czwartek, 7 listopada 2019

Fink, Sophie Hunger – All Give Tour, Gdańsk, Stary Maneż, 6.11.2019


Świadomi odbiorcy to najlepszy prezent, jaki może otrzymać artysta. Mógł się o tym przekonać każdy, kto wybrał się na środowy koncert Finka w Starym Maneżu. W Gdańsku rozpoczęła się europejska trasa koncertowa promująca wydany niespełna dwa tygodnie temu „Bloom Innocent”.

Fink - Stary Manez



Finka i gdańską publiczność łączą bardzo ciepłe wspomnienia kameralnych muzycznych spotkań w Klubie Parlament, którym towarzyszyła doskonała atmosfera i wytwarzające się między artystami i fanami porozumienie bez słów. Nie dziwi więc fakt, że Greenall z przyjaciółmi zdecydowali się już drugi raz zainaugurować serię występów właśnie tutaj. Podobniejak przed dwoma laty przyjechali w pięcioosobowym składzie – do grającego na gitarach wokalisty, dwójki perkusistów i basisty Guya Whittakera dołączył multiinstrumentalista Tomer Moked, grający na skrzypcach, klawiszach i gitarze.

Tym razem na szczęście muzycy zmieścili się na scenie z instrumentami bez problemu. W otoczeniu drewnianego wystroju ścian i subtelnego oświetlenia zaprezentowali się przepięknie. W ciągu niemal dwugodzinnego występu zabrzmiało kilkanaście starszych i nowszych kompozycji, wysłuchanych przez publiczność w skupieniu i z pełnym zaangażowaniem.

Na prośbę Greenalla przekazaną słuchaczom przez ochronę udało się uniknąć nadmiernego fotografowania i bezsensownego nagrywania fragmentów występu. To szczególnie warte podkreślenia, gdyż nie zdarza się niestety zbyt często w rzeczywistości dwudziestego pierwszego wieku i powszechnego korzystania ze smartfonów przy każdej możliwej okazji. W połączeniu z idealnie wyregulowanym tego wieczoru nagłośnieniem umożliwiło to czerpanie pełni przyjemności z koncertu i skupienie się wyłącznie na przekazie płynącym z dźwięków.

Prawdopodobnie ze względu na środek tygodnia koncert nie wyprzedał się. Z drugiej jednak strony nie było wśród widzów przypadkowych osób, które tego typu wydarzenie potraktowałyby jako spotkanie ze znajomymi przy piwie. W klubie stawiło się kilkaset osób spragnionych muzycznych wzruszeń i dało to wyraźnie odczuć artystom. Swoisty rodzaj magii dał o sobie znać już od chwili pojawienia się muzyków na scenie. Fani przywitali ich gromką owacją, już na starcie wlewając w serca artystów pozytywną energię, za co odwdzięczyli się stuprocentową szczerością w wykonaniu i ogromem emocji. Radość mieszała się ze szczerymi łzami wzruszenia, mrok z lekkością i delikatnością, gitarowe przestery z akustyczną melodyjnością, a eksperymenty brzmieniowe z bluesowo-soulowym groovem, tak charakterystycznym dla twórczości grupy.


Nowe utwory zostały przyjęte przez publiczność bardzo ciepło, co szczególnie poruszyło Fina, który rozczulająco dziękował za wyrozumiałość, tłumacząc że wykonywanie ich po raz pierwszy na żywo nie jest zadaniem łatwym. Ze sceny nie padło tego wieczoru wiele słów poza podziękowaniami, wystarczyło jednak spojrzeć uważnie na muzyków, by mieć pewność, że mimo początkowej delikatnej niepewności grało im się wyśmienicie. Szczerze dziękuję Wam, że słuchaliście.” nie było tym razem kurtuazyjnym zwrotem lecz bezpośrednią deklaracją uznania i wdzięczności.

Ci, którzy znają twórczość zespołu nie mieli jednak najmniejszych obaw, że wykonawczo coś pójdzie nie tak. Greenall i przyjaciele rozumieją się na scenie bez słów, dzięki czemu nawet w chwilach słabości są w stanie wybrnąć z sytuacji nieplanowanym zagraniem. Improwizują i bawią  się dźwiękami, wymieniając między sobą porozumiewawcze spojrzenia i wspierając się wzajemnie. Rearanżują kompozycje z albumów, nadając im każdego wieczoru nowego wymiaru.

Mimo zawartej w tekstach melancholii i chwilami przytłaczającego smutku z twarzy artystów i słuchaczy przez cały koncert nie schodziły uśmiechy. Rozpoczął się subtelną wersją „We Watch The Stars”, płynnie łączącym się z wprowadzającym w trans rytmem „Resurgam”. Nie zabrakło wyczekiwanych przez fanów hitów na czele z „Pilgrim”, „Warm Shadow” z „Perfect Darkness”, akustycznego, poruszającego „Yesterday Was Hard For All Of Us”, chwytliwego „Cracks Appear” oraz najstarszego w zestawie „This Is The Thing”. Podstawowy zestaw zwieńczył piękną klamrą „Bloom Innocent”. Dopełnieniem dzieła był natomiast brawurowo wykonany na bis „Shakespeare”.

Był to jeden z tych koncertów, które zostają w pamięci słuchacza na długo. Taki, do którego można powracać we wspomnieniach w trudnych momentach, by odzyskać radość i sens życia. Muzyka Finka niesie ze sobą olbrzymi ładunek emocjonalny, obok którego nie można przejść obojętnie. To twórczość trafiająca prosto w serce, mająca szczególne oddziaływanie w kontakcie bezpośrednim. Było to moje trzecie doświadczenie z muzyką Brytyjczyków na żywo i mam nadzieję, że okazja, by ponownie podziwiać ich na scenie nadarzy się już niedługo. Czekam z utęsknieniem na kolejną odsłonę europejskiej trasy.

Dodam jeszcze na koniec, że w nostalgiczny klimat wieczoru wprowadziła słuchaczy zaprzyjaźniona z Finkiem wokalistka Sophie Hunger, która niedawno podzieliła się debiutancką płytą. Akompaniując sobie na gitarze wystąpiła w duecie z perkusistą. Poradziła sobie świetnie, prezentując nieco ponad półgodzinny przegląd swoich dokonań, intrygując ciekawą barwą głosu i wciągającymi tekstami. Wszyscy chętni mogli porozmawiać z artystką po koncercie przy stoisku z płytami i pamiątkami.