wtorek, 26 marca 2019

Lion Shepherd, Karolina Skrzyńska - Gdynia, Klub Pokład, 24.03.2019 [GALERIA ZDJĘĆ]


Inspiracja bliskowschodnimi brzmieniami, nietypowe instrumentarium, poruszające głosy, przestrzenne muzyczne pejzaże, gitarowa moc, porywająca sekcja rytmiczna i mnóstwo pozytywnej energii – tak w gigantycznym skrócie można opisać niedzielny wieczór w gdyńskim klubie Pokład. Do znajdującej się na Skwerze Kościuszki niewielkiej koncertowej sali zawitał zespół Lion Shepherd w towarzystwie bardzo obiecującej wokalistki Karoliny Skrzyńskiej i towarzyszących jej muzyków. 
Lion Shepherd, Karolina Skrzyńska - Gdynia, Klub Pokład, 24.03.2019 [GALERIA ZDJĘĆ]



Wspomniałam już kiedyś na łamach tego bloga, że największą radość jako poszukiwaczowi nietuzinkowych brzmień sprawiają mi wszelkiego rodzaju muzyczne niespodzianki. Nie ma nic lepszego niż wybrać się na koncert gwiazdy wieczoru i zachwycić supportem, odkrywając dla siebie niesłyszane dotąd dźwięki, wzruszające i trafiające do głębi duszy. O planowanym występie Karoliny Skrzyńskiej dowiedziałam się na około trzy godziny przed rozpoczęciem koncertu bezpośrednio od zespołu, dopytując muzyków o szczegóły organizacyjne w związku z niepełną informacją w facebook'owym wydarzeniu. 



Decyzja o zaproszeniu na półgodzinny recital gliwickiej wokalistki, kompozytorki, finalistki międzynarodowego Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu i laureatki konkursu Super Debiutów na pięćdziesiątym pierwszym Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu okazała się strzałem w dziesiątkę. Przesympatyczna długowłosa artystka obdarzona jest wyrazistym, głębokim głosem oraz naturalną charyzmą, dzięki czemu praktycznie od początku występu zaskarbiła sobie sympatię słuchaczy. 



Wykonała kilka kompozycji z obu swoich płyt studyjnych, nie tylko zachwycając umiejętnościami wokalnymi, lecz także grą na lirze korbowej i połączeniem brzmień charakterystycznych dla polskiego folku kultywowanego między innymi przez Kapelę Ze Wsi Warszawa z orientalizmami w stylu Dead Can Dance i niemal popową lekkością.  Opowiadając o kompozycjach z drugiego albumu, „Palcem Po Wodzie” przywołała motyw kobiecości porównując go do żywiołu wody. Na scenie towarzyszyli jej muzycy grający na bębnach obręczowych, akordeonie, lutni oud i cymbałach polskich, tworząc niepowtarzalny klimat. Między artystami panowała sceniczna chemia i dawała się odczuć radość wspólnego grania oraz wzajemne zrozumienie. Kłaniając się publiczności dziękowała za wsparcie, uśmiechała się promiennie i zapraszała, by podzielić się  odczuciami na temat usłyszanych dźwięków.  



Jak przyznał później w trakcie występu Lion Shepherd Kamil Haidar, dziękując Karolinie za dostarczone wzruszenia, jest dumny z tego odkrycia i podjętej współpracy podczas nagrań trzeciej studyjnej płyty, o której miałam okazję napisać kilka słów w ubiegłym tygodniu (recenzja). Dla niego i jego długoletniego przyjaciela Mateusza Owczarka, których pamiętam jeszcze z czasów zespołu Maqama i wspólnych występów z Riverside podczas promocji "Shrine Of New Generation Slaves", wiosenna trasa koncertowa stała się okazją do zaprezentowania publiczności nowego zespołowego oblicza - bogatszego o fantastycznego perkusistę. Podczas nagrań „III”, do muzyków dołączył znany ze współpracy z Sorry Boys perkusista Maciej Gołyźniak, który wniósł do zespołu nową jakość. 


Koncertowy skład Lion Shepherd to jednak nie trio, lecz kwintet - do wspomnianych już twórców podczas tej trasy dołączył basista Maciej Magnuski oraz klawiszowiec Andrzej Pieszak, którzy wspaniale dopełnili brzmienie. Porywające solówki Owczarka na gitarach, lutni i buzuki, soczyste basowe riffy, klawiszowe pasaże, urzekający lekkością wokal Haidara i przede wszystkim perkusyjne odjazdy Gołyźniaka złożyły się na niemal dwie godziny nieoczywistej muzyki, oscylującej na pograniczu niemal metalowej energii, orientalnych smaczków, hipnotyzujących i bujających dźwięków bębnów i pop-rockowej piosenkowości. 



Czerpanie pełnej radości z podziwiania muzyków na scenie umożliwiły niespodziewanie bardzo dobre warunki akustyczne Pokładu, co zauważył wokalista Lion Shepherd, wspominając o dużej liczbie drewnianych elementów świetnie chłonących dźwięk w przypominającej wnętrze statku sali klubu, na pierwszy rzut oka kojarzącej się z nieco innym, bardziej szantowym repertuarem. Selektywne nagłośnienie pozwoliło na całkowity relaks i zasłuchanie się w wielowarstwowych kompozycjach, które dzięki nowej podstawie rytmicznej zabrzmiały jeszcze pełniej i ciekawiej niż na koncertach promujących dwa pierwsze wydawnictwa.  


Kwintet zaprezentował przekrojowy materiał obejmujący obszerne fragmenty albumów "Hiraeth" i "Heat" oraz sześć kompozycji z "trójki", którą przedpremierowo można było nabyć w zespołowym sklepiku. Dodatkowym benefitem, nieczęsto zdarzającym się na tego typu wydarzeniach była możliwość płatności kartą. Szkoda jedynie, że w niedzielny wieczór zjawiła się w klubie stosunkowo niewielka liczba słuchaczy, nie przekraczająca pięćdziesięciu osób. Z drugiej strony każdy, kto miał możliwość i ochotę być w Pokładzie, oprócz wrażeń muzycznych doświadczył kameralnej, niepowtarzalnej atmosfery oraz bezpośredniego kontaktu z zespołem. Artyści po koncercie chętnie rozmawiali z fanami, wymieniając się wrażeniami, rozdawali autografy i pozowali do wspólnych zdjęć. Kilka godzin upłynęło momentalnie, wywołując na twarzach obecnych uśmiech i pozostawiając w pamięci wspomnienie dobrze spędzonego wieczoru w sympatycznym towarzystwie. 


Zapraszam do obejrzenia relacji fotograficznej autorstwa Tomasza Ossowskiego.

Oczywiście jak powszechnie wiadomo kopiowanie zdjęć bez zgody właściciela jest zabronione ;)