wtorek, 11 stycznia 2022

Of The Wand And The Moon: “Your Love Can’t Hold This Wreath Of Sorrow” to podróż do czasów mojego dzieciństwa


Pora na jeszcze jeden szybki skok w muzykę z ubiegłego roku. W 2021 roku świetny album wydał także Of The Wand And The Moon, który za sprawą "Your Love Can't Hold This Wreath Of Sorrow" skradł serca miłośników mrocznego folku i gitarowej muzyki akustycznej. Lider projektu Kim Larsen, mimo wielu sukcesów na koncie, licznych projektów i doświadczeń pozostał skromnym i ciepłym człowiekiem, który wciąż szuka nowych wyzwań. Oprócz oczywistych kierunków stylistycznych postanowił tym razem sięgnąć także po mniej oczywiste inspiracje jak jazz i muzyka sprzed ponad pięciu dekad. Miałam okazję zadać mu kilka pytań w związku z wydaniem tej pięknej płyty.

W naszej rozmowie wielokrotnie będzie przewijał się temat powrotu do dzieciństwa artysty. Kim  opowiedział mi o tym, jakiej muzyki słuchał z tatą, o swojej miłości do analogowych brzmień z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych i o tym, jak wpłynęły one na kształt nowej płyty. Pojawił się też bardzo ciekawy wątek filmowy. Nie zabrakło też miejsca na kilka słów o jego mniej znanych artystycznych przedsięwzięciach. 





Między Uchem A Mózgiem: Twój nowy album to wulkan emocji. Jest z jednej strony melancholijny, z drugiej zaś fantastycznie podnosi na duchu, ze względu na piękne melodie i jazzujące partie. To świetny materiał dla każdego, kto lubi odkrywać nowe dźwięki, kto ma otwarty umysł. To także taka ścieżka dźwiękowa jesieni. Co myślisz o takiej interpretacji swojej muzyki?

Kim Larsen: Wygląda na to, że w Danii jesień i zima są przez cały rok. W takim układzie ten album może być taką całoroczną ścieżką dźwiękową 😉 


MUAM: Zatytułowałeś tę płytę “Your Love Can’t Hold This Wreath Of Sorrow”. Jakie były Twoje główne inspiracje w kontekście lirycznym? Czuję, że napisałeś je troche z przymrużeniem oka, ponieważ sama muzyka nie niesie w sobie tak wielkiego ciężaru i smutku. Czy podobnie jak przy poprzednich wydawnictwach czerpałeś z mitologii nordyckiej i rytuałów? Czy to osobista płyta, czy raczej zbiór utworów, których interpretację chciałbyś w pełni pozostawić odbiorcy?

Kim: Zawsze lepiej nie objaśniać szczegółowo i wnikliwie nie analizować mojej muzyki i tekstów. Wolałbym pozostawić dowolność interpretacji słuchaczom, pozwolić im znaleźć własne odniesienia, które korespondują z osobistymi emocjami. Myślę, że odniesienia do mitologii nordyckiej i magi można odnaleźć na moich poprzednich płytach, natomiast ten album jest bardziej przejrzysty i skierowany ku melancholii zarówno w wydźwięku jak i formie.

 


MUAM: Muzycznie, na nowej płycie eksplorujesz nowe kierunki – sięgasz po muzykę akustyczną, klasyczną, jazz.  Są tu też bardziej eksperymentalne partie, np w "Williamsburg Bridge" sięgasz po operę, w "Fall From View" po noise, a w “Twilight Halo” pojawiają się tajemnicze szepty, budzące skojarzenia z duchami. Muszę przyznać, że te elementy fantastycznie budują atmosferę, a dzięki temu, że łaczą się z elementami folkowymi, muzyka staje się unikalna, wyjątkowa. Co zainspirowało Cię do stworzenia tej płyty właśnie w taki sposób?

Kim: Ta płyta to taka podróż do czasów mojego dzieciństwa. Mój tata miał dużą kolekcję płyt rockowych i jazzowych. Jeśli chodzi np. o ten bas w stylu “tic-tac”, to wpływ na to miały na pewno 7-calowe single Serge’a Gainsbourge’a “Je Taime” i “Jane B”, a także płyty The Beatles – “Rubber Soul” i “Help”. Wpływ na brzmienie tego albumu miały także duńskie kryminały z końca lat siedemdziesiatych, ta seria nazywała się “en by i provinsen”.Konkretnie mam tu  na myśli intro zagrane na trąbce, które była w czołówce tego serialu.

Co więcej, w dzieciństwie nagrywałem  na kasety wideo filmy z telewizji, a także przegrywałem wypożyczone kasety.  W tamtych czasach nie było takiego dostępu do wszystkiego, jak dziś i jeśli podobała ci się muzyka, nie mogłeś kupić sobie ścieżki dźwiękowej ot tak po prostu. Bardzo poruszył mnie zarówno film “Ucieczka z Nowego Jorku” jak i ścieżka dźwiękowa do niego. Więc jak najbardziej, wiele inspiracji na tę płytę pochodzi właśnie z soundtracków do filmów z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Zawsze podobało mi się brzmienie muzyki z tamtych czasów.

 


 



MUAM: Fantastycznie! Wspominasz o tych dźwiękach z lat 60-tych i 70-tych, inspiracjach muzyką Serge’a Gainsbourge’a, a także w materiałach prasowych wymieniałeś Lee Hazelwooda i Leonarda Cohena. To niesamowite, od czasu ich powstania minęło już ponad pół wieku. Co sprawia, że ta muzyka jest uniwersalna i ponadczasowa i wciąż brzmi świetnie?

Kim: Tak jak wspomniałem wcześniej – tych wszystkich płyt słuchałem jako dziecko, razem z tatą, więc one mocno zapadły mi w pamięć. Jestem także zakochany w analogowym brzmieniu. Do niego cały czas dążę i niezmiennie ono mi się podoba. Także okładka tej płyty nawiązuje w pewien sposób do stylu okładek wydawnictw z lat sześćdziesiątych.


MUAM: Utwór "Love Is Made Of Dreams" zawiera fragment audycji radiowej. Prawdziwej? 😊

Kim: Niezupełnie (śmiech). To był taki pomysł. Poprosiłem swojego przyjaciela TJ’a (King Dude), by nagrał taką zapowiedź.


MUAM: Jest na tej płycie także jeden utwór po francusku… O czym jest?

Kim: Oczywiście też jest nawiązaniem do mojej miłości do muzyki lat 60-tych. To hołd dla kompozycji „Un Jour comme un autre” Serge'a Gainsbourga, śpiewanej przez Brigitte Bardot. Zachował się fantastyczny film, gdzie artystka śpiewa płynąc łodzią przez Paryż. Jest też sporo odniesień do filmu „Le Feu Follet z 1963 roku. 
 




MUAM: Wróciłeś z pełnym studyjnym albumem jako Of The Wand And The Moon po 10 latach. Poprzedni album tego projektu z 2011 roku. “The Lone Descent” był wielkim sukcesem i spotkał się z wielkim uznaniem. Jak ten sukces zmienił Twoje życie?

Kim: Właściwie nie zmienił. Po prostu zagrałem dużo koncertów.


MUAM: Co spowodowało, że tak długo czekałeś, by wydać nowy album? Czy był to po prostu brak czasu, czy potrzebowałeś przerwy z tym projektem? Wiem, że wydawałeś EPki, że byłeś zajęty trasami koncertowymi i graniem z King Dude, Anną von Hausswolff, Offermose, a także pracowałeś nad innymi projektami pobocznymi.

Kim: Ukończenie tej płyty było naprawdę dużym wyzwaniem. Po pierwsze, współproducent płyty musiał skończyć prace nad innym albumem, zanim mógł zająć się moim materiałem. Perkusista, z którym gram, wyjechał z Danii na około pół roku. Nagraliśmy partie perkusji na początku, a później nastąpiła długa przerwa. Później mój współproducent wyjechał na letnie wakacje, następnie to ja wyjechałem, by zagrać kilka koncertów w Australii. W trakcie dalszych prac nad płytą wybuchła pandemia. Tak więc było wiele spraw, których nie dało się zgrać czasowo, zmian w planach i konieczności dostosowania wszystkiego do nowej rzeczywistości. 
 
Tak jak wspomniałaś, byłem też zajęty promocją „The Lone Descent”, który wydałem w 2011 roku. Nie chcę, by Of The Wand And The Moon stał się projektem nagrywanym pod szablon, z ustalonym biznesplanem – album co roku, z kilkoma dobrymi piosenkami i resztą w postaci powtórek, potem trasa koncertowa… i tak w kółko. O ile nie mam już czegoś gotowego, co chciałbym wydać (i akurat wyjdzie rok). Za każdym razem staram się pójść z moją muzyką trochę dalej, zrobić coś nowego, najlepiej jak potrafię w danym momencie.





MUAM: Czy mógłbyś opowiedzieć więcej o projektach Les Chasseurs De La Nuit, Vril Jäger i White Chamber?

Kim: Les Chasseurs De La Nuit to project, w którym zacząłem eksperymentować i trochę więcej szaleć. Nagrałem kilka oldschoolowych neofolkowych piosenek w stylu lat 90-tych, które mi się bardzo podobały. Mogłem wykorzystać je do Of The Wand And The Moon, ale wydały mi się zbyt retrospektywne. W tym projekcie mogłem natomiast zrobić trochę muzyki hałaśliwej i eksperymentalnej, co także bardzo lubię nagrywać. 




Vril Jäger miał być tak naprawdę wspólnym projektem Johna Murphy’ego (SPK, Death In June i kilka innych zespołów), Thomasa Bøjdena z Die Weisse Rose i moim. Nazwa zespołu jest wypadkową nazw naszych osobistych projektów. John miał project Shining Vril, który w połączeniu z moim Les Chasseurs (Hunters) De La Nuit i niemieckim Die Weisse Rose dał razem Vril Jager.  John grał na perkusji zarówno w Of The Wand And The Moon jak i Die Weisse Rose. Rozmawiałem też z Thomasem kilka razy o tym, że chcielibyśmy razem pojechać w trasę i nagrać coś wspólnie z Johnem. Tak narodził się Vril Jager. Niestety John zmarł na raka i nie dotarł do Kopenhagi na nasze sesje nagraniowe. 



White Chamber był natomiast projektem elektronicznym, bliskim estetyce coldwave, który stworzyłem razem z gitarzystą Of The Wand And The Moon, Iverem Overgaardem. Miało to być przedsięwzięcie eksperymentalne, miejsce eksploracji pomysłów elektronicznych. Pierwszym naszym nagraniem był utwór, który Iver miał w zanadrzu od 10-15 lat, świetne nagranie, które uznałem, że musi ujrzeć światło dzienne. 
 



Obecnie jestem dość zajęty innymi rzeczami, ale mam nadzieję, że będzie okazja do tych projektów jeszcze powrócić.



MUAM: W latach dziewięćdziesiątych grałeś też gothic-doom w Saturnus, a w 1998 ruszyłeś z solowym projektem. Oczywiście nie będę pytała o osobiste powody opuszczenia zespołu, lecz o samą muzykę. Postanowiłeś skierować swoje muzyczne zainteresowania w kierunku dark folku. Co sprawiło, że zmieniłeś kierunek. Byłeś zmęczony graniem tych ciężkich riffów i post-apokaliptyczną atmosferą, która czasem może przytłaczać?


Kim: ta mroczna, apokaliptyczna atmosfera i wpływy folku były już obecne, gdy grałem w Saturnus. Można usłyszeć je w kilku utworach, które skomponowałem dla zespołu. Odszedłem, bo było za dużo pomysłów, a moi koledzy z zespołu nie podzielali miłości do muzyki, która mnie interesowała. Dlatego założyłem własny projekt. Później się pokłóciliśmy, więc odszedłem z powodów osobistych. Potem okazjonalnie grałem metal jako gitarzysta sesyjny zespołu Blazing Eternity. A jakiś czas później znów sięgnąłem po funeral doom z trio Black Wreath. Wydaliśmy razem płytę w 2009 roku.







MUAM: Jako Of The Wand And The Moon tworzysz już od ponad 20 lat, wciąż poszukujac nowych brzmień i inspiracji. Jak z Twojej perspektywy zmienił się przez lata rynek muzyczny?

Kim: Muszę przyznać, że jest trochę bardziej depresyjnie. Czasami żałuję, że nie mogę cofnąć życia o jakieś 10-20 lat, kiedy można było zarobić sporo nawet będąc muzykiem tworzącym w alternatywnym nurcie. 

 

MUAM: Magiczna nazwa twojego projektu świetnie oddaje jego charakter. Mieszkając nad morzem mam ten przywilej, że mogę podziwiać wschody i zachody księżyca, co jest zawsze niezapomnianym, fantastycznym doświadczeniem. Jak myślisz, dlaczego księżyc jest tak inspirujący?

Kim: Gdy wymyślałem nazwę dla zespołu miałem na myśli różdźkę jako symbol magii.  Księżyc jest natomiast odniesieniem do czasu nocy, kiedy zwykle pracuję nad swoją muzyką.

 

MUAM: A doświadczasz takich magicznych, marzycielskich krajobrazów w Danii, które stają się inspiracją dla Twojej muzyki?

 Kim: W obecnym czasie moje główne inspiracje sięgają moich wspomnień z dzieciństwa, czyli początków lat 80-tych, gdy upadały miasta i otaczało mnie mnóstwo opuszczonych miejsc. Niestety te miejsca zostały zastąpione już nowoczesną, brzydką architekturą.




ENGLISH VERSION


It's time for a fast little jump into the last year's music. 2021 has brought a great album released by Of The Wand And The Moon. "Your Love Can't Hold This Wreath Of Sorrow", stole the hearts of dark folk and acoustic guitar music lovers. Kim Larsen, the leader of the project, despite huge success, numerous projects and life experience, remains a modest warm man, who is still looking for new challenges. In addition to dark folk stylistic direction, this time he decided to reach for less obvious inspirations such as jazz and music from over five decades ago.

I had the opportunity to ask him a few questions in connection with this beautiful album. In our conversation,the artist's return to his childhood will be discussed many times. Kim told me about the music he listened to with his dad, about his love for analog sounds from the sixties and seventies, and how they influenced the new album. There was also a very interesting movie thread and a space  for a few words about his less known artistic projects.

.






Między Uchem A Mózgiem: Your new album is full of emotions. It's melancholic, on the other hand musically truly uplifting by those melodies and jazzy parts. It's great for every music discoverer and open-minded person. It's also an autumn soundtrack. What do you think about this kind of interpretation?

Kim Larsen: Seems Autumn and Winter is all year in Denmark. So perhaps It's an all year around album.

MUAM: “Your Love Can’t Hold This Wreath Of Sorrow” - this is the title of the new album. What are main lyric inspirations? I feel it's a bit a wink of an eye, because music itself is not that heavy and sad. Is this still a Norse mythology and rituals? Is it a personal record or rather a collection of songs and you leave the interpretation to listeners?

Kim: It is always better not to explain and dissect the music and lyrics. And leave the thoughts to the listener to find their own connection to it. At least in my opinion. Guess the inspiration norse mythology and magick was on the old albums. Nowadays it has become more distilled into melancholy in some way or form.

MUAM: Musically, on this new album you head for also some new exciting music directions, exploring acoustic music, classical music, jazz. There are also experimental parts like in "Williamsburg Bridge" (opera), "Fall From View" (noise music) and mysterious whispers just like ghosts in "Twilight Halo". I admit they build a great atmosphere and match the acoustic folk parts, making the music unique. What were the inspirations?

Kim: Somehow it feels like going back in time when I was a kid. My father had an extensive record collection with rock and jazz. I think the Serge Gainsbourg 7 inch single with “Je Taime” and “Jane B” made a big impact on me with the tic tac bass. And also Beatles albums. “Rubber Soul” and “Help” for instance. Also watching a Danish crime series from the late 70s called “en by i provinsen” made its impact. With the trumpet intro song. Check it out.

Furthermore, as a kid I used to record movies from the television or rented videos on my tape recorder. Things were limited back then. And if I liked some music in a movie you couldn't just buy the soundtrack.  I was very taken by the “Escape from New York” movie and soundtrack for instance.
But yes, a lot of inspiration was drawn from 60s 70s movie soundtracks. Always loved the sound of that era.
 
 
 
 
 


MUAM: That’s amazing! You say this record was inspired by Serge Gainsbourg’s music from 60/70s, in press materials you’ve also mentioned Lee Hazlewood and Leonard Cohen. Now it's over 50 years later. What make this kind of music so universal and timeless, still sounding so great?

Kim: As I mentioned before. Those records was something I listened to as a kid through my fathers record collection. So the tic tac bass of Serge Gainsbourg and The Beatles sound is something that stuck. I'm also still in love with this analogue sound. It is a sound I somehow keep striving for and keep being attracted and drawn to. The cover layout of my album also pays tribute to those 60s covers.

MUAM: "Love Is Made Of Dreams" contain fragments of a radio broadcast. Is it a real one? :)

Kim: Not really hehe...just an idea I had. And asked my friend TJ (King Dude) to do the radio speak.


MUAM: There is also one song in French…. What is it about? 

Kim: Again my love for the 60s music. Think it was a kind of homage to the song “Un Jour comme un autre” by Serge Gainsbourg and sung by Brigitte Bardot. There is a great video of her singing this on a boat through Paris I think. Also a bit of reference of the movie “Le Feu Follet” in there.  
 






MUAM: You're back with a full studio album after 10 years and really successful record. How did your life change after the success with "The Lone Descent"?

Kim: Not much. Just played a lot of shows.

MUAM: What made you wait so long with this new material? Is it the lack of free time or a need for a break with this project? I know you were releasing EPs, you were busy touring and playing with King Dude, Anna von Hausswolff, Offermose, as well as recording and releasing with other side-projects.

Kim: There were a lot of challenges with finishing this album. For one, my co-producer had to finish another album before starting on mine. My drummer was also out of the country for about half a year. So we recorded the drums early on and then had a break. Then my co-producer was out of the country for the summer. Then I had gigs to play in Australia. And then corona came to play in the middle of it all. So a lot of bad timing, schedules that needed to be aligned and so forth.
 
As you mentioned I did release things after “The Lone Descent” album in 2011.
I just don't want Of The Wand And The Moon to be done as a business plan. An album every year with a couple of good songs and the rest repitition, go play shows...and repeat. Unless I had something I wanted to release of course. I'm trying to push the music a bit further every time. To the best of my abilities at that moment in time. 
 





MUAM: Could you tell me more about the names Les Chasseurs De La Nuit, Vril Jäger and White Chamber?

Kim: Les Chasseurs De La Nuit is a project I started to experiment and freak out a bit more.
I had done some old-school 90s neofolkish songs that I really liked. But to use them in Of The Wand And The Moon I would feel a bit too retrospective. Also the project granted me to make some more noisy/experimental stuff that I also like. 



Vril Jager was originally meant to be a project of John Murphy (SPK, Death In June and many many more), Thomas Bøjden (Die Weisse Rose) and myself. The name was made up of our 3 bands. John had a project called Shining Vril and that combined with my Les Chasseurs (hunters) De La Nuit and written in German as Thomas' project Die Weisse Rose hence Vril Jager.  John used to play drums for both Of The Wand And The Moon and Die Weisse Rose and Thomas and I always talked about doing a tour with our projects and do something together with John. So we came up with Vril Jager. Unfortunately John was taken away by cancer before we could get him to Copenhagen for the recording sessions. 




White Chamber was an electronic coldwave, whatever project started out as a collaboration between my Of The Wand And The Moon guitarist Iver Overgaard and myself. It was meant also to be an  experimental project to put out some ideas in an electronic vein. The first release features a song that Iver had been lying around for maybe 10-15 years. A great piece that I thought needed to get out there.
Things are busy these days but I hope to revisit these projects in the future.
 

 


MUAM: In 90s you were playing gothic doom music with Saturnus and in the 1998 you started a solo project. Of course, I will not ask for personal reasons of leaving the band, but about the music itself. You decided to head for dark folk. What made you change your musical direction? Were you tired of playing those heavy riffs, sometimes overwhelming, post-apocalyptical atmosphere?

Kim: - The dark/apocalyptic folk influence was already there when I played with Saturnus. As you can hear in several songs I wrote for them. The ideas just became too many. And as the other guys didn't have the same love for this kind of music I decided to do my own project.

Later I had a falling out with them so it was for personal reasons I left. I did occational play metal afterwards as a session guitarist of the band Blazing Eternity. And later again in a funeral doom trio called Black Wreath which we released and album in 2009. 
 
 





MUAM: Now you're performing as Of The Wand And The Moon for over 20 years, still searching for new sounds and inspirations. How did the music industry change from your perspective over the years?
 
Kim: A bit more to the depressive side I must admit.
Sometimes I wish I could push back my life maybe 10-20 years when you could sell a lot even being an alternative style musician.

MUAM: Your magical band name greatly represents the music itself. Living by the sea I personally have an opportunity to admire moonrises and sunsets of this beautiful Earth's satellite and it’s truly unforgettable experience. Why is moon so inspiring?

Kim: the name of the band was thought of as the wand being the magickal aspect of things and the moon of the nighttime where I usually work on my music.


MUAM: And do you have your dreamy landscapes in Denmark that inspire you to write music?

Kim: In these days my inspiration goes back to my childhood memories in the early 80s and the urban decay and abandoned places. Sadly these places have been replaced by the ugly architecture of nowadays.