wtorek, 31 marca 2020

Zaginione płyty 2020 - STYCZEŃ - MARZEC

Niepostrzeżenie skończył się pierwszy kwartał 2020 roku - nie do końca taki, jaki większość z nas sobie wyobrażała, szczególnie podczas swojej marcowej odsłony. Na szczęście przyniósł mnóstwo muzycznych doznań z przeróżnych stylistyk i jak zwykle nie o wszystkich, o których chciałam, zdołałam Wam opowiedzieć. Jeszcze niedługo pojawi się kilka marcowych propozycji w ramach soundrive (możliwe, że tutaj także). Tymczasem zapraszam na przegląd: 

 




SOUNDRIVE

Envy - The Fallen Crimson

Polica - When We Stay Alive

Sightless Pit - Grave Of A Dog

Wacław Zimpel - Massive Oscillations

Thy Catafalque - Naiv

Bohren & Der Club Of Gore - Patchouli Blue

Algiers - There Is No Year

Byty - 2EP

IAMX - Echo Echo

Lor - Sunlight EP




Pet Shop Boys - Hotspot (27.01.2020)


Muzyka pop to zawsze trudny temat do wszelkich rozmów, opisów i wypowiedzi - niby uniwersalna, przystępna i strawna niemal dla każdego, a tak naprawdę trudna do jednoznacznego zdefiniowania, bo różnorodna w zależności od epoki, w jakiej powstawała. Ta z końca lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych miała swoje klawiszowe, balladowo-taneczne oblicze, nasycone jednak pokaźną dawką nostalgii i mroku. Wierni tej konwencji wciąż pozostają Pet Shop Boys. "Hotspot" to czternasta płyta zespołu, tradycyjnie o tytule jednowyrazowym. Są tu nagrania do tańca, jak i do refleksji, wszystkie zaśpiewane z tą samą pasją, którą znamy z hitów, na czele z nieśmiertelnym "It's A Sin". 

Mimo upływu lat i zmieniających się muzycznych upodobań Neil Tennant śpiewa z taką samą lekkością, jak kiedyś, a partie klawiszowe Chrisa Lowe'a wchodzą w głowę jak dawniej. To połączenie tradycji i współczesnych trendów, których przykładem jest udział Years & Years w "Dreamland". Albumu słucha się bardzo dobrze w całości, a poszczególne kompozycje przywołują uśmiech i wspomnienia minionych czasów. Propozycja dla tych, którzy lubią wracać do wspomnień.

Sepultura - Quadra (7.02.2020) 


Wielu wielbicieli metalowej klasyki narzeka, że po odejściu Maxa Cavalery Sepultura stała się wręcz "niesłuchalna". Mam jednak wrażenie, że takie nieco stereotypowe przekonania należy poddawać własnym analizom i wyciągać wnioski nie zważając na opinie innych. Tak się składa, że nowa płyta Brazylijczyków to bardzo dobry materiał. 

To świetny album na poranną pobudkę, lecz także taki, który sprawdzi się o dowolnej porze, gdy brakuje energii. To równa, spójna płyta pełna wyrazistego growlu, chwytliwych gitarowych riffów, bezkompromisowej mocy i sporej dawki melodii. Słucha się go w całości bardzo dobrze. Wydawnictwo zostało dopracowane w najdrobniejszych szczegółach - technicznie, aranżacyjnie i kompozycyjnie. Są ciekawe rytmy, fajne solówki, trochę orientalizmów, a nawet pojawia się chór. Ta różnorodność sprawia, że album się nie nudzi i z każdym kolejnym odsłuchem zachęca coraz bardziej, by sięgać po niego jeszcze częściej.

Blaze Of Perdition - The Harrowing Of Hearts (14.02.2020) 


Piątka muzyków z Lublina wraca z nowym, świetnym materiałem. Ciężar równoważy tu urzekająca melodyjność. Płyta jest chwytliwa, dzięki czemu ma szansę trafić do uszu nie tylko miłośników metalu. Nieco rozbija atmosferę umieszczenie w połowie albumu utworu w języku polskim w otoczeniu angielskich, jednak nie jest to duży kłopot - całość brzmi spójnie, urzeka mrocznym klimatem i angażuje gitarowymi riffami.





Marjana Semkina - Sleepwalking (14.02.2020) 


Miłośnicy wyrafinowanego rocka i progresywnych pejzaży znają ją ze współpracy z Glebem Kolyadinem w ramach Iamthemorning. Artystka pozazdrościła przyjacielowi solowej płyty i postanowiła wydać własny album. Utrzymany jest on w bardzo podobnym klimacie, do jakiego wokalistka przyzwyczaiła w macierzystym zespole - właściwie jedyną różnicą jest tu brak wyrazistych partii fortepianu. Są instrumenty smyczkowe, ulotne, eteryczne ścieżki wokalne, niewesołe, charakterystyczne dla poetyki Marjany teksty, trochę gitarowej chwytliwości i po prostu fajne, przyjemne piosenki. Pozycja obowiązkowa dla fanów rosyjskiego duetu, lecz także materiał wart uwagi słuchaczy, który upodobali sobie artrockową stylistykę.

These New Puritans - The Cut 2016-2019 (14.02.2020) 


Wciąż mam w pamięci doskonały występ Brytyjczyków na ubiegłorocznym Halfway Festivalu, gdzie zachwycili mnie unikatowym połączeniem eteryczności i mroku. Rok po wydaniu doskonałej "Inside The Rose" wracają z siostrzanym, tym razem kompilacyjnym wydawnictwem. 

Znajdziecie tu zarówno niepublikowane wcześniej nagrania, jak i nowe aranżacje znanych utworów brytyjskiego zespołu z lat 2016-2019 - jedne bardziej, inne mniej zbliżone do tych zamieszczonych na płytach. Jest mrocznie, eterycznie, a partie elektroniczne przeplatają się z brzmieniem instrumentów smyczkowych, fortepianu, perkusji i wibrafonu. To zbiór fragmentów orkiestrowych, fortepianowych miniatur i remiksów, w których wspomogli zespół przyjaciele i współpracownicy - Ossian Brown z Cyclobe i Coil, Andrew Liles z Current 93 i Scintii - tajwańska piosenkarka i producentka, która śpiewała też na "Inside The Rose".

Te dziewiętnaście utworów to pozycja obowiązkowa dla fanów These New Puritans, lecz także fajny przegląd twórczości grupy dla tych, którzy nie mieli dotąd okazji zapoznać się z nią bliżej. Warto sięgnąć po całość przynajmniej kilka razy.

Dola - Dola (17.02.2020) 


Pewnie niewielu jest słuchaczy, którzy o nich słyszeli, bardzo prawdopodobnym jest jednak, że wkrótce się to zmieni, bo to zespół, na który zdecydowanie warto zwrócić baczną uwagę. Pisał już o nich obszernie Soundrive, ale nie zaszkodzi dodać kilku słów od siebie. Dola ucieka od klasyfikacji łącząc ambient, metal, jazz i polskie teksty w bardzo ciekawą dźwiękowo-liryczną podróż. 

Debiut zespołu z Torunia to bardzo obiecujące wydawnictwo, ukazujące potencjał zespołu zarówno na polu black metalowych galopad, doom'owego ciężaru jak i muzyki eksperymentalnej i atmosferycznych akustycznych fragmentów. To płyta, której warto posłuchać w całości, by doświadczyć tego nieco niepokojącego, tajemniczego klimatu. Spodoba się fanom ARRM, Amenry i różnych mniej znanych post-metalowo-ambientowych wydawnictw.

Seasonal - Irreversible Damage (21.02.2020) 

 

Maciej Sochoń to człowiek-orkiestra. Gra na różnych instrumentach, komponuje i śpiewa. Efektami swoich działań dzieli się w ramach projektu Seasonal. Niedawno opublikował dziesiąte wydawnictwo, jak zawsze bardzo malownicze i przyjemne w odbiorze.
To emocjonalna podróż w świat post-rockowych i ambientowych pejzaży zabarwionych shoegaze'owym "smutkiem" i popową lekkością. Pełna uroku, melancholii, budząca wspomnienia. Taka, która może towarzyszyć przy codziennych zajęciach, lecz równie dobrze stanowić samodzielną podstawę do relaksu i refleksji. To muzyka dla wrażliwych odbiorców. Tym razem tematem albumu są szkody, których nie da się już odwrócić, czy to w kontekście kondycji środowiska naturalnego, czy relacji międzyludzkich. Te dźwięki dają jednak nadzieję, że nie wszystko stracone i w dobie konsumpcjonizmu i pędu donikąd jest jeszcze miejsce na uczucia, refleksję i zachwyt nad pięknem.

Electric Feat - Electric Feat (24.02.2020) 


Rock and roll nie umarł! - taki wniosek można wysnuć po wysłuchaniu debiutanckiego albumu Greków z Electric Feat. Taneczne, chwytliwe rytmy z nutą psychodelii świetnie sprawdzą się w ponure dni, by podnieść nieco na duchu. Dr Nanos, Madam Manthos, Prins Obi i The Tree wiedzą, jak porwać do radosnego podrygiwania i zatrzymać słuchacza przy głośniku/słuchawkach na dłużej.

Materiał został nagrany na żywo w studiu i wyraźnie da się odczuć, że jego powstawaniu towarzyszyła pozytywna atmosfera. Muzycy zasłuchani są w twórczość Alice Coopera, The Doors, Black Sabbath i Jacka White'a, ale dodają do tych inspiracji własną wrażliwość, dzięki czemu całości słucha się jednym tchem.

Toundra - Das Cabinet Des Dr Caligari (28.02.2020) 


Filmy z muzyką na żywo stały się w ostatnich latach modne (pomijając oczywiście czas epidemii). Szczególnie te nieme. Pożądanymi stały się także ciekawe ścieżki dźwiękowe do filmów, o czym świadczy sukces tej do "Jokera" autorstwa Hildur Guðnadóttir. Coś podobnego postanowili nagrać Hiszpanie z post-rockowej Toundry, proponując swoją muzyczną interpretację filmu "Gabinet Doktora Caligari" z 1920 roku.
Płyta, tak jak film podzielona jest na wstęp (sekwencję tytułową) i sześć aktów. Łącznie jest to ponad siedemdziesiąt dźwięków atmosferycznych, pełnych napięcia i mroku. Brzmi to wszystko ciekawie, choć mam wrażenie, że bez obrazu traci nieco emocjonalności i klimatu. Może być za to świetnym towarzyszem codziennej pracy.

Zimowa - Ze Snu (29.02.2020) 

Eteryczny wokal, szczypta elektroniki i oryginalne pomysły na przystępne, lecz niebanalne aranżacje - tak Zimowa brzmiała na swoim świetnym debiucie. Na następcę "Cover The Fall" trzeba było poczekać aż pięć lat, ale zdecydowanie było warto. Jest po polsku, jest delikatnie, może trochę bardziej nowocześnie, jednak muzycy nie tracą swojego stylu. Aneta śpiewa świetnie, koledzy grają bardzo charakterystycznie. Delikatność i tajemniczość dwóch pierwszych utworów równoważy dynamiczny beat "Sprintu". Pięknie koi rozmarzony "Pragnę i Wiem", czy "Kolor w Tle". Shoegaze'owo-post-rockowe gitary świetnie kontrastują z ambientowymi partiami klawiszy i chwytliwymi melodiami. Nieco eksperymentalne nagranie tytułowe oraz przedostatni "Mijaj Mnie" są tego pięknym potwierdzeniem. Refleksyjny szkic wprowadza w nostalgiczny nastrój, a całość podsumowuje melodyjny "Teraz i Krwią". 

"Ze Snu" to płyta dopracowana, bardzo ciekawa i ostatecznie potwierdzająca, że "Cover The Fall" nie było tylko jednorazowym wyskokiem, a bardzo przemyślanym krokiem w rozwoju zespołu. Zimowa ma potencjał i jeszcze o nich usłyszymy.

Anna Calvi - Hunted (6.03.2020)


Trudno w to uwierzyć, ale od premiery "Hunter" minęły już dwa lata. To świetna okazja, by przypomnieć sobie te nagrania, a także sprawdzić, jak zaprezentują się w innych, bardziej intymnych, osobistych i akustycznych wersjach. Z takiego założenia wyszła Anna Calvi, decydując się na wydanie "Hunted" - płyty zawierającej pierwotne, dziewicze aranżacje nagrań sprzed 2 lat, które dopełnił udział fantastycznych gości - Courtney Barnett, Joe Talbota (IDLES), Charlotte Gainsbourg i Julii Holter. Szczególnie urzekła mnie współpraca z ostatnią z wymienionych artystek, a duet pań w "Swimming Pool" skradł moje serce.



DWAAL - Gospel Of The Vile (6.03.2020) 

 

Jest ich sześcioro. Są z Oslo i właśnie debiutują. Upodobali sobie mrok, doom-metalową atmosferyczność i post-metalowy ciężar. Tak brzmi DWAAL. Są tu przeszywające partie wokalne, długie formy z narastającym napięciem, sludge'owe galopady i ciekawie meandrujące melodie. To udany początek wspólnej muzycznej działalności.

Eteryczny wokal zderza się z mrocznym growlem, gitary budują urzekające gęstością ściany dźwięku, całość snuje się nieco sennie, zapadając w pamięć przede wszystkim niepokojącą aurą. To opowieść o ciemnej stronie człowieczeństwa i zalewającym świat mroku. Spodoba się fanom takich grup jak Cult Of Luna, Neurosis, Amenra, czy Yob. Słucha się tego naprawdę świetnie.



Solkyri - Mount Pleasant (6.03.2020) 


Lubicie post-rockowe pejzaże i metalową moc? Solkyri mają coś dla was. Australijczycy po pięciu latach przerwy z początkiem marca powrócili z nowym albumem. Mnóstwo tu energii, fajnych partii gitar, zmian tempa i budowania klimatu. To muzyka, która odsłania swe tajemnice w pełni na dobrym sprzęcie grającym, ukazując wielowarstwowość. Fani instrumentalnego rocka odnajdą tu wiele znanych patentów, a także charakterystyczny mrok i pejzażowość. To doba płyta, serio.




RENK - Kiyi (6.03.2020) 


Znacie jakieś tureckie zespoły? Cztery lata temu gdański Żak zorganizował koncert jednego z nich, którego nazwa jest bardzo zbieżna z nazwiskiem szefowej klubu. Był to pierwszy polski koncert Renk i jeden z pierwszych zagranicznych wyjazdów grupy. Już wtedy było wyraźnie zauważalne, że tureccy muzycy kochają King Crimson, Pink Floyd, Camel, Stevena Wilsona i kilka innych progresywnych legend. Radzą sobie jednak z tymi inspiracjami bardzo dobrze, co słychać na "Kiyi". Siłą ich muzyki są nie tylko techniczne umiejętności, lecz przede wszystkim zaśpiewane po turecku teksty kompozycji, które dodają albumowi oryginalności. 

Ciekawy jest instrumentalny "Mekanik Hayat" z niemal hardrockowym wstępem i przyjemną gitarową solówką. Tajemniczo snuje się melodia "Kirmizi", nieszablonowy i nieco eksperymentalny jest "Fantasmagorya", oparty na przesterach gitarowych i niepokojących partiach klawiszy. Na tym dość długim albumie dłuższe, pejzażowe fragmenty przeplatają się z atmosferycznymi miniaturami. Nie jest to może materiał bardzo zaskakujący i taki, który zrewolucjonizuje muzykę rozrywkową wznosząc ją na nowy poziom doświadczeń, ale bardzo przyjemny, obiecujący debiut, po który warto sięgnąć. Szczególnie polecam fanom klasyki progresywnego rocka.

Burzum - Thulean Mysteries (13.03.2020) 


Jak to w końcu jest - Burzum istnieje, czy nie? Varg Vikernes rozwiązał zespół w 2018 roku żegnając się z fanami i tłumacząc swój wybór następująco: "Burzum to projekt muzyczny. Niektórym się podoba, niektórym nie. OK. Ale dla mnie Burzum jest moją bolesną przeszłością w śmierdzącym bagnie. Zajęło mi wiele lat, by się z niego wydostać. A kiedy mi się to wreszcie udało, po prostu skończyłem w nowym bagnie.", dodając…" Burzum nigdy nie był moim życiowym wyborem. Nigdy nie chciałem zostać muzykiem. To było coś, co robiłem, czekając na coś, co nigdy nie nadeszło – i co nigdy nie mogło nadejść."  Tymczasem 2 lata później ukazuje się kolejna płyta, tak znienacka… Tyle, że kompletnie nie związana z black metalową przeszłością grupy, odkrywającą nowe obszary na pograniczu dark ambientu, awangardy, jazzu, czy post-rocka. 

To dziewięćdziesiąt minut muzyki kontemplacyjnej, tajemniczej, momentami mistycznej. Dźwięków pobudzających wyobraźnie, nie potrzebujących obrazu, by stać się ilustracją pasjonującego filmu, lecz równie dobrze… gry komputerowej. Taki był zamysł Varga, który przyznał, że długo zwlekał z wydaniem tej płyty, a gdy zebrał dostateczną ilość materiału, postanowił przedstawić coś w rodzaju ścieżki dźwiękowej do gry. Tak naprawdę jest to jednak muzyka uniwersalna, będąca pochwałą dla życia i natury, kojąca, urzekająca pięknem i tajemniczością. Warto odkryć ją dla siebie.

Myrkur - Folkesange (20.03.2020) 


Nowy album Amalie Brunn poza emocjonalnością i szczyptą mroku niewiele ma wspólnego z jej blackmetalową przeszłością. To czysty nordycki folk - pełen emocji i naturalnego piękna. To album pozwalający odetchnąć, wyciszyć się i naprawdę odpocząć. Urokliwe chórki i harmonie wokalne budują magiczny klimat, który udziela się nie tylko wrażliwcom. Delikatne partie instrumentalne płyną lekko, kołysząc słuchacza i kojąc nerwy. To ukłon artystki w kierunku kultury, która ukształtowała jej tożsamość w czasach dzieciństwa.

Medico Peste - The Black Bile (20.03.2020) 


Polski black metal ma się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Kolejnym na to dowodem jest nowy album Medico Peste, wydany w ramach  Season Of Mist. Piątka muzyków z Krakowa połączyła to, co w tym gatunku najcenniejsze z chwytliwymi riffami i tajemniczą atmosferą. Mrok, ciężar, energia - tak brzmi to wydawnictwo. Słucha się go w całości bardzo dobrze - klimatyczne, delikatniejsze i bardziej melodyjne partie równoważą instrumentalne galopady i wściekłe growle. To propozycja dla wszystkich fanów płyt nieoczywistych, które po każdym kolejnym odsłuchu wciągają coraz bardziej.

Sweven - The Eternal Resonance (20.03.2020) 


Nazwali się od tytułu ostatniej płyty Morbus Chron - w ten sposób lider grupy, Robert Andersson otworzył nowy rozdział w swojej muzycznej działalności - taki bardziej osobisty. Początkowo miał być to projekt jednoosobowy, który dojrzewał w duszy artysty kilka lat, skończyło się jednak tak, jak zwykle, czyli na współpracy z przyjaciółmi i powołaniu do życia zespołu. 

Rozpoczynając odsłuch "The Eternal Resonance" powinno się, zgodnie z zaleceniem autora, "spodziewać niespodziewanego". Słusznie, ponieważ jest to materiał różnorodny, wielowarstwowy i bardzo ciekawy.  Osiem kompozycji składa się na różnobarwną opowieść pełną zmian tempa i różnorodnych inspiracji. 

W tych dźwiękach odnajdą coś dla siebie fani progresywnych pejzaży, post-rockowej przestrzeni, jak i metalowego wykopu. Jest tu sporo mrocznego growlu, ciekawych instrumentalnych partii i atmosferycznego budowania poszczególnych warstw utworów. Dobrze się słucha tej płyty w całości i za każdym razem odkrywa coś nowego. Melancholia, mrok, refleksyjność, melodie i ciężar - wszystkie te elementy pięknie się równoważą. 

Pearl Jam - Gigaton (27.03.2020) 


Jedenasty studyjny album Pearl Jam już jest. Po siedmiu latach… Przez jednych wyczekany, przez innych odnotowany, że się ukazał. Czy dobry? Trudno ocenić. Jedni powiedzą, że dawno tak dobrej płyty nie słyszeli, inni, że to po prostu kolejny dobry album Pearl Jam, jeszcze inni, że są zawiedzeni. Warto sprawdzić i przekonać się na własne uszy. Ja przyznam, że posłuchałam bardziej z sentymentu, gdyż moje muzyczne odkrycia nieco zmieniły kierunek od czasu, gdy szalałam z radości jadąc na koncert zespołu na Open'er Festival już niemal dekadę temu. Było jednak warto… 

Pierwsze dwa utwory utrzymane są w chwytliwo-emocjonalnym stylu Pearl Jam. Zaskakuje trzeci "Dance Of The Clairvoyants" z tanecznym pulsem, przyjemnie płynie też "Quick Escape". "Allright" urzeka delikatnym wstępem, następująca później kompozycja "Seven O'Clock" rozwijającą się melodią i pięknymi partiami gitar. Skoczniej i radośniej jest w "Never Destination" i w "Take The Long Way".  Co ciekawe w drugim z nich w chórkach słychać wokalistkę Lemolo. Nie do końca przekonały mnie refleksyjne "Buckle Up" i "Comes And Goes". Zaskoczył zaś pozytywnie "Retrograde". Całość wieńczy melancholijny "River Cross", przy którym niejeden wrażliwy słuchacz się wzruszy. 

Spoglądając całościowo, album niesie ze sobą pozytywną energię i wlewa w serce ciepło, którego tak bardzo potrzeba w tych dniach. Jest lekki, przystępny, a jednocześnie niebanalny lirycznie. Taki, jaki być powinien album tego zespołu.

Me And That Man - New Man, New Songs, Same Shit Vol.1 (27.03.2020) 


Jeszcze jedna długo wyczekiwana końcowomarcowa premiera… Nergal i jego bardziej chwytliwe, bardziej przystępne dla masowej publiczności oblicze. To podobnie jak na debiucie mrocznie zabarwione country, wpadające w ucho melodie i oszałamiająca produkcja. W nagraniach wzięli udział znakomici goście - muzycy Slipknot, Shining, Madrugada, Grave Pleasures, Dead Soul, Trivium, Rome oraz Ihsahn. Nowe piosenki zostały faktycznie utrzymane w stylu tych z poprzedniej płyty, choć Johna Portera zastąpił Sasha Boole. Na basie zagrał Matteo Bassoli, a na perkusji Łukasz Kumański. Całość jest spójna i bardzo przebojowa. Jeśli lubicie rockowe piosenki, spodoba wam się ta płyta.

Nine Inch Nails - Ghosts V & VI (27.03.2020) 


Fantastyczną niespodziankę dla swoich fanów przygotował też Trent Reznor. Piąta i szósta część "Ghosts" została udostępniona zupełnie za darmo. To niespełna trzy godziny muzyki tajemniczej i refleksyjnej, niepokojącej i kojącej. Takich dialogów z ciszą, które świetnie sprawdziłyby się jako soundtrack do filmu, czy towarzysz w pracy, który co jakiś czas wyraźnie daje o sobie znać mocniejszym akcentem. 





Gundelach - My Frail Body (27.03.2020)


W tym trudnym czasie szczególnie cieszą wieści o nowych, utalentowanych artystach. Jednym z nich jest Kai Gundelach. "My Frail Body" to drugi album norweskiego DJa, producenta i kompozytora, tym razem zrealizowany z pomocą współpracowników - Bendika HK, sztokholmskiego DJa występującego jako Mr Tophat oraz norweskiej, rewelacyjnej wokalistki Aurory.

Kai Gundelach doskonale wie, jak budować klimat. Jego atmosferyczne kompozycje oparte w większości na klawiszowych motywach okraszonych delikatnymi partiami gitar i przyjemnym dla ucha wokalem przypadną do gustu fanom elektroniki spod znaku Moderat czy Son Lux. 

Jest w tych dźwiękach przedziwna siła i charakterystyczna skandynawska wrażliwość - delikatność równoważy tajemniczość, niepokój i mrok. To album idealny do słuchania w nocy, gdy zamilkną wszelkie odgłosy codziennej działalności i uliczny gwar. Eteryczny, kameralny i wyważony. Urokliwy i pełen urzekających melodii, zabarwiony śpiewem ptaków i innymi odgłosami natury. Malowniczy, pejzażowy i przystępny. Taki, przy którym można się zrelaksować, zapomnieć o troskach, odsapnąć. Warto po niego sięgnąć szczególnie teraz, gdy bombarduje nas ogrom przybijających i stresujących wiadomości.