sobota, 12 marca 2022

A Place To Bury Strangers - Warszawa, Pogłos, 11.03.2022 [GALERIA ZDJĘĆ]

Ogłuszający ryk gitar, wypełniona po brzegi duszna klubowa sala, porażające światła stroboskopowe, kłęby dymu i nieprawdopodobna energia -  każdy, kto miał okazję w swoim życiu doświadczyć choć raz koncertu A Place To Bury Strangers, ten nie zapomni tych emocji do końca życia. W miniony piątek miałam szansę przeżyć je po raz drugi i było to równie intensywne doznanie, jak za pierwszym razem, siedem lat temu w sopockim klubie Sfinks 700. 


 


Trio dowodzone przez Olivera Ackermanna nie bez powodu uznawane jest za najgłośniejszy zespół w Nowym Jorku i jeden z najgłośniejszych zespołów świata - ściana dźwięku, którą generują muzycy podczas koncertów potrafi obrócić w pył niejedno miejsce i porwać do szaleństwa. Tak też stało się w warszawskim klubie Pogłos, którego wnętrze niemal drżało od obezwładniającej energii, przesterów i sprzężeń. Nieduża, piętrowa przestrzeń wypełniła się w piątek po same brzegi - koncert został wyprzedany do ostatniego miejsca, a dochód z wydarzenia został przeznaczony na pomoc walczącym o wolność Ukraińcom.

Małe, kameralne koncerty mają swój niesamowity klimat, to nie ulega wątpliwości. Brak fosy i niewielka scena umożliwiają zespołom bezpośredni kontakt z fanami. Nie inaczej było i tym razem - wzajemne uśmiechy, przybijanie piątek, czy wreszcie niespodziewane zejście do publiczności całego składu w środku koncertu, by nawiązać jeszcze bliższą bezpośrednią relację. Takie gesty budują atmosferę i sprawiają, że wieczór staje się niezapomniany. Były śpiewy, wiwaty, tańce do upadłego, nieokiełznana radość i dużo bezpośredniości, której sprzyjała niemal całkowita ciemność, rozbłyskująca co jakiś czas stroboskopowym światłem i poświatą wydobywającą się z trzech projektorów.

Zespół zagrał w nowym składzie, w którym stworzył razem EPkę "Hologram" i nowy album "Sea Through You", o którym rozmawiałam z Oliverem w lutym (wywiad). Do artysty dołączyli Sandra i John Fedowitz, grający odpowiednio na perkusji i basie. Półtoragodzinny, przekrojowy set wypełniły kompozycje z nowszych i starszych wydawnictw, jak "Ocean", "Deeper", "Straight" czy "Never Coming Back". Noise, hardcore, shoegaze, post-punk, psychodelia - wpływy różnych muzycznych światów mieszały się i łączyły w ekscytujące, bardzo intensywnie nasycone emocjami kombinacje. Każda kolejna wywoływała jeszcze większy aplauz szalejącej publiczności. Było to jeszcze jeden dowód na to, że dobra muzyka nie zna stylistycznych granic, a kluczem do sukcesu jest stworzenie relacji z fanami i własnego niepodrabialnego brzmienia.

Zrobienie zdjęć w tych bardzo energetycznych, chwilami ekstremalnych warunkach było nie lada wyzwaniem. Mam nadzieję, że ich charakter oddaje atmosferę wieczoru :)