it’s done people see that it was done as good as a man could have done it or sometimes even better. 

How to do the actions? By giving these opportunites to women. I love working with them – things are smooth, there are no problems with ego. I find that they are extremely devoted to their work - even more than men, probably because they are aware of the very special jobs that they have and being just the few ones being able to access them, they work their asses even more than guys. 

Today I myself personally don’t really feel the gap when I work anymore. When I started it was hard but now I made my proofs, I feel a lot of respect coming from the bands and promoters I work with and I don’t feel any different as if I was a guy. Today I feel that they don't just see the woman in me but all of my history and my competences and this is exactly what should be seen. I feel at a good place and being a woman is not stopping me anymore from going anywhere today.


MUAM: That's really good to hear and I deeply hope that the development will be heading in this direction in the future - taking into consideration the quality and competences. Thank you so much for this special time and see you soon on the road! 

Elise: Thank you so much and see you soon!


 
"Almost There" Livgone is out on 22nd March 2024 by Svart Records. 
You'll find the music here: https://livgone.bandcamp.com/