niedziela, 5 listopada 2017

Les Discrets - "Prédateurs" (21.04.2017)



Oto kolejny po zespole Alcest przykład na to, że francuska muzyka to kopalnia alternatywnych brzmień. 21 kwietnia 2017 również nakładem niemieckiej Prophecy Production ukazał się trzeci studyjny album Les Discrets. To projekt muzyka, grafika i reżysera Fursy Teyssiera, założony w 2003 roku, gdy udzielał się on jeszcze w zespole Phest. Od 2009 roku skład grupy poza głównym kompozytorem, który jest także wokalistą i gitarzystą, tworzy także wspierająca go wokalistka i autorka tekstów - Audrey Hadorn. 


Les Discrets i Alcest łączy jednak coś więcej niż tylko kraj pochodzenia i wspólna wytwórnia. Do 2013 roku duety wspierały się wzajemnie na koncertach (w 2009 roku ukazał się nawet album dokumentujący wspólny split), a perkusista Winterhalter udzielał się na dwóch pierwszych albumach swoich przyjaciół.  Na "Prédateurs" na tym instrumencie gra natomiast gościnnie Jean Joly.  

Najnowsza propozycja Les Discrets to melancholijna opowieść o utracie piękna, miłości i empatii, zadedykowana naszej planecie i jej mieszkańcom. To muzyczna forma przeprosin za zniszczenia, jakich dokonał człowiek wobec natury. Ta mroczna, nieco tajemnicza płyta prowadzi nas przez paletę emocji, pośród których dominują smutek, melancholia i złość. Muzycznie przypomina nieco dokonania Archive, ocierając się o elektroniczno-trip-hopowe budowanie napięcia, charakterystyczne dla brytyjskiego kolektywu. Apokaliptyczny nastrój podkreślają natomiast oscylujące na granicy post rocka i shoegaze'u gitarowe, przestrzenne dźwięki. 

Na "Prédateurs" składa się dziesięć płynnie przechodzących w siebie, przepełnionych melancholią kompozycji, z których żadna nie przekracza sześciu minut. Większość, poza dwoma anglojęzycznymi utworami, zaśpiewana jest w języku francuskim, co dodatkowo buduje ich wyjątkowy nastrój. Podkreśla go również melorecytacja Audrey, która wspaniale uzupełnia się z wokalizami Fursy’ego.
Całość rozpoczyna się od dwuminutowej miniatury, która wprowadza słuchacza w ciemność. Z wszechobecnego mroku wyłania się delikatny wokal Teyssiera, wybrzmiewający na tle subtelnego elektronicznego motywu. Pomimo przytłaczającego emocjonalnego bagażu utwór jest niezwykle melodyjny, głównie dzięki pejzażom malowanym przez gitary - słuchający ich odbiorca ma wrażenie unoszenia się nad ziemią i spoglądania na nią z perspektywy lotu ptaka. W utworze trzecim po raz pierwszy słyszymy sentymentalny duet obojga wokalistów, który kontrastuje z dosadnie wygłoszonym manifestem oraz energetycznym brzmieniem perkusji. Gitarowe riffy przywodzą zaś na myśl dokonania Archive. 

Kompozycja oznaczona numerem czwartym to ukłon w stronę nie-francuskojęzycznych słuchaczy, a jednocześnie liryczna kwintesencja apokaliptycznego konceptu. Bohater utworu zastaje zniszczony świat pozbawiony natury, zderzając się brutalnie z prawdą o tym, że człowiek zagubił się w szaleństwie cywilizacyjnego pędu, niszcząc po drodze to, co piękne i wartościowe. To również utwór najdłuższy na płycie, z wyeksponowaną elektroniczną partią, ocierającą się o stylistykę r'n'b, która wręcz "przejeżdża po uszach walcem", symbolizując apokalipsę, a następnie wycisza się, przechodzą w delikatne gitarowe dźwięki, przepięknie obrazujące krajobraz po katastrofie. 

"Fleur des murailles" to kolejny na albumie wspólny popis obojga wokalistów. Z nokturnowego wstępu wyłaniają się gitarowo-elektroniczne dźwięki oraz przejmujące, tajemnicze głosy. Mroczny klimat utrzymuje się w kolejnych kompozycjach, w których ponownie na pierwszym planie słyszymy gitarowe riffy i pogłosy, wraz z mrożącymi krew w żyłach recytacją i szeptem.  

W utworze ósmym mrok ustępuje nieco miejsca balladowej, nostalgicznej melodyjności, podkreślonej post rockowo łkającą gitarą. Nie znika on jednak całkowicie i objawia się w postaci grobowych dźwięków dzwonów. Przedostatnia kompozycja to natomiast transowy taniec w rytm zapętlonego gitarowo-klawiszowego motywu i drugi językowy ukłon w stronę międzynarodowej publiczności. 

W tekście utworu ciemność wypełnia miasto krok po krok, a zaniepokojony narrator muzycznej opowieści pyta: "Czy pamiętasz zapach wiosny?", przypominając jednocześnie, że my, ludzie zamieniliśmy strumienie w ulice, wciąż biegnąc przed siebie i próbując osiągnąć niemożliwe. To jeden z najsmutniejszych fragmentów albumu, który dobitnie prezentuje przekaz płyty i przestrzega słuchacza przed tym, by nie dopuścił do utraty tego, co najcenniejsze. 

Podróż przez apokaliptyczny krajobraz kończy się szumem padającego deszczu, który jest zwieńczeniem zamykającej album instrumentalnej kompozycji. Bohater, w rytm ambitnej elektroniki, przemierza puste tereny, na których pozostały tylko zgliszcza dawnej świetności ziemskiego krajobrazu. 

"Prédateurs" to album godny uwagi każdego wrażliwego odbiorcy, poszukującego nietuzinkowych brzmień i ciekawych historii zawartych w muzyce. Warto przyjrzeć się także minimalistycznej okładce i książeczce dołączonej do płyty, utrzymanej w ciemnej tonacji, dopełniającej przekaz. To wyjątkowe dzieło dla wyjątkowych słuchaczy, któremu należy poświęcić czas i posłuchać go w całości, aby odkryć bogactwo dźwiękowe na nim zawarte. 

8/10 

Posłuchaj fragmentu: Les Discrets - Vanishing Beauties