niedziela, 15 grudnia 2019

Space Fest Dzień 1 - Gdańsk, B90/Drizzly Grizzly, 13.12.2019 [GALERIA ZDJĘĆ]

Piątek trzynastego to dzień wyjątkowy. Okazję, by się o tym przekonać mieli uczestnicy tegorocznej edycji festiwalu Space Fest. Dwudniowa impreza obfitowała w muzyczne zaskoczenia, a pierwszego dnia działo się tyle, że nie sposób wyrazić pełni emocji słowami. W gościnnych progach B90 i Drizzly Grizzly wystąpiło siedem zespołów, a wieczór zakończył porywający set Djski Douga Shiptona. 


Wydarzenia toczące się w klubie stały w zdecydowanej opozycji do szaro-burej i zimnej aury. Po krótkiej zapowiedzi znanych i lubianych przewodników po kosmicznych wędrówkach, tj. od lat sprawującej pieczę nad Space Festem Anny Szynwelskiej - autorki programu festiwalu i koordynatorki wydarzenia oraz towarzyszącego jej Karola Schwarza, na scenę z impetem wkroczyli olsztynianie z Krzty. Było to prawdopodobnie najgłośniejsze otwarcie Space Festu w historii. Siarczyste riffy, perkusyjne blasty i potężna dawka black metalowego krzyku wprawiły festiwalową publiczność w niemałą ekscytację, która przerodziła się w szaleństwo pod sceną i gromkie owacje. Biorąc dodatkowo pod uwagę fakt, że trio wkroczyło do line-upu w ostatniej chwili w zastępstwie Marble Arch, należy ten ruch organizatorów uznać za ogromny sukces.

Gdy na głównej scenie trwały porządki po inwazji olsztyńskiego tria, deski Drizzly Grizzly opanowali muzycy Dynasonic. Supertrio Mateusza Rychlickiego z Kristen, Adama Sołtysika z Pogodno i Mateusza Rosińskiego z wrong dial i Dym Records zaintrygowało słuchaczy transowymi, basowo-perkusyjnymi rytmami z domieszką elektroniki. Było kołysząco, hipnotycznie i bardzo ciekawie, szczególnie, gdy basista zaczął grać na swoim instrumencie używając grzechotki. Klimatu występowi dodawało wyjątkowe otoczenie sali. 

Nieco egzotyki wznieśli do festiwalowego składu chilijczycy z Chicos de Nazca, których psychodelicznie zabarwione rockowe dłuższe formy sprostały oczekiwaniom uczestników poszukujących w line-upie czegoś delikatniejszego. Były to dźwięki, które przy odrobinie wspomagania mogły wywołać wizje i wpływać na podświadomość słuchacza. Efekt potęgowały różnobarwne światła towarzyszące występowi. 

Wielu bywalców wydarzenia czekało na występ lokalnych artystów, w tym zespołu Kwiaty, do którego niedawno dołączył gitarzysta Paweł Przyborowski, znany z takich formacji jak Glątwa, BYTY czy Łbik/Przyborowski. Kwartet pod wodzą sympatycznej wokalistki Maji zabrał słuchaczy w podróż do wspomnień z dzieciństwa i beztroskiego czasu letniego odpoczynku. Ich piękne, lekkie, urocze i nostalgiczne piosenki na pograniczu indie-rocka, psychodelii, shoegaze i klimatu rodem z serialu Twin Peaks idealnie pasowały do otoczenia Drizzly Grizzly. Wielu obecnych w pobliżu sceny wzruszyły i wprawiły w zachwyt, wywołując nawet kilka wyznań miłości, w szczególności do wokalistki. Po koncercie można było nabyć album zespołu na stoisku merchowym. 

Po kilku kwadransach muzycznego wytchnienia nadszedł czas na prawdziwą kumulację basów, przesterów i mroku. Scenę główną opanowali bowiem The Cosmic Dead, którzy nie tylko złożyli hołd kosmicznym inspiracjom, lecz także legendom kraut rocka i pionierom doom metalu. Wśród publiczności trudno było znaleźć osobę, która pozostałaby obojętna wobec ich występu. Jedni oddali się kosmicznemu szaleństwu, inni przytłoczeni poziomem hałasu szukali wytchnienia w położonym po sąsiedzku Drizzly Grizzly. 

Dowodem na to, że organizatorzy Space Festu są ponad gatunkami i nie wyznaczają sobie żadnych granic stylistycznych był performance Marka Rogulusa Rogulskiego w towarzystwie Tomasza Szwelnika (Szwelasa) i Michała Gosa, którego wnikliwi słuchacze kojarzą jako perkusistę Lonker See, a także gości - saksofonisty, klawiszowca i tajemniczej brunetki czytającej gazetę. Gra kośćmi na kontrabasie, jazzowe odjazdy, pokrzykiwania, odgłosy i towarzyszące muzyce gesty stworzyły niepodrabialny klimat i zaintrygowały odbiorców. Kwestią indywidualną pozostaje natomiast interpretacja tego występu. 

Piątkowe koncerty zakończył występ absolutnie niecodzienny, którego przesłaniem było wspieranie artystów działających na scenie trójmiejskiej. Projekt Karol Schwarz All Stars zaprezentował materiał z listopadowego wydawnictwa "Hi Dead!", przenosząc słuchaczy w świat psychodelii, trnasowych rytmów i improwizacji. Sitar, gitary, syntezatory, perkusja, saksofon i uzupełniający się śpiew lidera grupy i Michała Miegonia  - dla takich połączeń brzmieniowych warto czekać do samego końca. Nad dźwiękami unosiła się mistyczna aura, której nie sposób było nie ulec. Melodie płynęły lekko, by za chwilę porwać słuchacza do zabawy zmianą tempa. Wyzwalająca się naturalnie wśród muzyków energia udzieliła się publiczności, która chętnie reagowała na zachęty do interakcji, a w momentach spokojniejszych słuchała z uwagą.

Festiwalowe szaleństwa chętni tradycyjnie mogli zakończyć przy wtórze dźwięków generowanych przez Douga Shiptona, który odwiedził Space Fest już po raz trzeci. Z pewnością nie brakowało osób, które odkryły dla siebie coś nowego. Co wydarzyło się dnia drugiego opowiem Wam w kolejnej relacji.




KRZTA




























DYNASONIC 


























CHICOS DE NAZCA









































 

KWIATY










































 

THE COSMIC DEAD

 























 

ROGULUS X SZWELAS und GOS + CZERKAS + IKA - STEERAGE IKA













































Karol Schwarz All Stars (KSAS)













































  

DJ DOUG SHIPTON / FINDERS KEEPERS