wtorek, 7 listopada 2023

Furia, Zamilska, Owls Woods Graves, Krzta - Gdańsk, B90, 5.11.2023 [GALERIA ZDJĘĆ]

Black metal, techno, punk i sludge - cztery zespoły na jednej scenie i cztery różne podejścia do muzyki mrocznej, nieoczywistej i tajemniczej - tak było w niedzielny wieczór w gdańskim B90, gdzie odbył się finał pierwszej części wspólnej trasy Furii, Zamilskiej, Owls Woods Graves i Krzty. Była to gratka dla otwartych odbiorców, którzy postrzegają muzykę przede wszystkim pod kątem emocji, nie kategoryzując jej w żadnych ramach.

 

 

 

 

Obezwładniająca potęga gitarowego riffu, perkusyjnego blastu i elektronicznego beatu, choć może wydawać się to mało możliwe, mają ze sobą wiele wspólnego, szczególnie w koncertowej odsłonie. Ta moc i atmosfera jest w stanie trafić do publiczności ponad gatunkowymi podziałami i obalać stereotypy. Najpiękniejszym na to dowodem był koncert w minioną niedzielę, na którym miłośnicy blastów i growlu tańczyli jak w transie do mrocznej muzyki proponowanej przez Zamilską. Artystkę powitało kilkaset uśmiechniętych i otwartych osób, a po intensywnym występie żegnały ogłuszające owacje, w wyniku których wyraźnie wzruszona mistrzyni klimatu kłaniając się publiczności uroniła kilka łez. Ten piękny, pełen energii industrialny set, opatrzony hipnotyzującymi wizualizacjami był tak szczery, że nie sposób było przejść obok niego obojętnie. Był wręcz jednym z najjaśniejszych punktów wieczoru - bardzo odkrywczym, świeżym i wciągającym.

Tak naprawdę każda z czterech muzycznych odsłon tego wieczoru była wyjątkowa. Szczerością już na starcie rozbroiło trio Krzta, serwując dopracowane, wysmakowane, niemal matematyczne dialogi gitary, perkusji i basu, nasycone emocjonalnym, przeszywającym do szpiku kości wokalem. Szkoda, że ten występ był tak krótki. Nadrobił za to nieprawdopodobną intensywnością, która w industrialnej przestrzeni B90 - miejscu wręcz idealnym dla takiej muzyki - zwielokrotniła się kilkukrotnie.

Istne szaleństwo rozpętało się pod sceną w trakcie występu Owls Woods Graves, podczas którego mrok spotykał punkową bezpośredniość. Chuligańska estetyka siała spustoszenie i trafiała ciosem w uszy i serce raz za razem, tych bardziej aktywnych skłaniając do kręcenia młynków pod sceną, zaś zwolenników nie obijania się o innych uczestników koncertu do głośnego skandowania i pełnych pasji okrzyków. Liczyło się tylko tu i teraz. 

Furia, choć uznana za headlinera wieczoru, prezentując się po trzech fantastycznych występach łatwego zadania nie miała. Nie o to jednak chodziło, by wykazać się niesamowitą interakcją z publicznością, zagrzewaniem do wspólnych śpiewów, oklasków czy zabawy. Liczyła się muzyka, liczył się klimat, liczyły się przede wszystkim emocje. Furia oddaje w minimalistyczny, ale bardzo skuteczny sposób trudy codzienności, duszny, mroczny klimat górnośląskiego hutniczego krajobrazu i przejmujący smutek, bezradność. Podkreśla to wycofany wizerunek członków zespołu, którzy po prostu wychodzą na scenę i robią swoje, zasypując publiczność potężnym, mrocznym brzmieniem, które wbija w klubową podłogę, zamurowuje, skłania do refleksji, podkreślane oszczędnymi, ale bardzo trafnymi tekstami Nihila. To bezkompromisowe podejście ma naturalnie swoich zwolenników i przeciwników. Jest bez wątpienia jednak w stu procentach szczere. Tu nie ma udawania, silenia się na niejednokrotnie sztuczne tworzenie wspólnoty z fanami - liczy się sztuka i mocny, bezpośredni przekaz. Nie ma gwiazd, jest prawda. Wszyscy jesteśmy ludźmi z krwi i kości - nikt nie jest z jakiegoś powodu lepszy czy gorszy - jesteśmy równi, przynajmniej w kontekście tych najważniejszych, kluczowych spraw. Wszyscy rodzimy się, żyjemy i prędzej czy później umieramy. Tak naprawdę niewiele różnimy się od naszych przodków, bo wciąż popełniamy te same błędy i niekoniecznie się na nich uczymy. Liczy się to, co tu i teraz. Właśnie o to powinniśmy najbardziej dbać. 

Ten niespełna półtoragodzinny, przekrojowy koncert obejmujący zarówno nowy album "Huta Luna", jak i starsze nagrania, wszystko to udowodnił, utwierdzając w przekonaniu, że są sprawy ponadczasowe i wiele pośrednich, drobnych kwestii jak np przynależność gatunkowa w przypadku muzyki, nie mają żadnego znaczenia. Nie ma też większego znaczenia to, czy podobał wam się ten koncert czy też nie. Liczyło się to, by go doświadczyć, wsłuchać się w to, co działo się na scenie, a jeszcze bardziej wsłuchać się w swoje wnętrze, w siebie i być może coś zrozumieć - coś, co wpłynie na wasze postrzegania świata, życia, siebie wzajemnie. Tak, to był bardzo cenny wieczór - dla wszystkich, którzy przyszli, "znaleźli, wniknęli, zrozumieli i zniknęli" - niezależnie od tego, kim są, co robią na co dzień, z czym się zmagają.


KRZTA
















































 

OWLS WOODS GRAVES
































































ZAMILSKA
































FURIA