niedziela, 16 lutego 2020

Kamil Kukla - Gehenna (31.01.2020)

Kamil Kukla - Gehenna

Jak już pewnie się zorientowaliście, jestem odporna na wszelkiego rodzaju muzyczne eksperymenty i nie boję się ryzyka. Słuchając płyt szukam w nich elementów zaskoczenia i nietypowych połączeń brzmieniowych, a przede wszystkim emocji i szczerości przekazu. Nic więc dziwnego, że zaintrygowała mnie "Gehenna", która z założenia po prostu nie może być lekka, łatwa i przyjemna. Postanowiłam sprawdzić, czy słuchanie tej płyty jest faktycznie takim wyzwaniem, jak sugeruje jej niezbyt pozytywny tytuł.



Sam autor twierdzi, że jest to album, który w dużej mierze stał się zapisem porażki. Płyta rodziła się w bólach półtora roku, pochłaniając siły twórcy i nie dając mu wytchnienia. Efekt tej artystycznej tułaczki jest jednak bardzo ciekawy. Mam nieodparte wrażenie, że autor dopracowywał poszczególne elementy do perfekcji, chcąc przekazać jak najwięcej targających nim emocji i zapewnić słuchaczowi różnorodność doznań.

Kamil Kukla jest przede wszystkim artystą wizualnym - zajmuje się malarstwem, działaniami cyfrowymi i projektowaniem obiektów. Muzyka towarzyszy mu od dawna. Do tej pory była głównie środkiem pomocniczym dla wszelkiego rodzaju wystaw, tym razem jednak postanowił sprawić, by wiodła prym. Nagrał półgodzinną muzyczną opowieść - nieco dziwną, ale niesamowicie intrygującą, pełną zgrzytów, jęków, warkotów, skrzeczeń, przesterów i różnych innych dźwięków, które spoił rockową motoryką.

Dzieło rozpoczyna się od "Rewolucji", pełnej transowych zapętleń, zgrzytów i różnego rodzaju przerywników, stających się elementem dialogu instrumentów perkusyjnych z przesterowanym wokalem oraz gitarowymi i klawiszowymi odjazdami. Pod koniec kompozycji uwagę zwraca nietypowa solówka gitarowa. To miała być w zamyśle piosenka patriotyczna. Wyszło coś innego, ale czy gorszego? Moim zdaniem niekoniecznie...

"Krucjata" w pierwszych taktach atakuje mrocznymi pomrukami i tajemniczą, niepokojącą atmosferą. Napięcie stale rośnie, przyprawiając o zawrót głowy świdrującymi pogłosami i zmianami tempa. Niespełna siedmiominutowy "Kto Umarł" to utwór najbardziej przystępny z sześcioczęściowego zestawu, w porównaniu z pozostałymi niemal radosny. Wyróżnia go azjatyckie zabarwienie brzmienia klawiszy i progresywna solówka gitary prowadząca pejzażową melodię. Uroku dodaje jej pulsowanie basu. 

"Oczaruję Cię" hipnotyzuje przesterami i wokalem Wiesława Miernika, mędrca z Suchedniowa. Tu także występują solówki. "Guru" to zapis walki z przypływem i odpływem natchnienia, a zarazem próba stworzenia singla promocyjnego. Powstała kompozycja eksperymentalna, psychodeliczna, a dzięki temu coś, co niełatwo będzie podrobić, tym bardziej z angażującą wypowiedzią. Album wieńczy "Tan", faktycznie skłaniający do tańca, jednak jak można było się spodziewać nie do poruszania się w rytm wyuczonych schematów, lecz swobodnego dryfowania w dowolnym kierunku. W drugiej części ten transowy stan przełamuje jednak wściekła partia przetworzonej gitary, sprowadzająca słuchacza na ziemię, by nie odleciał zbyt daleko w wyobraźni.

Tylko wielcy potrafią podnieść się po upadku i przekuć porażkę w sukces. Kamilowi Kukli się to udało. Nie poddał się i nagrał album, może nie taki, jaki zamierzał stworzyć pierwotnie, ale za to nietypowy, na pograniczu gatunków, łączący awangardę z przebojowością. Wypełniają go eksperymentalne piosenki, nieco dłuższe od standardowych, ale nie pozbawione potencjału. Trochę przekręcone, ale dzięki temu ciekawe, przeznaczone dla otwartych słuchaczy, znudzonych tym, co powszechnie znane i lubiane.

 73%

Posłuchaj płyty: Kamil Kukla - Gehenna