piątek, 14 września 2018

Riverside - Wasteland (28.09.2018)


Riverside - Wasteland

Życie ludzkie jest nieprzewidywalne i potrafi zmienić swój bieg w najmniej spodziewanym momencie. Pochlebne recenzje "Love, Fear And The Time Machine", wyprzedane polskie koncerty trasy promującej album i coraz większy rozgłos na arenie międzynarodowej rysowały przed Riverside świetlaną przyszłość, która stanęła nagle pod znakiem zapytania 21 lutego 2016, gdy świat obiegła tragiczna wieść o śmierci gitarzysty zespołu Piotra Grudzińskiego. Na kilka miesięcy fani i środowisko muzyczne zamarli w oczekiwaniu na dalszy bieg wydarzeń…



 "Pamiętam moment, kiedy ogłosiliśmy całemu światu, że istniejemy dalej, ale jako trio. Robiliśmy sobie sesję zdjęciową nad polskim morzem. Powiedziałem wtedy do chłopaków - Pamiętajmy, że to dopiero początek. Musimy jeszcze udowodnić, że jesteśmy w stanie przetrwać grając nie tylko koncerty, ale przede wszystkim nagrywając nowy album." - powiedział Mariusz Duda, wspominając ogłoszenie decyzji o kontynuowaniu działalności przez Riverside, które miało miejsce 22 września 2016 roku. Do końca 2016 roku muzycy zrealizowali plany wydawnicze, w lutym 2017 uczcili pamięć przyjaciela na dwóch warszawskich, bardzo emocjonalnych występach rocznicowych, a dwa miesiące później wyruszyli w długą trasę koncertową z gościnnym udziałem gitarzysty Quidam, Macieja Mellera, by na nowo stać się zespołem. Prawdziwym testem dla artystów miała być jednak nowa płyta. Muzycy nagrali ją jako trio, zapraszając do udziału gości. 

Pierwszy odsłuch "Wasteland" był dla mnie prawdziwym wyzwaniem – łzy wzruszenia i zdziwienie mieszały się z ekscytacją wynikającą z odkrywania nowych dźwięków, a z każdym kolejnym utworem coraz bardziej docierało do mnie, jak ważny przekaz jest w nich zawarty. Jak twierdzi Mariusz Duda, "takiego ładunku emocjonalnego, jaki ma miejsce na najnowszym albumie, nie było jeszcze nigdy i najprawdopodobniej nigdy już nie będzie." W dziewięciu zawartych na płycie kompozycjach dominują złość, smutek, łzy, poczucie pustki, bezradności i tęsknota za tym, co już nie wróci. Podkreśla już to sam post apokaliptyczny tytuł albumu. 

Treści zawarte na "Wasteland" można interpretować dwojako - w odniesieniu do emocji związanych z zespołową tragedią, lecz także do refleksji dotyczących współczesnych światowych wydarzeń i kondycji ludzkości. Tematyka próby odnalezienia się i "przetrwania w świecie, który się skończył" jest bliska Mariuszowi, który poruszał ją już na "Fractured" projektu Lunatic Soul, opisując swój powrót do życia po traumatycznych przeżyciach i kontynuował na wydanym pół roku później suplemencie w postaci EPki "Under The Fragmented Sky". 

Muzycznie album jest wypadkową znanego i ukochanego przez fanów stylu gry Riverside oraz nowych brzmieniowych pomysłów, które są zasługą zarówno Mariusza Dudy, Michała Łapaja i Piotra Kozieradzkiego, jak również gitarzystów Macieja Mellera z Quidam i Mateusza Owczarka z Lion Shepherd, a także cenionego skrzypka Michała Jelonka. Nowe kompozycje wypełniają mroczne, dynamiczne dźwięki bliższe twórczości Dream Theater niż klasyce hard rocka i rocka progresywnego lat siedemdziesiątych, nawiązujące do zawartości "Second Life Syndrome" i "Anno Domini High Definition". Nie brakuje także momentami tanecznych melodii, ściskających serce fortepianowych ballad nawiązujących do dwóch poprzednich płyt zespołu, progresywnych pejzaży oraz eksperymentów brzmieniowych inspirowanych amerykańskim folkiem i muzyką klasyczną.

Opowiedziana na albumie historia spięta jest podobną klamrą jak warstwa liryczna „Second Life Syndrome”. Rozpoczyna się niespełna dwuminutowym intro „The Day After”, wyśpiewanym przez Mariusza przepełnionym smutkiem głosem i przypominającym motyw „The Rains Of Castamere” z popularnego serialu „Gra o Tron”. To opis odczuć członków zespołu po otrzymaniu tragicznych wieści, wyrażony w formie pojawiających się w głowie w takich momentach pytań retorycznych. Pod koniec słyszalna jest narastająca partia skrzypiec Michała Jelonka, która jest wstępem do prog metalowych gitarowych riffów, klawiszowych szaleństw i perkusyjnych galopad, atakujących słuchacza w pierwszych taktach „Acid Rain”. Z mrocznych dźwięków wyłania się chwytliwy refren i porywająca gitarowa solówka.  

Singlowy „Vale Of Tears” ujmuje przebojowością. Utrzymany jest w muzycznej stylistyce bliskiej kompozycji „Celebrity Touch” ze „Shrine Of New Generation Slaves”, jednak nieco mocniejszej w wymowie. Bohater opowiada tu o próbie odnalezienia sensu życia w post apokaliptycznej rzeczywistości, porównując tę drogę do trudów przemierzania pustyni. 

W poruszającym „Guardian Angel” prym wiedzie gitara akustyczna i fortepian, na tle których rozbrzmiewa pełen melancholii, niższy niż zwykle się głos Mariusza, pragnący ucieczki od pustki i żalu i rozpoczęcia wszystkiego od zera. Nie brakuje tu także przyprawiającej o łzy gitarowej partii, nawiązującej do sposobu muzycznego wyrażania emocji przez Piotra Grudzińskiego

Lament” zgodnie z tytułem charakteryzują rozpacz i smutek, który wyrażony jest w postaci zawodzących, a jednocześnie pełnych mocy gitar i przejmującej partii skrzypiec. Płynąca niczym walc melodia w zwrotkach kontrastuje z mrocznymi refrenami. Na tle wszystkich kompozycji bardzo ciekawie wypada instrumentalny „The Struggle For Survival”, gdzie dialogi toczą gitary elektryczne – prowadząca i rytmiczna oraz gitara basowa. Utwór oscyluje pomiędzy muzyką drogi przywodzącą na myśl amerykańskie pustkowia oraz prog metalową dynamiką. Nie brakuje tu także chwytliwych wokaliz, ciekawych partii perkusji, klawiszowej pejzażowości oraz wstawek gitary akustycznej.  Jest to w pewnym sensie odniesienie do „Reality Dream III” ze wspomnianej już drugiej płyty Riversde. 

River Down Below” to jeden z najpiękniejszych momentów albumu, kolejny po „The Day After” i „Guardian Angel”, w którym nie da się nie uronić łzy. Bohater próbuje pogodzić się z nagłą śmiercią przyjaciela, tworząc w głowie fikcyjny scenariusz wydarzeń i poetycko przywołując ostatnie życzenie umierającego. Wzruszające partie gitary akustycznej, dźwięki natury, delikatne brzmienie perkusji, tajemnicze głosy i ściskający gardło wokal Mariusza tworzą niezwykły klimat tej kompozycji. 

W przedostatnim na albumie nagraniu tytułowym instrumentalną walkę toczą folkowe partie akustyczne oraz siejące spustoszenie gitarowo-perkusyjne galopady, które kojarzyć się mogą z westernową rywalizacją na dzikim zachodzie. Po instrumentalnej bitwie następuje chwila refleksji i wyciszenia w postaci wyciskającego łzy, wieńczącego opowieść „The Night Before”, opartego na brzmieniu fortepianu i przejmującym wokalu. Tu bohater ostatecznie żegna się z przyjacielem.   

"Wasteland" to spójny i wielowymiarowy, a zarazem bardzo poetycki album. To płyta nieoczywista, która zaskakuje na każdym kroku i nie pozwala o sobie zapomnieć, intrygując i skłaniając słuchacza do refleksji. Wymaga ciszy, skupienia i dokładnego pochylenia się nad muzyczną i liryczną warstwą każdej z kompozycji. To album, który musiał się ukazać się w takim kształcie, aby uporządkować zespołowe sprawy – bardzo ważny, ale niekoniecznie ulubiony. Pomimo, że nie można odmówić jej przebojowości, nie jest to płyta, do której ze względu na poruszaną tematykę wraca się często odczuwając czystą radość słuchania. Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że jest to jedno z najważniejszych wydawnictw 2018 roku. 

W październiku 2018 rusza europejska trasa „Wasteland Tour”, promująca najnowsze wydawnictwo zespołu, która rozpocznie się w Polsce. Muzycy wystąpią w Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu, Katowicach, Łodzi, Toruniu, Krakowie i Warszawie. Wato wybrać się na któryś z występów i sprawdzić, jak nowe kompozycje sprawdzą się w wersji koncertowej. 

7/10

tekst opublikowany jest także na stronie www.rockserwis.fm