sobota, 9 lipca 2022

Mikael Åkerfeldt - Clark OST (5.05 // 22.07.2022)

Nie cierpię seriali. Tak mam w zasadzie od zawsze, z małymi wyjątkami, prawdopodobnie z tych powodów, za które inni je kochają. Pochłaniają czas, skutecznie odciągają od tego, co ważne, wciągając tak mocno, że spędza się przed ekranem znacznie więcej czasu niż się powinno, angażują w prezentowaną historię, co nie zawsze ma sens. Niespecjalnie ma znaczenie, czy jest to serial polski czy zagraniczny, czy jest polecany przez znajomych, czy wręcz przeciwnie. Zdecydowanie wolę wybrać się do kina, poświęcić pełną uwagę filmowej historii, zanurzyć się w niej i oderwać na te około 2 godziny od otoczenia.

Nie znaczy to jednak, że nie warto posłuchać muzyki, która została na potrzeby seriali stworzona. Tym bardziej, jeśli jej autorami są artyści, których się ceni. Kilka tygodni temu pisałam o serialowej EPce Anny Calvi, teraz nadszedł czas na coś zupełnie innego. 

Ścieżkę dźwiękową do serialu stworzył nie kto inny, jak Mikael Åkerfeldt  - lider, wokalista i kompozytor grupy Opeth. To niespełna półtorej godziny muzyki instrumentalnej, bardzo klimatycznej i atmosferycznej, nieco różniącej się od dokonań macierzystego zespołu artysty, lecz także mającej z nimi pewne punkty wspólne. To coś dla miłośników niemal jazzowego wyrafinowania, elementów akustycznych, bliskowschodnich wpływów, pejzażowego malowania dźwiękami, sięgającego bardzo luźnymi skojarzeniami do bardzo przecież różnorodnej na przestrzeni lat twórczości Pink Floyd. To 34 fragmenty o długości od minuty do 4 minut, zestawione luźno, zmieniające nastrój od refleksyjnego, przez hipnotyzujący i tajemniczy aż po mrożący krew w żyłach. Ta zmienna muzyka ma jednak wiele punktów stycznych. Utwory łączą się i płynnie w siebie przechodzą, budując przedziwną historię, pełną zwrotów akcji, która wciąga.

Takie odczucia i emocje towarzyszą odbiorowi samej muzyki, bez dodatkowych bodźców wzrokowych, dialogowych i fabularnych. Sama w sobie jest na tyle pejzażowa i wielowarstwowa, że buduje w wyobraźni przeróżne obrazy i niesamowicie inspiruje. Jasne, nie obejrzałam serialu "Clark" i ze względów oczywistych nie odniosę się tutaj do samej treści tego dzieła Netflixa. Wspomnę tylko, że to szwedzka produkcja składająca się z sześciu odcinków opowiadających historię przestępcy Clarka Olofssona, której współscenarzystą i reżyserem był współpracujący z Opeth na "In Cauda Venenum" Jonas Akerlund, który zaprosił do współpracy Mikaela.

Sam autor muzyki podkreśla, że tworzenie jej było jedną z najbardziej satysfakcjonujących rzeczy, jakich dokonał w swojej muzycznej karierze. "Była to świetna zabawa i jednocześnie spore wyzwanie. Chciałem, by dobrze pasowała do tej oczywiście dość dziwacznej historii Clarka Olofssona. Podczas pandemii napisałem całkiem sporo muzyki z myślą o tym projekcie, ale mam nadzieję, że nie odszedłem zbyt daleko od pierwotnego zamysłu. Gotowy soundtrack to mieszanka różnych muzycznych stylów. Z niektórymi jestem już nieźle zaznajomiony, inne były dla mnie czymś nowym albo starym – w zależności od tego, jak do tego podejdziemy. Tak naprawdę ten album muzycznie kompletnie nie ma sensu i o to w sumie chodziło. Pisanie muzyki do tak wielopłaszczyznowej historii, jak ta o Clarku, musiało wiązać się z czymś w rodzaju muzycznego szaleństwa. To bardzo zróżnicowany materiał, zupełnie jak mój muzyczny gust. Żadnych granic, żadnych zasad, wszystko jest dozwolone”.

Choć zupełnie nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że ten album nie ma sensu, bo mi jako odbiorcy jego słuchanie sprawie naprawdę wiele frajdy i bardzo relaksuje, to jest w wypowiedzi artysty sporo prawdy. To bardzo przekrojowa płyta, obrazująca jak szerokie horyzonty muzyczne posiada, po jak bardzo rozległe inspiracje sięga. Naturalnym jest, że mają one wpływ także na to, jak na przestrzeni lat zmieniało się brzmienie Opeth, jak bardzo złożone i wielowarstwowe się stało, sięgając nie tylko do metalu, ale i do jazzu, muzyki świata czy rocka progresywnego czy brzmień akustycznych. Fortepianowe miniatury, gitara akustyczna, orkiestra symfoniczna, "klasyczne" wyrafinowanie - jeśli ceni się dobrą, ambitną muzykę i ma się otwarty umysł, trudno się w tych dźwiękach nie zasłuchiwać, choćby było się zagorzałym wielbicielem hałasu, piorunującego tempa, miażdżących ścian dźwięku i piekielnych growli. Ta muzyka otula i niesie w sobie ciepło, spokój i ukojenie, które jest niezbędne, by zachować czystość umysłu i równowagę.

Może nie jest to płyta fenomenalna i przełomowa, zdecydowanie nie przebojowa, ale niosąca naprawdę wiele intrygujących doznań. Nie na każdy dzień, ale w sam raz na ciepłe letnio-wiosenne popołudnie spędzone w spokoju, z dala od tego, co przygniata i przytłacza na co dzień. A może właśnie na taki trudny dzień, by się wyciszyć? Tu już oczywiście pozostaje dowolność w zależności od osobistych preferencji.

Nie sądzę, by kogoś te wypociny przekonały do zakupu tego soundtracku, ale jeśli chcielibyście się odciąć i go posłuchać, jest dostępny np tu: 

 

86%