wtorek, 21 stycznia 2020

Hatari - Neyslutrans (17.01.2020)




Hatari - Neyslutrans

Jedni wielbią ich za kreatywność i nowatorskie podejście do muzyki, inni krytykują wybór bardzo kontrowersyjnej tematyki i kształtu scenicznej prezentacji twórczości. Dali się poznać światu podczas ubiegłorocznego finału Konkursu Piosenki Eurowizji w Izraelu, gdzie reprezentowali ojczystą Islandię. Dla widzów przyzwyczajonych do "lekkiej, łatwej i przyjemnej", komercyjnej muzyki ten występ był co najmniej dużym zaskoczeniem. Po kilku singlach i EPce nadszedł wreszcie czas na pełnowymiarowy debiut Hatari.


Jak łatwo się domyślić, w parze z nieoczywistą muzyką występuje też nieco wywrotowa historia działalności grupy. Co ciekawe, gdyby nie eurowizyjny sukces, Hatari mógłby już nie istnieć. Zespół ogłosił rozwiązanie pod koniec 2018 roku, tłumacząc, że nie ma sensu działać dalej, skoro nie udało się obalić rządzącego światem kapitalizmu. Muzycy podjęli jeszcze jedną próbę ataku na podwaliny światowej polityki, zgłaszając się do najpopularniejszego międzynarodowego konkursu z zakresu muzyki rozrywkowej i tym razem szansa na powodzenie ich misji jest znacznie większa… No przynajmniej udało się już dotrzeć do szerokiego grona odbiorców i wywołać emocje.


Dźwiękowy nihilizm, a do tego ważny przekaz i efekt szoku – islandzka grupa budzi skrajne reakcje od początku działalności i z pewnością nieprędko się to zmieni. Mroczna elektronika (w wizualnej prezentacji zabarwiona lateksową stylistyką BDSM), zmiany tempa, agresywny taniec zderzający się z tajemniczością, świetne, prowokujące do myślenia teksty i plejada zaskakujących gości – wszystko to zawiera "Neyslutrans". Znajdziecie tu trzynaście utworów, układających się w intrygującą, spójną całość – zarówno singlowe nagrania, w tym rozsławione "Hatrið mun sigra" (w tłumaczeniu "Nienawiść zwycięży"), jak i kilka nowych propozycji.

Hatari nie biorą jeńców, nie próbują sprostać niczyim wymaganiom – krótko pisząc robią, co chcą. Swój album wydali w ramach własnej wytwórni, "Neyslutrans" to w wolnym tłumaczeniu trans konsupcjonizmu. Tak też brzmi ich muzyka – hipnotycznie, intrygującą i bardzo angażująco. To propozycja dla otwartych słuchaczy, którzy nie boją się eksperymentów, wyrazistego przekazu i lubią rozwiązania nieoczywiste. To dźwięki, które wymykają się klasyfikacji gatunkowej, łącząc mrok i delikatność. Brzmienia syntezatorów i automatów perkusyjnych charakterystycznych dla lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, elementów techno, hardcore punku, metalu i industrialu zderzają się z subtelnością partii smyczkowych i melodyjnością refrenów.

Dopełnia je wokalny dialog Matthíasa Tryggvi Haraldssona (dziennikarza i pisarza) i Klemensa Hannigana (stolarza, muzyka i projektanta), w którym zderza się bezkompromisowy, surowy i niezwykle wyrazisty krzyk tego pierwszego i pełen uroku, chwilami wręcz zmysłowy falset drugiego z muzyków. Grupy nie byłoby jednak bez udziału producenta i inżyniera dźwięku Einara Hrafn Stefánssona, wspierającego kolegów w realizacji misji.

Hatari piszą piosenki – nieco wykręcone, ale oparte na popowej melodii i schemacie zwrotkowo-refrenowym, z przełamaniem tempa zwrotem akcji. Takie, które zapadają w pamięć, wpadają w ucho, wchodzą w głowę i budzą myśli. Kołyszą i hipnotyzują, wywołują dreszcze, niepokój, chwilami agresję. Napięcie rośnie z minuty na minutę i właśnie to oddziaływanie na podświadomość słuchacza jest tak niezwykłe.

O wyjątkowości tego wydawnictwa świadczy także udział licznych gości z przeróżnych muzycznych światów. W "Klefi/Samed"  zaśpiewał palestyński artysta Bashar Murad, którego głos świetnie wpasował się w przesterowane brzmienia i bliskowschodnie motywy, w "Hlauptu" swoje trzy grosze dodał feministyczny Cyber. W "Helvíti" z ogromną mocą rapuje Svarti Laxness. "Spectavisti me mori, op. 8" urzeka partią skrzypiec Pétura Björnssona, a przedostatni "Nunquam iterum, op. 12" przepięknym połączeniem instrumentów smyczkowych i chóralnego śpiewu.

W dziesiątym  Ógleði:" i wieńczącym całość "Niðurlút" z gościnnym udziałem wokalistki r&b, występującej pod pseudonimem GDRN,  motywy mogą budzić skojarzenia z twórczością Son Lux. Melodia snuje się, zaskakując po chwili elektronicznym przesterem i zmianą tempa. Nowofalowo, wywrotowo i bardzo tanecznie jest natomiast w trzech pierwszych utworach albumu, pulsującym "Þræll" oraz eurowizyjnym "Hatrið Mun Sigra" pięknie podsumowującym nietuzinkowy styl Hatari.

To album, który dojrzewa w umyśle słuchacza, z każdym kolejnym kontaktem odsłaniając przed nim nowe doznania. To muzyka nowatorska, dopracowana w najdrobniejszych szczegółach, która poprzez początkowo wywołany szok pobudza wyobraźnię. Taka, która być może nie zmieni świata, ale może skłonić do refleksji obnażając społeczne anomalia, bezsens uczestnictwa w ciągłym wyścigu szczurów, czy przerażająco niską cenę za jaką ludzie są w stanie sprzedać swoją godność.

To sygnał, by obudzić się z lunatycznego snu spowodowanego codzienną rutyną i zacząć działać, sprzeciwić się reżimowi i podjąć walkę o lepsze jutro, ratunek dla indywidualności i własnej tożsamości. Hatari wiedzą, co robią. Konsekwentnie dążą do celu. Jestem bardzo ciekawa, jakie będą ich kolejne kroki.

92%