czwartek, 25 czerwca 2020

Lamb Of God - Lamb Of God (19.06.2020)

Lamb Of God - Lamb Of God

Są na scenie od 1994 roku i przeżyli razem wiele różnych sytuacji, w tym zmiany w składzie i zawieszenie działalności. Na swojej ósmej płycie Lamb Of God pokazują, że wspólne granie im się jeszcze nie znudziło, a nowe kompozycje są co najmniej intrygujące. 

Trzon grupy pozostaje od początku działalności ten sam, dzięki czemu utwory zachowują charakter. Album wchodzi w umysł od pierwszego odsłuchu dzięki mocnej podstawie riffowo-blastowej. Jest równo, energetycznie i bardzo spójnie.


Niski, wyrazisty, mrożący krew w żyłach głos Randy'ego Blythe wciąż nadaje muzyce Lamb Of God głębi. Dobrze słucha się jego ekspresji wokalnej i wyraźnego growlu, dzięki czemu przekaz tekstów jest jasny. Jak przystało na grupę mają zabarwienie polityczne, religijne i społeczne. Opowiadają o zniszczeniu i bolączkach współczesnego życia, poddając w wątpliwość jakość i prawdziwość otaczających nas informacji, wzywając do przebudzenia się z letargu i stanu zawieszenia. Dużo tu emocji. Wnikliwy słuchacz znajdzie tu sporo odniesień do rzeczywistości.

W "Memento Mori" tajemnicze refleksyjne fragmenty przeplatają się z galopadami, pozwalając na chwilę oddechu. "Checkmate" rozpoczyna się świetną gitarową solówką. Później wjeżdżają riffy. To świetny utwór do handbangingu. Mocno i bezkompromisowo jest też w kolejnym, szybkim "Gears". Przystępności dodają mu chwytliwe refreny, a napięcie równoważą gitarowe przejścia.  Groźnie i tajemniczo jest w "Reality Bath" z ważnym tekstem. Szaleństwo powraca w "New Colossal Hate". W "Resurrecion Man" wprowadzają dzwoneczki, później jest już ostro. 

W kolejnych fragmentach pojawiają się goście - w "Poison Dream" James Jasta z Hatebreed, w "Routes" zaś Chuck Billy z Testament. Świetnie brzmią tu chórki. Album kończą dwa mocne akcenty ze zmianami tempa - emocjonalny "Bloodshot Eyes" i rozpędzony "On The Hook".

"Lamb Of God" to fantastyczny materiał do natychmiastowej pobudki i porannego rozruchu. Trwa trzy kwadranse, czyli akurat tyle, żeby zaintrygować słuchacza i nie zamęczyć nadmierną intensywnością. Sprawdzi się jednak także o innej dowolnej porze, bo dobrze się do niego ćwiczy, skacze, czy wykonuje jakieś inne czynności wymagające sporej dawki energii. Świetnie słucha się go także z perspektywy kanapy, choć po kilkunastu minutach i tak porywa odbiorcę do rytmicznego machania głową. W sumie na jedno wychodzi - przy tej płycie nie da się spokojnie usiedzieć.

80%

Posłuchaj fragmentu: Lamb Of God - Memento Mori