czwartek, 12 marca 2020

Maraton - Meta

Maraton - Meta

W związku z sytuacją wyjątkową pozwolę sobie na nietypowy zabieg - recenzję płyty starszej niż zwykle, ubiegłorocznej. Niech wytłumaczeniem będzie to, że poznałam ją dopiero niespełna miesiąc temu i nie miałabym bladego pojęcia o istnieniu tej przesympatycznej grupy, gdyby nie polskie koncerty Leprous. Zespołem, który otwierał wszystkie trzy wieczory był Maraton, norweski kwintet, który zadebiutował w kwietniu 2019 roku albumem "Meta" - jak się okazało, ku mojej uciesze, bardzo udanym.


To płyta, która poprawia humor i sprawia, że spogląda się na świat trochę jaśniej, z nadzieją na to, że kolejne dni przyniosą dobre wiadomości. Taka, która zostaje w głowie od pierwszego odsłuchu i swoją energią stawia na nogi, emanując pozytywną aurą i nieokiełznaną radością. Nagrana z pasją i zaangażowaniem, z dbałością o brzmieniowe detale. Bardzo ambitna, wymykająca się gatunkowym podziałom, przydziałom i klasyfikacjom.


Członkowie Maraton są wielkimi fanami dwóch zespołów - Muse i Leprous, co w ich twórczości słychać bardzo wyraźnie. Nie ma w tym jednak nic złego - kompozycje grupy są oryginalne i łączą wymienione inspiracje w przemyślany i wyjątkowy sposób. Popowa chwytliwość i melodyjność spotyka tu niemal metalowe sekwencje, rockową energię i progresywne wyrafinowanie. To muzyka, która spodoba się także wielbicielom dźwięków spod znaku The Mars Volta.

Co ciekawe zarys albumu skomponował Simen Ruud. Dopracowywali go razem w studiu wszyscy członkowie zespołu, wkładając w tę pracę całe serce, ogrom emocji i pasję. Dziewięć kompozycji to spójna, wielobarwna podróż wgłąb ludzkiego umysłu, reagującego na atakujące go zewsząd bodźce, na wszechobecny pęd, stres i szaleństwo współczesnego świata, buntującego się przeciw zastanej sytuacji. To płyta osobista, a zarazem uniwersalna, na której każdy, kto słucha uważnie znajdzie coś dla siebie.

Słucha się tego świetnie od początku do końca. Nie ma tu momentów zbędnych, nudnych przestojów. Ten album stale zaskakuje, przy każdym kolejnym odsłuchu odkrywając nowe karty. Do niełatwych, lecz bardzo przebojowych partii instrumentalnych świetnie pasuje ciepły wokal Fredrika Klempa.  Kompozycje są fantastycznie wyprodukowane, eksponując umiejętności poszczególnych członków zespołu. Wyrazisty bas, szalejąca perkusja, mocne riffy i chwytliwe melodie - wszystko jest na swoim miejscu.

Całość rozpoczyna energetyczny "Seismic", z wyrazistą melodią klawiszy i płynącym lekko głosem Fredrika. To piosenka, do której chce się tańczyć i skakać. Duża w tym zasługa świetnej partii basu. "Blood Music" intryguje metalowymi sekwencjami w stylu Leprous. Niezwykle energetyczny jest trzeci "Prime" z szalejącą perkusją i ostrymi riffami gitarowymi. Chwilę wytchnienia dla roztańczonego ciała i pędzącego za dźwiękami umysłu przynosi wstęp "Change Of Skin", później jednak kompozycja zaprasza słuchacza do dalszego pulsowania. Fredrik śpiewa tu trochę jak Matthew Bellamy, w stylu Muse grają też "maratonowe" gitary. 

W "Altered State" Muse spotyka Leprous i jest to połączenie bardzo chwytliwe. Metalową galopadą zachwyca początek "Body Double". Melodyjności utworowi dodaje wokal Fredrika. Przyjemnie płynie "Manifest Content", urzekający lekkością. Metalowa taneczność powraca w "Mosaic". Płytę spaja i świetnie podsumowuje zaś "Spectral Friends", którego refren doskonale nadaje się do wspólnego śpiewania na koncertach.

Rozpoczynając każdy kolejny odsłuch tej płyty wciąż mam przed oczami uśmiechniętych od ucha do ucha członków grupy i skaczącego po scenie i fosie wokalistę. Mam ogromną nadzieję, że zespół odwiedzi jeszcze Polskę i dane będzie mi doświadczyć tych emocji ponownie. Póki co pozostaje słuchanie płyty i oczekiwanie na drugie wydawnictwo, nad którym muzycy aktualnie pracują. Mam przeczucie, że będzie jeszcze lepsze niż debiut.

83%

Płyty posłuchasz tutaj: Maraton - Meta